Wielki myśliwy skrada się do niczego niepodejrzewającej ofiary. Łowca i zwierzyna. Mięsożerca i roślinożerca. Przeciwstawne siły toczące ze sobą wieczny spór, jednocześnie niebędące w stanie bez siebie przetrwać. Tzn., przynajmniej drapieżnik nie przeżyje bez zwierzyny. Ofiara ma większe szanse na życie bez łowcy, ale to szczegół.
Skradałem się do drozda. Jeszcze tylko krok, a wbiję zęby w jego miękkie ciałko, zabijając go w ciągu chwili. Oblizałem pyszczek. Już tak niewiele brakuje. Jeden skok. Wystarczy...
Już miałem się poderwać, kiedy wiatr przywiał zapach psa, dolatujący dokładnie z terenów Tenebris. Zaskoczony, skoczyłem, dając sobie spokój ze skradaniem się. Jednak było już, jak to mówi starszyzna, po ptakach. To powiedzenia naprawdę tu pasuje w takich okolicznościach. Drozd spłoszony zapachem psa z Tenebris odleciał, a ja wylądowałem niezgrabnie na brzuchu.
— A to mogła być taka dorodna zwierzyna — westchnąłem, patrząc z urazą w kierunku, z którego dochodził zapach. Niedługo powinien się tu zjawić jego właściciel. Albo właścicielka. — Z wami z Tenebris to tak zawsze.
— Przepraszam. — Usłyszałem cichy głos i zobaczyłem potężną, szarą sylwetkę, wychylającą się zza krzaka. — Nie wiedziałam, że polujesz.
Sierść stanęła mi dęba, a ja z trudem stłumiłem chęć ucieczki. To przecież wilk. Prawdziwy, wielki, groźny wilk. Wystarczy, że go sprowokuję najniewinniejszym nawet ruchem, a zostanie ze mnie karma dla wron.
— Nie, to ja przepraszam, proszę pani — powiedziałem, czując, że to samica. — Nie powinienem był... Pani oskarżać o... o nic.
Wilczyca nagle posmutniała. Ja z kolei powąchałem znowu w powietrzu, nieznacznie się rozluźniając. Naprawdę silnie pachniała Tenebris. Musiała pochodzić z tego klanu. Tylko ktoś pochodzący z tego klanu mógł tak intensywnie pachnieć. Dopiero teraz, gdy bliżej przyjrzałem się wilczycy, zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę to nie jest wilczyca, a zwykła suka. Poczułem się głupio.
— Pani nie jest wilczycą, prawda? — spytałem ostrożnie.
— Bez obaw, wielu już się pomyliło — powiedziała wojowniczka Tenebris, niewiele głośniej niż na początku.
— Przepraszam, mój błąd. — Skinąłem uprzejmie głową. — Nazywam się Lekkie Serce, wojownik Industrii. Przykro mi, że na panią naskoczyłem. W końcu — przeleciałem wzrokiem po ziemi — wciąż jest pani na swoim terenie.
— Jeziorny Kwiat — przedstawiła się suczka. — Miło było pana poznać.
— Proszę, mów mi po imieniu — mruknąłem, nieprzyzwyczajony do tego, aby ktoś się do mnie zwracał per „pan”. — Zresztą, jestem młodszy, prawda?
— W takim razie, też wolałabym, abyś mówił mi po imieniu. — Suczka uśmiechnęła się już trochę pewniej.
Też się uśmiechnąłem. Nie zaczęliśmy najlepiej, ale Jeziorny Kwiat mi się spodobała. Zachowywała się uprzejmie i spokojnie, nie jak większość narwańców z Tenebris. Może sobie wyglądać na wilka, ale to wnętrze się liczy, prawda?
Owszem, byłem miły dla psa z obcego klanu. Możecie mnie za to obedrzeć ze skóry, ale nie widzę, abym zrobił coś złego. Jeziorny Kwiat była ode mnie starsza, więc powinienem okazać jej szacunek, a ponieważ nie przekroczyła granicy, nie mam powodu, by na nią warczeć.
— Czy... w Tenebris wszystko dobrze? — powiedziałem, czując się niezręcznie, równocześnie nie wiedząc, jak kontynuować rozmowę. — Macie... dość zwierzyny? Wody? Dwunożni wam nie dokuczają?
— W porządku. — Wojowniczka Tenebris skinęła głową. — A w Industrii?
— Nie jest źle — mruknąłem, patrząc przez ramię na tereny mojego klanu. — Idąc tu, znalazłem ul. Brrr, nie lubię owadów. Kiedy wrócę, muszę poinformować o tym Osz... przywódcę.
Nagle posmutniałem. Przypomniałem sobie, że Oszroniona Gwiazda nie jest już moim przywódcą. Umarł jakiś czas temu. Teraz, w Industrii panuje Rzepakowa Gwiazda. Nie, żebym jej nie lubił, ale tęskniłem za swoim krewnym i byłym mentorem.
— Coś się stało? — spytała suczka, widząc moje zmartwienie.
— Nie, nic takiego... — zawahałem się. Nie chciałem zdradzać tajemnic klanu. Tenebris nie wie jeszcze, że w Industrii zmienił się przywódca, ale musiałem się z kimś podzielić. Moi pobratymcy... Nie zrozumieją. Będą myśleli, że po prostu opłakuję przywódcę, a on był mi bliższy niż tylko lider. Był moim krewnym. — Właściwie, to tak. Niedawno umarł Oszroniona Gwiazda. Władze objęła po nim Rzepakowa Gwiazda. Klan jest w żałobie. Ja też, ale... Oszroniona Gwiazda był moim krewnym i mentorem. Może to egoistyczne tak mówić, ale czuję, że tęsknię za nim o wiele bardziej, niż reszta klanu.
Jeziorny Kwiat spuściła wzrok, po czym ruchem głowy zadała mi pytanie, czy mogę wejść na mój teren. W pierwszym odruchu chciałem odmówić, ale poczułem, że chcę ją mieć w pobliżu. Rozejrzałem się, czy w pobliżu nie ma żadnego z moich pobratymców, po czym ruchem głowy dałem jej przyzwolenie. Suczka przekroczyła granicę, po czym położyła mi ogon na barku.
— Rozumiem — powiedziała. — Też... Straciłam kiedyś kogoś bliskiego. Konkretnie brata. Popełnił samobójstwo.
— Oj, bardzo mi przykro — powiedziałem. — Niech Gwiezdni mają go w opiece.
— Podobnie jak Oszronioną Gwiazdę — powiedziała z uśmiechem Jeziorny Kwiat, po czym spojrzała w kierunku granicy klanów. — Słuchaj, niestety muszę już iść. Właściwie, to oddzieliłam się od swojego patrolu. Powinni być gdzieś w pobliżu, a nie chcę, aby mnie nakryli z tobą, po tej stronie granicy.
— Rozumiem — powiedziałem. — Spotkamy się jeszcze kiedyś?
— Zobaczymy. — Uśmiechnęła się wojowniczka, biegnąc w kierunku granicy.
[791 słów: Lekkie Serce otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz