Zaniepokoiłam się o Cytrynka. Czy na pewno mógł już wyjść z legowiska medyczki?
Sposób, w jaki się zachował, nie wyglądał mi na normalny. Tak jakby peszył się lub bał, którejś z nas. Wiem jedno, na pewno nie chodziło mu o mnie, co dawało mi do zrozumienia, że musiało iść o Konwalię. Nie chciałabym być powodem wątpliwości, więc współczułam siostrze. Patrzył się na suczkę, i mogłabym przysiąc, że bił się z myślami. Cóż, tak naprawdę rozumiem to. Trudno zrozumieć moją siostrę i może być ona powodem rozterek.
Ruszyłam więc do żłobka, aby upewnić się, że wszystko dobrze. Zanim jednak tam dotarłam, przypomniałam sobie o rannej przyjaciółce. Zmieniłam zdanie i poszłam do medyczki.
— Nie przeszkadzam? — spytałam, oglądając się na wejście do legowiska. Zobaczyłam zamyśloną Sikorkę. Prawdopodobnie myślała właśnie o swoim bracie. Jak się okazało, nie myliłam się.
— Coś się dzieje z Cytrynkiem. Widziałam, co się stało — oznajmiła, nie odpowiadając mi nawet na pytanie. Jakbym o tym nie wiedziałam! Uważałam jego zachowanie za chwilowe, nie trwałe, lecz nic nie powiedziałam. Zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem to oglądała zajście. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichś dziur. Oczy Sikorki rozszerzyły się — taką niepewność widziałam u zakochanych psów.
Zaśmiałam się i przerwałam poszukiwania. Czyżby? Cytrynek jest jeszcze młody, nawet nie został uczniem. Co Sikorka może o tym wiedzieć? Z tego co wiem, nigdy się nie zakochała. Zresztą, nie wygląda na psa, którego obchodzą sprawy miłosne. Ona jednak nie śmiała się, jedynie popatrzyła się na mnie w ten sposób, w jaki patrzą się wszyscy żartownisie, kiedy powiedzą raz w życiu coś poważnego, a inni się z przyzwyczajenia śmieją.
— Śmiej się, śmiej. Mnie jest go szkoda.
— Nie powiedziałam, że mi go nie jest. W końcu dostał kamieniem w pysk — oponowałam. — Ale wyciągajmy pochopnych wniosków. À propos, jeżeli chcesz gadać o takich sprawach, to może nie wciągajmy w to medyczki.
Kremowa suczka popatrzyła się na mnie z niedowierzaniem. Zniknęło ono jednak, jak tylko zobaczyła minę medyczki mówiącą „Ja nic nie słyszałam”, po czym odwracającą się do nas tyłem. Nakazała szczeniakowi zjeść zioła, więc pożegnałam się i wyszłam. Wróciłam na trasę do żłobka. Weszłam do środka.
— Jesteś tam, Cytrynku? Czy wszystko u ciebie w porządku?
Nie dałam mu nawet odpowiedzieć, ponieważ szybko wystąpiłam z propozycją.
— Może przejdziemy się dookoła obozu? — Pewien pomysł wpadł mi do głowy. Postanowiłam, iż dam radę ich pogodzić. — Z Konwalią?
<Zapraszam do kontynuacji. Cytrynku?>
[385 słów: Aronia otrzymuje 3 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz