Ten dzień będzie katastrofą i to Meszek będzie jej powodem.
Choć on by tego tak nie nazwał. Oh nie. On, ze swoim wiecznym lekko zadziornym uśmiechem, zacząłby bezsensowny wywód na temat tego, dlaczego jest to początek cudownej przygody. Pysk by mu się nie zamykał, ktoś w końcu musiałby odejść, by zmusić go do uciszenia się, a nawet to by nie zawsze działało. Przylepiał się nie raz jak rzep, łażąc za kimś krok w kok i zamieniając ciszę i spokój całej okolicy. Myśląc nad tym w ten sposób, można by uznać, że gdyby ktoś najpierw poznał jego charakter, mógłby go przezwać Rzepem. Trafnie.
Od samego rana był jeszcze bardziej niespokojny niż zwykle. Krążył po stajni, wkładając pysk w każdy kąt, wąchając wszystko dookoła. Dla przypadkowego oglądającego mogło to wydawać się normalnie dla szczeniaka w jego wieku. Pełen energii i ciekawości, odkrywa świat, stawiając swoje coraz pewniejsze kroki, by niedługo stać się dorosłym psem, przepełnionym wigorem i charyzmą. Jednak dla każdego, kto znał Meszka dłużej niż parę chwil, widać było, że ten coś planuje. Bada teren, upewnia się, że wszystko pójdzie po jego myśli. Nie mógł dopuścić do tego, że jego plan zawiedzie. Chciał być pewny, że jest przygotowany na to, co planował, a dzisiaj był idealny dzień na tego typu pomysły. Rzepakowa dzisiaj zajmowała się dopinaniem ostatnich guzików przed zgromadzeniem i Meszek planował to wykorzystać. Iskierki w jego oczach błyszczały się jeszcze bardziej niż zwykle, gdy ten paroma susami doskakiwał do kolejnego miejsca, by sprawdzić otoczenie.
— Co ty wyprawiasz? — Zagrodził mu w końcu drogę Ciepłek.
Meszek parsknął, pochylając głowę do dołu. Nie pozwoli, by jego upierdliwy brat zniszczył mu dzisiaj plany.
— Nie interesuj się. — Wywrócił oczami, uderzając lekko swojego brata barkiem, przechodząc koło niego.
Ciepłek szybko go dogonił, idąc krok w krok swojego brata, mimo jego oczywistej dezaprobaty.
— Jeśli znowu coś kombinujesz... — zaczął, ale Meszek szybko mu przerwał.
— To co? I tak to zrobię, więc się serio zamknij i przestań mi wchodzić w drogę — mruknął, marszcząc brwi i odbiegając od niego szybko.
Przebiegał między pudłami, znikając w końcu za którymś rogiem, wciskając się w kąt. Odetchnął cicho, rozglądając się. Chciał się upewnić, że ta denerwująca kupa futra, nazywana jego bratem, nie będzie mu już zawracać głowy. Uśmiechnął się i cicho zaśmiał, odsuwając jedno z cięższych pudeł, które zakrywało niewielką dość niewielką dziurę w ścianie, jednak na tyle dużą by Meszek dał radę się przez nią przejść. Powoli się przecisnął, otrzepując na koniec z tynku. Kichnął cicho, kręcąc nosem. Głupie, białe cholerstwo, które wciskało się wszędzie, gdzie tylko mogło. Świdrujące uczucie w jego nozdrzach doprowadzało go do białej gorączki, ale mimo to, musiał się skupić. Jego plan, to odkrycie terenów innego klanu, zanim jeszcze wariat zostanie uczniem. A niektórzy by powiedzieli, że nie jest ambitny.
Gdyby Meszek miał za zadanie podsumować, swoją cudowną podróż powiedziałby, że łapy mu wlazły w dupę. Był cholernie zmęczony, a słońce powoli zachodziło. Można by uznać, że nie przemyślał tego do końca, on jednak by tak tego nie nazwał. To wcale nie była nieprzemyślana decyzja, po prostu niespodziewana sytuacja, którą na pewno uda mu się rozwiązać. Mimo tego, że niby nic nie poszło po jego myśli, jego oczy zaciekawione latały dookoła, obserwując wszystko, co go tylko otaczało. Usłyszał jakiś ciekawy dźwięk, już miał tam pobiec, jednak...
— Aua! — wydarł się, piszcząc, gdy ktoś uszczypnął go w ogon, odciągając do tyłu. — Zostaw mnie! — wrzasnął, próbując się wyrwać. — Jestem synem Rzepakowej Gwiazdy, jeśli mnie skrzywdzisz, będziesz miał cały klan na głowie!
I jego pojebaną matkę.
— Syn Rzepakowej Gwiazdy? — pies, który go uratował, cicho parsknął, zaraz po puszczeniu Meszka. — Prawie wpadłeś w sidła, jesteś ślepy? I co robisz na terenach Ventus? — Przeszył szczeniaka swoim wzrokiem.
<Ktoś?>
[604 słowa: Meszek otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz