Tak, pomysł, na który wpadła Fenkułowa Plamka, i wykonała jeszcze w porze zielonych liści, był wprost genialny (pomysł, nie wykonanie). Postanowiła wygrzewać się na plaży, neutralnych terenach wszystkich klanów.
Miał on wiele niedopowiedzeń, ale do tego przejdziemy później.
Na razie razem z suczką przenieśmy się do ubiegłego lata, zwanego jako pora zielonych liści. Tysiące ludzi — no może nie tysiące, ale setki na pewno — wygrzewających się na piasku, oraz pełno dzieci bawiących się i tarzających razem. Czuć tę radosną atmosferę, a Fenkułowa Plamka wprost n i e m o g ł a przegapić okazji na drobne wakacje. Oznajmiła więc w klanie, że może jej nie być cały dzień, wywołując tym lawinę plotek, po czym czmychnęła, zanim zdążyli ją zatrzymać. Nawet nie wiecie, jak się poświęciła! Poprzedniego dnia była niemal na wszystkich patrolach oraz przyniosła sporo zwierzyny. Wszyscy bez problemu powinni przyznać jej dzień wolny, no, może oprócz Sowiego Pazura. Ten gość nie wie, co to odpoczynek i bez przerwy rozstawia wszystkich po kątach. Nie uwierzycie, kiedy powie wam, że udało jej się z nim nie zatknąć. Czyż to nie piękne? Też uważam, że zbyt piękne.
Przekonana o swoich wielkim szczęściu i zadowolona z życia znalazła mniej uczęszczany, kawałek plaży. Nieliczni dwunożni nie zwrócili na nią uwagi, każdy przekonany, że jest to pies kogoś z tutaj obecnych. Położyła się więc, w niezamąconym spokoju na gorącym piasku.
Zaraz przekonała się, że piasek jest trochę zbyt gorący. Otrzepała się i poszła kawałek dalej, poszukać jakiegoś miejsca w cieniu. Dwunożni wymienili zdezorientowane spojrzenia, jakby czekając, aż nieistniejący właściciel psa zawoła go po imieniu. Jeden z nich nawet postąpił w jej stronę krok, ale widząc jej odsłonięte zęby, zmienił zamiary i począł rozmawiać z kimś innym. Fenkułowa nie przywiązała do nich większej uwagi, zbyt zajęta swoimi potrzebami.
Szybko spostrzegła, iż we wszystkich zacienionych miejscach tłoczy się pełno ludzi. Dosłownie, we wszystkich. Było to jedno z jej pierwszych luk w planie. Trudno byłoby stanąć obok dwunożnych tak, aby się zmieścić, a co dopiero znaleźć sobie własne miejsce. Ominęła drewniane konstrukcje, służące za ich posłania i rozglądnęła się na boki.
— Jak się nazywasz, piesku? — spytała przemiła wprost pani z kapeluszem, która niezbyt mądrze zaszła psa od tyłu.
Kolejne niedopatrzenie, ważniejsze — jeżeli będzie sama, nikt jej nie pomoże. Suka zdziwiona odskoczyła od kobiety i pokazała zęby. Zawarczała. Co ona sobie myśli? Naprawdę zamierza mnie dotknąć? — pomyślała, i zrobiła kolejny unik przed ruszającą się średniej wielkości łapą.
Inni dwunożni zaczęli zwracać na nią uwagę, wytykając sobie ją palcami. Nie o to jej chodziło. Nie ma zamiaru zostać złapana! Czy naprawdę nie mogą, zamiast zainteresowania dać jej trochę spokoju?
Kiedy spostrzegła, że to nie koncert życzeń, weszła po jakiejś metalowej desce na drewnianą platformę, z której przyjemnie pachniało mięsem. Tak naprawdę nie zwracała uwagę, gdzie idzie, byleby ukryć się przed tymi wszystkimi ludźmi. Zawęszyła w powietrzu. Czy nie ma tu czasem innego psa?
Nie zdążyła uważniej zbadać terenu, gdyż zobaczyła zmieniający się krajobraz. Psina podskoczyła, i pobiegła, próbując się wydostać. Niestety, było już za późno. Zamiast udanej ucieczki zobaczyła jakiegoś psa, prawdopodobnie z Ventusu lub Bezgwiezdnych, który przemknął w głąb pokładu. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą był, rozglądała się zdziwiona tak nagłym obrotem spraw, blondynka.
W ułamku sekundy Fenkułowa Plamka podjęła decyzję i postanowiła pójść za psem. Aby nie nadwerężyć swoich pięknych łap, postanowiła, że niezidentyfikowany obiekt porusza się na wprost, a ona pójdzie szybkim skrótem. Widocznie nie był on szybki, ponieważ niemal błyskawicznie zgubiła woń nieznajomego i została sama sobie.
Omijając jak najbardziej szerokim łukiem dwunożnych, poszła do brzydko pachnącego miejsca, bowiem kałem dwunożnych. Niezbyt inteligentnie stwierdziła, że skoro nie pachnie najpiękniej, to zapewne dwunożni nie będą tu przychodzić. Cóż, jej rozumowanie było pozbawione większego sensu, mimo to zadowolona z własnej inteligencji podeszła do otwartych drzwi. Powinna była pamiętać o swojej porażce sprzed minuty.
Raptem wyczuła psa. Należał on do Bezgwiezdnych, teraz była tego pewna. Tylko oni tak śmierdzą. Od samego rozpoznania intruza (milej powiedzieć: towarzysza niedoli) sierść zjeżyła jej się na karku. Nie, żeby miała coś do nich. Nie chciała jednak, aby widziała ją podczas … tej średnio udanej operacji, i błędnie założyła, że jej koleżanka poniosła klęskę. Przecież zawsze jest jakieś wyjście, jeżeli Gwiezdni nad tobą czuwają. Ona nie ma tyle szczęścia.
— Wyjdź, niedowiarku. Przecież cię czuję.
Suczka, bo Plamka, (jak to idiotycznie brzmi. Jak pieszczoch! Czy możemy nazywać ją Plamą?), a więc Plama, jak można zauważyć, rozpoznała już jej płeć. Skończyliśmy na tym, że Bezgwiezdna miała inne zamiary niż nasza bohaterka i dalej tkwiła w swojej kryjówce. Fenkułowa przekonała się natomiast o błędności swoich kalkulacji, gdyż szedł tu dwunożny, toteż wskoczyła do kryjówki obcej suki. Nieznajoma szczeknęła cicho, zaskoczona, i pewnie odgryzłaby jej ucho, gdyby nie szybki manewr Fenkułowej Plamy.
Dwunożny rozejrzał się zdziwiony po pomieszczeniu. Zlustrował wszystko wzrokiem, ale nie zobaczył ukrytych psów. Również ich nie wywęszył, więc wzruszając ramionami, poszedł kontynuować przechadzkę. Być może nie płacili mu za wyganianie pasażerów na gapę ze statku.
<Miedź?>
[809 słów: Fenkułowa Plamka otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz