20 kwietnia 2021

Od Cynamonowej Pestki [NPC] — zgromadzenie medyków

Cynamonowej Pestce zdarzało się już wędrować między dziwnymi miejscami — począwszy od tego, że kiedy zbierała zioła w okolicach torów, łapa omsknęła jej się i utknęła w wejściu do podziemnej nory, kończąc na tym, że kiedyś jakaś kuna goniła ją wzdłuż wąwozu. Ale nic z tego nie równało się terenom Tenebris.
— Jesteś pewny, że dobrze się czujesz, Manaci Olbrzymie? — zapytała, chowając się bokiem w górze szarego futra. — Jeśli źle się czujesz, możemy zawrócić…
— Spokojnie, malutka — kaszlnął — wiesz, w porze opadających liści wziąłem nasze wiaderko i wybrałem się do sadu. Bez ciebie, malutka, bo nie chciałem cię budzić, było bardzo wcześnie, a jabłuszka same się nie zbiorą. No i pamiętasz, jak całe futro miałem ubabrane w papce z kwitnącej pokrzywy? — poczekał, aż pokiwa głową — no, to musiałem naprawić parę małych otarć. To drzewko było twardsze, niż myślałem, malutka. Ale zebrałem te jabłuszka! A jeszcze wcześniej, podczas pory zielonych liści, byłem nad morzem i…
— Manaci Olbrzymie, daleko jeszcze?
Zamrugał, jakby wyrwany z głębokiego snu.
— Och, nie, malutka. Przecież odwiedzałaś płyciznę tyle razy! Jeśli ci zimno, możemy się skryć, tam, o, pod tym daszkiem — wskazał pyskiem jakiś kicimęt, pod którym wyliniały kot syczał na spadające płatki śniegu — i otulę cię swoim futerkiem.
Zdążyła jedynie otworzyć pyszczek, zanim Manacik postanowił kontynuować.
— Wracając, porą zielonych liści byłem nad morzem i nagle zobaczyłem, że jakiś dzieciaczek Dwunogów rzeźbił coś z piasku. Pamiętasz, jak byłaś malutka i zabrałem cię nad morze, żeby zbierać kamyczki, a ty wtedy bawiłaś się w piasku?
— Manaci Olbrzymie, to było jeden sezon temu.
— Oj — westchnął. — W każdym razie, ten dzieciaczek robił coś podobnego. Tyle że wyciągnął z morza wodorosty i rozłożył je na piasku. No i ja bardzo chciałem te wodorosty, wiesz, malutka? Więc kiedy ten dzieciaczek poszedł do swoich rodziców, to zabrałem mu kilka tych wodorostów. Ale niedużo, naprawdę! Zostawiłem kilka, żeby nie było mu przykro. I- ojej, Ciemny Kle! Lisi Wrzasku! Jak dobrze, że do nas dołączyliście. Zdążycie jeszcze na moją historię.
Pestka posłała Liskowi ciche: „Przyzwyczaisz się”, ale ten odpowiedział jej tak morderczym wzrokiem i mamrotaniem pod nosem ni to klątwa, ni to modlitwa, że w końcu sama się zamknęła, pozwalając, żeby dwóch starszych stażem medyków wymieniało się swoimi doświadczeniami.
— No więc miałem już zapas i jabłuszek, i wodorostów. I jak ostatnio się zatrułem, to byłem bardzo głodny. Więc przeszukałem swoje zapasy — kaszlnął, jakby mu się przypomniało, że jeszcze dwa dni temu prawie zszedł od zatrucia dymem — i zrobiłem papkę z jabłuszek i wodorostów. — Ciemny Kieł powstrzymała odruch wymiotny. — No i kiedy ją zjadłem, to zacząłem czuć się lepiej. Powinienem zdradzić ten przepis pozostałym medykom, ale nie wiem, jak mieliby zbierać jabłka, skoro sad jest na terenach Ventus, a Bryzowa Gwiazda nie będzie zadowolona, jeśli ktoś obcy wszedłby na jej teren. Ale mogę wam przynieść wiaderko na następne zgromadzenie.
— Patrzcie, Srocza Łapa idzie — przerwała mu Cynamonowa Pestka, zanim Ciemny Kieł odmówiła papki z jabłek i wodorostów. Obawiała się, że jej mentor nie przyjąłby tego spokojnie.
— Srocza Łapo, maleńka, dobrze, że jesteś. Gdzie Szkarłatny Bluszcz?
— J-ja…
Głos jej zadrżał. Cynamonka wraz z medykami Tenebris rozejrzeli się po sobie, doskonale wiedząc, co uczennica zaraz powie — jedynie Manaci Olbrzym nadal uśmiechał się łagodnie, kołysząc ogonem na boki.
— Szkarłatny Bluszcz nie żyje.
— Czy ja dobrze usłyszałem? — piskliwy głos Podgrzybkowej Sierści rozbrzmiał zza Sroczej Łapy.
Cynamonowa Pestka najpierw ujrzała Rumiankową Łapę. Wow, opaliłeś się, Podgrzybkowa Sierści, pomyślała, marszcząc czoło. Dopiero po chwili Podgrzybkowa Sierść przemknął między nogami Rumiankowej Łapy i zawiesił zmartwiony wzrok w pozostałych medykach.
— Szkarłatny Bluszcz nie żyje?
— Będziemy opłakiwać go potem — ucięła Ciemny Kieł. — Na razie potrzebujemy zażegnać problem ze Sroczą Łapą.
Problem? — syknęła Cynamonka, choć wzdłuż grzbietu przeszedł ją nieprzyjemny dźwięk na próbę zakwestionowania swojego szacunku wobec doświadczonej medyczki. — Srocza Łapa nie jest żadnym problemem.
— Ona nie — westchnął Podgrzybek — ale jej mianowanie już tak.
— Powinna dokończyć trening jako uczeń jednego z nas — powiedziała Ciemny Kieł. — Liderzy nie powinni mieć z tym problemu. To wola Gwiezdnych, że zabrali ze sobą Szkarłatnego Bluszcza, zanim Srocza Łapa skończyła trening.
— Albo wola Zgaszonych — syknął Lisi Wrzask. — Zanim wszyscy się zbiorą na miejscu, zacznie się kolejne zgromadzenie klanów.
Ruszył w stronę Płycizny, a za nim Ciemny Kieł, rozjuszona sycząc coś o braku szacunku do przodków i zmarłego medyka. Lisi Wrzask odpowiadał jej wyjątkowo naciąganymi półsłówkami, które brzmiały, jakby chciał się jej tylko pozbyć, a mimo to Ciemny Kieł po chwili wymiany zmian odwróciła się do pozostałych w tyle z błyskotliwym uśmiechem, jakby uwierzyła w jego brednie.
— Srocza Łapo, ile wiesz o ziołach? Dobrze radziłaś sobie z chorymi podczas epidemii? — dopytywał Podgrzybkowa Sierść, na krótkich łapkach starając się dotrzymać kroku pozostałym.
— Ja… eee…
— Myślę, że mianowanie Sroczej Łapy to tylko formalność — wtrąciła się Cynamonowa Pestka, przyjaźnie omiatając medyczkę Industrii ogonem, żeby ta wiedziała, że trzyma jej stronę. — Srocza Łapa była uczennicą przez wiele księżyców. Szkarłatny Bluszcz pewnie chciał ją mianować na dzisiejszym zgromadzeniu, ale nie zdążył.
Odpowiedziało jej milczenie. Nawet Manaci Olbrzym zdawał się zapomnieć wszystkie swoje historie o jabłuszkach, wodorostach, kamyczkach i innych rzeczach, już do końca drogi do Płycizny pozostając w ciszy.
 
Futra medyków owiał lodowaty wiatr płynący zza morza. Widok Płycizny zaparł dech w piersiach Cynamonowej Pestki — niekoniecznie z wrażenia, bo bywała tutaj już wiele razy, ale raczej przez to, jak martwe stało się to miejsce. Podgrzybek stuknął szczurzą łapką w lodową okrywę na powierzchni i westchnął cicho.
— Potem się tym zajmiemy.
Medycy przysiedli przy Płyciźnie, łapy wyciągając ku tafli. Jedynie Manacik nieco opóźnił się w zapłonie, siadając dopiero wtedy, kiedy Cynamonowa Pestka zdzieliła go łapą w krzyż — jednak i wtedy musiał się położyć, bo Ciemny Kieł i Lisi Wrzask nie potrafili dojrzeć zbliżającej się ceremonii mianowania Sroczej Łapy zza jego grubego futra.
— Ja, Podgrzybkowa Sierść, medyk klanu Flumine, wzywam mych przodków, abyście spojrzeli na tego ucznia. Trenowała ciężko, aby zrozumieć Kodeks Medyka, i z waszą pomocą będzie dumnie służyć swojemu klanowi przez wiele księżyców — zaczął Podgrzybkowa Sierść. — Srocza Łapo, czy obiecujesz przestrzegać zasad medyka i stać z dala od rywalizacji pomiędzy klanami, aby bronić i pomagać każdemu psu, nawet kosztem swojego życia?
Cała niepewność, która pojawiła się wraz ze wspomnieniem o śmierci Szkarłatnego Bluszczu, nagle zniknęła z oczu Sroczej Łapy, a Cynamonowa Pestka nie potrafiła się nie uśmiechnąć na ten widok.
— Obiecuję.
— A więc z mocą Coelum nadaję ci imię medyka. Srocza Łapo, od tego momentu będziesz zwać się (nowe imię, którego nie dostałem, bo Apo ma nieobecność). Gwiezdni honorują twoją roztropność i witamy cię jako pełnoprawnego medyka klanu Industria.
Srocza Łapa schyliła się, żeby Podgrzybkowa Sierść mógł oprzeć pysk na głowie nowej medyczki, po czym liznął jej ramię. Dopiero po skandowaniu imienia przez pozostałych Podgrzybkowa Sierść odchrząknął, zwracając się do Manaciego Olbrzyma.
— Manaci Olbrzymie, pozwolisz…?
— Co? Och, tak. — Podgrzybek schował się za Rumiankową Łapą, zanim Manaci Olbrzym zamachnął się łapą na Płyciznę, roztrzaskując lodowe odłamki wokół medyków.
Cynamonka przysunęła się bliżej swojego mentora. Ciepło bijące od jego wełnistego futra uśpiło ją szybciej, niż sami Gwiezdni, kiedy wsunęła łapę do lodowatej wody.
 
Była pewna, że znajduje się w mieście, ale nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Sen zamaskował zimno pory nagich drzew i, choć Cynamonowa Pestka była pełnoprawną medyczką już od kilku dobrych księżyców, to nadal ze wstydem przyznawała, że jej ulubioną rzeczą w pełnieniu funkcji było właśnie uczucie podczas zgromadzenia medyków. Słońce przyjaźnie ogrzewało jej futro, a pąki kwitły radośnie pod łapami, kompletnie nie przypominając surowości zimy, lub, o zgrozo, przepowiedni, którą dostali medycy przed epidemią.
Zrobiła krok w stronę mosiężnego budynku przed nią. Wyglądał zupełnie inaczej od domostw Dwunożnych; ba, Cynamonka uznała, że jest o wiele piękniejszy. Nie znała życia w lesie, ale żałowała, że Dwunodzy nie otoczyli ich chmarą właśnie takich mniejszych i większych budyneczków, zamiast chmarą rozpadającego się tynku. Słońce padło na mieniące się kolorami szkło, oświetlając futro Cynamonowej Pestki gamą witraży. Doglądała w nich sceny przedstawiające Dwunożnych, więc, ku jej niezadowoleniu, nigdzie nie było widać choćby włoska z sierści innego psa.
Dopiero kiedy spojrzała w górę, olśniło ją — znajdowała się przy Kościele, pod warunkiem, że mogła w ogóle wiedzieć, co to jest Kościół. Nie kojarzyła go z żadnymi religijnymi obrządkami, widziała tylko piękny, kolorowy budynek, który ujrzała niegdyś z oddali, kiedy raz Manaci Olbrzym podsadził ją, żeby sięgnęła gałęzi jabłoni. Krzyż piętrzył się na szczycie wieżyczki, i choć Cynamonowa Pestka zapewne ledwie zdawałaby geografię, szybko połączyła fakty, że jest na terenach Bezgwiezdnych.
Tylko czemu? Leonis nigdy nie brał udziału w zgromadzeniach medyków.
Odwróciła się w drugą stronę, ale nie ujrzała już znajomych ulic. Kościół otoczony był kwitnącą polaną, zza której nie było widać horyzontu; jedynie niekończącą się plamę kwiatów i innych roślin.
Za jej plecami coś zaszeleściło. Odskoczyła machinalnie, wpatrując się w ścianę Kościoła, na której rozciągały się cztery pnącza. Niektóre mniejsze, bardziej wystrzępione, jakby Dwunożni poszarpali je swoimi nożycami, niektóre pokrywały cegły niemal do dachu. Przed oczami Cynamonowej Pestki powstało każde stadium rozwoju roślin, a wraz z nim pojawiło się czwarte pnącze, rozkładające się najszybciej ze wszystkich.
Zmarszczyła czoło. Wyglądało to jak pozytywna wiadomość — jeśli pnącza symbolizowały klany, to wszystkie rosłyby w siłę wraz z nowym sezonem. Tylko co oznacza piąta roślina, skoro Bezgwiezdni mieli do czynienia z Gwiezdnymi tyle, co… no, nie mieli, bo Cynamonka porównania by nie znalazła.
Z zamyślenia wyrwał ją kolejny szelest. Z trawy wyrosły chwasty, kierujące się ku górze z każdym ułamkiem sekundy. W końcu urosły do wielkości piątego pnącza, oplatając je w uścisku, aż Cynamonowa Pestka dojrzała tylko blady skrawek dawnej rośliny.
 
Zawirowało jej w głowie, kiedy zaczęła się rozglądać wokół siebie. Tylko ona wydawała się spłoszona — reszta medyków wstawała w pełnym zamyśleniu, jak zawsze martwiąc się znaczeniem snu. Jedynie Lisi Wrzask ziewnął, gromiąc wzrokiem przejętych zielarzy. Przeciągnąwszy się, młodziak wyminął Płyciznę i spotkanie zakończył krótkim syknięciem:
— Wracajmy. Przepowiednia nie dotyczy żadnego z nas.
[1594 słowa: Cynamonowa Łapa otrzymuje +1 UM do poziomu medycznego, Manaci Olbrzym zostaje wyleczony, Srocza Łapa zostaje mianowana i czeka na imię. Whew.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz