10 maja 2021

Od Bolesnej Łapy — „Zając na biegunach” [przygoda#8]

Zatrzymałem się na chwilę, aby uważnie przypatrzeć się otoczeniu. Stopowa Łapa rzuciła mi podekscytowane spojrzenie, nalegając, abym nie zwlekał nazbyt długo. Chciałem dobrze zapamiętać okolicę, aby potem móc tu wrócić w razie konieczności. Ostrożności nigdy zbyt wiele, tym bardziej na terenie dwunożnych. Usiadłem na miękkiej trawie, ignorując naglące spojrzenia towarzyszki.
Można było dostrzec targ, nic niezwykłego. Jego kontury rysowały się wyraźnie i już tutaj czuć było w powietrzu smakowity zapach mięsa. To właśnie dla niego Stopowa Łapa poprosiła mnie, abym towarzyszył jej w tej drodze do miasta. Sama czułaby się zbyt niepewnie, aby coś zwędzić, dodam więc jej odwagi. Że też nie mogłaby powstrzymać się przed kradzieżą tej kiełbasy! Trzeba było wypoczywać po treningu, uczennico. Ściągniemy na siebie kłopoty, ale nie zamierzam zostawić cię samą.
— No chodź już, bo zostawię cię tutaj! — wesoło szczeknęła moja towarzyszka, niecierpliwiąc się okropnie. Zmierzyłem ją nieprzychylnym spojrzeniem, ale wstałem. Gdyby wiedziała, że moja obecność tutaj nie jest wcale dla mojej osoby przyjemna. Jazgotała dalej — nie mogę się doczekać! Podobno o tej porze dnia dwunożnych nie ma prawie wcale, a jedzenia jest pełno!
— Kto tak mówił? — spokojnie zadałem pytanie. — Nie wygląda mi, ani nie pachnie tutaj spokojnie.
— Jeszcze nie dotarliśmy. Oj, nie wymiękaj!
Nie wymiękałem, tylko posługuję się rozsądkiem, chciałem odpowiedzieć. Zrezygnowałem jednak i ponownie odwróciłem wzrok ku naszemu celowi. Z daleka obserwować można było gwar podobny do mrowiska. Jakby ktoś wetknął patyk w miasto. Ja sam nie nadążałem za tym, co w oddali się dzieje, a Stopowa nie była ode mnie bardziej ogarnięta, więc gdyby rozglądnęła się po otaczającym nas świecie, pewnie przyznałaby mi rację.
— Już niedaleko — w jej głosie usłyszałem wahanie. Czy dopiero teraz zaczęła zastanawiać się nad skutkami jej ekspedycji? Tak, patrzyła tam, gdzie ja przed chwilą. Popadłem w zadumę. Jakby na to nie patrzeć, co teraz się stanie, będzie naszą winą. Możemy ściągnąć na klan jakieś niebezpieczeństwo, przy czym rozgniewamy Gwiezdnych. Czy umrzemy? Moja wędrówka była dość krótka i niespodziewana. Intrygujące zakończenie, wśród przodków będę miał jednak więcej czasu nad nim pomyśleć. Suczka zamilkła, wpatrując się w to, co już wcześniej dostrzegłem. Pełno pieszczochów, ujadających na siebie nawzajem, przywiązanych do łap właścicieli. Smycze raz po raz prężyły się pod zapewne sporą wagą ich więźniów. Okropieństwo, tak przywłaszczać sobie żywe organizmy.
Dotarliśmy do pierwszej z zatłoczonej ulic, było więc za późno, aby się wycofać i zasnąć w bezpiecznym legowisku uczniów. Większość dwunożnych nie zwróciła uwagi na parę samotnie włóczących się zwierząt, jedynie mniejsze dzieci pokazywały nas palcami. Wyjątkiem była przedstawicielka panującego tu gatunku. Odskoczyła od nas, wrzeszcząc coś i skomląc w niezrozumiałym dla mnie dialekcie, jakbyśmy się sparzyli. Zastanowiłem się. To wszystko mogłoby mieć głębszy cel. Ta wyprawa mogłaby pomóc mi przyswoić ich język. Gdyby psy rozumiały tę mowę, zapewne ułatwiłoby nam to życie. Wiedzielibyśmy z góry, jacy są niegroźni, a którzy chcą nas złapać lub zabić. Nie musielibyśmy trudzić się aż tak, może nawet z ich pomocą odzyskalibyśmy nasz dawny dom?
Ludzie wyglądali schludnie, podobnie jak miejsce, w którym się znajdowałem. Wyjątek stanowiły uliczki, które zapadając w ciemności, prowadziły zapewne w jakieś tajemnicze, nieznane psom z klanów miejsca. Większość z nich nie pachniała przyjemnie. Stwierdziłem większość, bo jedna wprost zachęcała, aby do niej wejść, cudownym zapachem świeżego mięsa. Postąpiłem kilka, nieuważnych kroków, przez co wplątałem się komuś pod nogi.
Wrzasnął i kopniakiem posłał mnie pod ścianę. Zaraz też wstałem i otrzepałem się oburzony, takim potraktowaniem ze strony nieznajomych. Nie powinienem zwracać tyle uwagi, wyraźnie stałem się obiektem powszechnego zainteresowania. Dwunożni patrzyli na mnie i wytykali sobie palcami, ustalając, do kogo należę. Nie byłem do tego przyzwyczajony, peszyłem się więc trochę pod ciekawymi spojrzeniami innych. Zwykle nie zwracano na mnie uwagi, a takie niezwykłe zachowanie wywierało na mnie presję. Po chwili opanowałem się i starałem się zacząć myśleć racjonalnie. Wzrokiem przeszukałem otoczenie, w poszukiwaniu koleżanki. Pusto. A przecież przed chwilą jeszcze tutaj stała! Pomyślmy i rozważmy pierwszą z opcji. Czyżby wystawiła mnie?
Jeżeli tak, zapewne jest w miejscu, w którym pachnie mięsem. W końcu chciała zwędzić trochę szynki. Czyż nie jedno takie miejsce, dobrze pachnące, przecież znajdowało się koło mnie? Ruszyłem w jego kierunku. Uśpiłem swoje przekonanie, że zdarzy się tu coś niedobrego. W całym mieście może się to zdarzyć, prawda? Dalsze wydarzenia nauczyły mnie dowierzać swojej intuicji i nie polegać na chęci smacznego obiadku.
— Stopowa Łapo, jesteś tu?
Pytanie zawisło w powietrzu, czekając na odpowiedź, która nie nadeszła. Nie dała śladu życia, nawet jeśli tutaj się znajdowała. Zamiast niej zobaczyłem natomiast leżącego królika, wprost zapraszającego do zjedzenia. Ślinka mi pociekła, kiedy uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem głodny. Kiedy ostatnio coś jadłem? Poszedłem w jego kierunku, a on na taką samą odległość się oddalił. Zdziwiony powtórzyłem zabieg. Odpowiedź była ponowna. Skoczyłem szybko, dzięki czemu wgryzłem się w niego. Dziwnie smakował, jakby zwietrzał, chociaż był jeszcze świeży. Chyba. Coś mi tu zaczynało cuchnąć. Podniosłem wzrok w górę i zamurowało mnie. Dwaj, młodzi dwunożni ciągnęli martwe zwierzę za sznurek, zachęcając mnie do wysiłku i szczekając z ubawem. Jakie marnotrawco życia! Mógł przysłużyć się jeszcze dla ogółu, a został zwykłą zabawką do znęcania się nad przyszłym wojownikiem. Prychnąłem z oburzenia i postąpiłem kilka kroków w tył, chcąc się wycofać. Zablokowali mi jednak drogę, śmiejąc się wesoło. Zawyłem, licząc na to, że jakiś wojownik bądź Stopowa w pobliżu przyjdą mi na ratunek i wybawią z kłopotu. Gwiezdni jednak chcieli, abym poradził sobie z nimi sam. Być może później przyślą mi ratunek. Dwunożni wymienili porozumiewawcze spojrzenia, także nie musiałem znać ich mowy, aby rozpoznać ich zamiary. Pognałem w głąb uliczki, podczas gdy oni podnosili kamienie i przygotowywali się do rzutów.
Pierwsze kamienie uniosły się w powietrzu, aby po chwili spaść jak grad na ziemię za mną. Nie śpieszyli się jednak zbytnio, a z racji, iż biegli, nie rzucali zbyt celnie. Nie musiałem się trudzić, aby je ominąć. Dzięki Gwiezdnym żaden we mnie nie trafił. Dobiegłem do ściany, zdziwiony, iż tak szybko się kończy. Opanowany zawyłem jeszcze raz. Wydawało mi się, czy usłyszałem odpowiedź? Dwunożni odrzucili w kąt mięso i podeszli do mnie, a ja wpatrywałem się w nich spokojnie. Zobaczymy, co Gwiezdni sądzą o moim losie. Poczekamy na ich werdykt. Echo kroków odbijało się od ścian korytarza. Wszystko pozostałe ucichło, słyszałem jedynie odgłos biegnących łap. Nawet powietrze ucichło, jakby w milczeniu oczekując, co zaraz się wydarzy. 
<Ktoś?>
[1029 słów: Bolesna Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia+10 i 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz