— Kto śmie… wpierniczać się na tereny klanu Tenebris?! — wyjąkałem, starając się mówić śmiertelnie poważnym głosem.
Przybrałem groźny wyraz pyska, jednak nie mogłem powstrzymać się od merdania ogonem. Lubiłem Bolesnego coraz bardziej i zabawy z nim były znacznie lepsze niż z innymi psami, ponieważ zawsze mówił coś śmiesznego i wymyślał fajne zabawy. Jednak czasami po prostu czułem, że jestem za głupi na jego gry i za wolno wymyślam odpowiedzi. Tak jak na przykład dzisiaj.
— Kto odważył się dokonać najazdu na tereny klanu Tenebris, tego spotka śmierć! Kimże jesteś, złowrogi nieznajomy? — podpowiedział mi Bolesna Łapa, szepcząc, a jego oczy błyszczały z rozbawienia.
— Tak! Kto odważył się dokonać najazdu na tereny klanu Tenebris, tego spotka śmierć! Kimże jesteś złowrogi nieznajomy? — posłusznie powtórzyłem za nim, jeżąc sierść i warcząc. Przełknąłem zażenowanie faktem, że po raz setny musiał mi mówić, co wypada powiedzieć.
— Waćpan Bolesny! A kimże ty jesteś, że śmiesz do mnie w te słowa przemawiać? — odwarknął mój najdroższy przyjaciel, szczerząc kły.
— Jam jest Cytrynowa Gwiazda, zaiste! — krzyknąłem, skacząc na niego. — Waćpanie, nie odważysz się już więcej wcho… przycho… właz… wpierniczać na tereny klanu Tenebris! — Delikatnie wbiłem zęby w jego skórę, starając się go zbytnio nie poturbować. Bolesny jednak zrzucił mnie, a ja upadłem na plecy. Zacząłem się śmiać, nie mogąc powstrzymać rozbawienia. Uczeń Industrii stanął nade mną, spoglądając mi w oczy, przez co poczułem się trochę niezręcznie i zamknąłem dotąd roześmiany pysk.
— Początek był nieskładny, lecz wówczas się rozkręciłeś. Jeśliby nie liczyć tego „wpierniczania”, to poszło ci celująco. — odparł mój przyjaciel, łagodnie się uśmiechając. — Cieszę się, że zdecydowałeś się wzbogacić swoje słownictwo. Słowa są podobno zwierciadłem duszy.
— Ee… — Bolesny nadal stał nade mną, a ja nie mogłem się poruszyć, gdyż byłem otoczony przez jego łapy. Poczułem, że się rumienię, jednak na szczęście miałem gęste futro i nie było tego widać. Zmieszałem się, zaczynając coś mamrotać. — Myślałem, że to oczy… a nie słowa…
— Och, oczy także. Przecież można posiadać kilka zwierciadeł.
Bolesny chyba nie miał zamiaru urwać naszego kontaktu wzrokowego, tak więc stwierdziłem, że także nie będę tego robił.
— Masz chyba dobrą duszę, skoro oba twoje zwierciadła są piękne i czyste…— wyjąkałem cichutko, czując, jak w uszach mi brzęczy, a moje ciało oblewa fala gorąca.
— Twoje też. — Bolesna Łapa się uśmiechnął i cofnął się, dając mi możliwość ruchu.
Ja jednak nie poruszyłem się, myśląc nad jego słowami. Był naprawdę fajnym i bystrym psem, znacznie bardziej wyjątkowym ode mnie. Poczułem lekkie wyrzuty sumienia, na myśl, że lizałem się po pysku z Konwalią. Zaraz… Przecież nie powinienem odczuwać żalu, skoro Bolesny jest tylko moim przyjacielem. Pies z pewnością nie przejąłby się, gdybym mu to wyznał, jednak coś kazało mi milczeć. Może być zazdrosny o Konwalię… Może… Głupoty. Poprawiłem się szybko w myślach. Myślę i gadam głupoty.
— Przybyłam. — Zza krzaków wyszła Konwalia, posyłając Bolesnemu spokojne spojrzenie. Gdy jednak spoglądnęła na mnie — ku mojemu przerażeniu — dostrzegłem w jej oczach pewne ciepło. Błyskawicznie wstałem z ziemi, niechcący wpadając na Bolesną Łapę. Skuliłem się, uświadamiając sobie, że nie umiem już nawet poprawnie wstawać z ziemi.
— To wspaniale — odparł Bolesna Łapa, ignorując to, że przed chwilą niemal go staranowałem. — Oczekiwaliśmy twojego dotarcia.
Konwalia kiwnęła głową, uparcie milcząc. Raz za razem próbowała nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, jednak cały czas go unikałem. Gdy w końcu dała za wygraną, zamiast odczuć ulgę, poczułem się jak skończony idiota. Czego ja w końcu chcę?
<Konwalio, Konwalieczko, co tam znowu, kochana dzieweczko?>
[549 słów: Cytrynowa Łapa otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz