Ekscytacja Ciepłka nie zmalała, nawet pomimo upływu kolejnych minut. Znał to na pamięć, ale i tak prosił Rzepakową co jakiś czas, by powtórzyła swoje słowa. Można by przypuszczać, że tym, czego szczeniak słucha z taką pieczołowitością, jest jakaś mrożąca krew w żyłach historia. Nic bardziej mylnego. Tym, co tak chętnie spijał z ust matki, był kodeks wojownika. Nie wydawał się on może długi, ale młody lubił raz po raz powtarzać wiedzę, którą miał już głęboko utrwaloną. Skoro jego planem było należenie do najbardziej elitarnych wojowników Indutrii, nie widział sensu czekać z nauką do wieku uczniowskiego. A nawet jeśli, mógł dzięki temu poświęcać czas swojego szkolenia na szlifowanie swoich niedoskonałości w innych dziedzinach. Oscylowali gdzieś przy punkcie siódmym, kiedy podeszła do nich młoda suczka w sprawie związanej z patrolem. Ciepłek już jakiś czas temu dowiedział się, że podsłuchiwanie nie należy do dobrych nawyków, dlatego całkiem od tej rozmowy się odciął.
Mimowolnie jego nieco znudzony wzrok zjechał bardziej w lewo, a ślepy traf chciał, że spostrzegł dzięki temu znikający za rogiem magazynu ogon Meszka. W tym momencie zapaliła mu się w głowie czerwona lampka. Niby nie chciał panikować. Mogło być tak, że jego brat zauważył coś ciekawego kilka kroków dalej i chciał lepiej się przyjrzeć. Niestety aż za często widział, że kończyło się to inaczej.
W pierwszej chwili Ciepłek chciał o tym poinformować Gwiazdę, jednak wydawała się zbyt zajęta rozmową. Uznał więc, że przerywanie jej z tak błahego, na razie, powodu, byłoby bardzo niegrzeczne. Wahał się kilka sekund nad rozwiązaniem tego problemu. Ciągle w pamięci miał ostatnią eskapadę, przez co przed samotnym pościgiem miał lekkie opory. Minęło kilkanaście uderzeń serca, Rzepakowa nadal rozmawiała, Meszek nadal nie wrócił. Ciepłek doszedł do wniosku, że tym razem postara się szybciej przemówić włóczykijowi do rozsądku. Podniósł się z trawy i ruszył w jego ślady.
Początkowo podążał za zapachem. Trudności zaczęły się dopiero wraz z kałużami. Szczeniak mimowolnie miał do nich swego rodzaju uraz, dlatego całą uwagę skupił właśnie na nich. Śliska ścieżka ani trochę nie pomagała. Kroczył ostrożnie, kompletnie straciwszy poczucie zarówno czasu, jak i przestrzeni. Pamiętał niby, jaki był jego cel, ale zatarł się między myślami pełnymi obrzydzenia. To znaczy jak mantrą powtarzanym w głowie „Fuj, fuj, fuj!”. Oczywiście jego brat zawsze, kiedy Ciepłek go zauważył, wybierał najohydniejszą, możliwą trasę.
Zanim się zorientował, był już na granicy. Nigdzie już nawet nie było czuć uciekiniera. Szczeniak nie miał pojęcia, w której części terenów Industrii aktualnie się znajduje. Aczkolwiek zbytnio by się nad tym nie zastanawiał.
Dość nagle, przynajmniej dla jego percepcji, przemknął tuż koło niego wielki cień, a chwilę później coś dużego i twardego stanęło przed nim. Oczywiście młody miał to szczęście, by wpaść prosto w przeszkodę, która wydała się zadziwiająco włochata.
— Co ty tu robisz? — Usłyszał groźne warknięcie.
Zdziwiło to nieco szczeniaka, w końcu kto słyszał o gadających drzewach na drodze, w dodatku posiadających sierść?! Kiedy jednak podniósł wzrok, poznał o wiele bardziej racjonalne wyjaśnienie tej sytuacji. Wpakował się prosto na zastępcę lidera swojego klanu, chociaż nie wydawał się tym nadto przejęty.
— Mój brat znowu uciekł z magazynu, a mama była zajęta, więc postanowiłem sam go przyprowadzić z powrotem — wyjaśnił dość pewnie Ciepłek, oczekując zrozumienia, a może nawet pochwały.
Prawdopodobnie, gdyby miał jakiekolwiek pojęcie, gdzie obecnie są, nie tłumaczyłby się z takim przekonaniem i swobodą.
— No i co? Dumny z siebie jesteś? Latasz za nim jak za patykiem — odparł na to wrednie starszy pies.
Było to w pewien sposób jak kubeł zimnej wody, który z impetem wylał się na głowę szczeniaka. Wywołało to u niego chwilę refleksji nad swoim zachowaniem. Czy był dumny? Trochę. Czy powinien tak się zachować? Z tonu Sowiego wywnioskował, że absolutnie nie. Czy faktycznie za często biegał za Meszkiem? Cóż… raczej tak. Ale czy uważał to za coś złego? Niekoniecznie, czuł, że to jego powinność. Nie chciał, by ktoś z jego rodziny łamał ustalone reguły, czy wręcz kodeks, kiedy mowa o przekraczaniu granic.
— Nie. Uważam to za mój obowiązek. Nie pozwolę mu na łamanie zasad — dał odpowiedź w końcu, gdy Pazur mógł się powoli zastanawiać, czy aby całkiem młodego nie zagiął tylko trzema zdaniami.
Szczeniak cały czas patrzył na niego uważnym wzrokiem, nie postrzegając tego za coś niegrzecznego, a raczej poświęcenie uwagi rozmówcy. Tym razem to on zmusił zastępcę do przemyślenia swoich słów.
— Tak, ale również, przy okazji sam masz ich nie łamać — zganił go Sowi, po czym zilustrował to przykładem. — Martwy medyk nie uratuje pacjenta, więc sam też musisz uważać na swoje bezpieczeństwo. Teraz to tylko pokazujesz, jak ty łamiesz zasady — pokreślił jeszcze raz na koniec.
Początkowo oczy Ciepłka aż zaświeciły się od tak cennej wiedzy i to ubranej w tak piękne, jak dla niego, słowa. Wraz z naganą pojawił się w nich jednak aż nadto oczywisty strach. To on nie przestrzegał reguł? W którym momencie? Mimowolnie zakręcił się nerwowo w miejscu, próbując dojść do tego, ale nie mając najmniejszego pomysłu, co mógłby zrobić źle, zapytał z pokorą:
— Złamałem je?
— Oczywiście. Nie powinno Cię tu być do czasu, kiedy nie zostaniesz uczniem, czyli w wieku sześciu księżyców.
—Tu, czyli gdzie? — Dopiero teraz szczeniakowi zaczęło coś świtać.
—- Na granicy z Tenebris? — podsunął starszy.
Był to swojego rodzaju moment realizacji. No tak, nie oddalił się o rzut kamieniem od domu, a jakimś cudem doczłapał aż do obcych terenów. Kiedy tylko połączył kropki, poczuł wielki napływ złości na swoją głupotę. Jak mógł tak łatwo sam siebie wrobić? Schylił lekko głowę, całkowicie gotowy na przyznanie się do błędu.
— Przepraszam, Sowi Pazurze, nie myślałem, że dotarłem tak daleko, ale zanim mnie ukarzesz, chciałbym się upewnić, że mój brat jest bezpieczny — powiedział ze skruchą w głosie.
Niezależnie od sytuacji w jego głosie brzmiała nuta przypominająca jednym pychę, innym dumę. Wiedział, że powinien dostać karę za swój występek. Słyszał wystarczająco dużo historii wielkich wojowników, o które sam się bezustannie dopraszał, żeby znać termin „konsekwencje”. Mimowolnie, gdzieś głęboko, tlił się w nim płomyk radości, że też będzie mógł ich doświadczyć, jak okropne by one nie były. Nie zamierzał jednak porzucić całkowicie swojego zadania. Znalezienie Meszka zaliczało się jednak do kategorii „czynów wartych poświęcenia” oraz tych „o wysokim priorytecie”.
Zastępca patrzył na niego chwilę, mrużąc oczy. Prawdopodobnie myślał o wszystkich za i przeciw. Niechęć do ewentualnej kłótni z liderką ostatecznie wygrała z niesmakiem zgodzenia się na pomoc szczeniakowi.
— Niech będzie... — zaczął opornie. — Ale pójdę z tobą, bo mnie Rzepakowa Gwiazda skróci o głowę, jeśli coś wam się stanie, jasne? — zapytał, po czym sam sobie odpowiedział. — Cieszę się.
Odparło mu szybkie przytaknięcie. W końcu była to dosłownie oferta nie do odrzucenia.
— To dla mnie zaszczyt — odparł młody, wyuczoną na pamięć formułką, której do końca nie rozumiał, ale był pewny, że używa jej się w takich momentach.
Naprawdę był zadowolony, że będzie miał kogoś do towarzystwa, tym bardziej że był to znakomity wojownik, od którego wiele mógł się nauczyć. Czuł przez to, że jego misja ma dużo większe znaczenie. Żadne więcej słowo nie padło. Sowi ruszył dalej szlakiem swojego patrolu, a dosłownie krok za nim szedł Ciepły.
<Sowi Pazurze? Jezu, w końcu się udało to dokończyć xD>
[1146 słów: Ciepłek otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz