Och, co za ciekawa osobniczka. Ale… Na wszelki wypadek będę spał z dala od niej. Popatrzyłem się na nią, zastanawiając się, co mam jej odpowiedzieć. I czy w ogóle jej odpowiadać.
— Dzięki — wyszeptałem niepewnie.
Fenkułowa Plamka wlepiła we mnie tylko rozczarowany wzrok i zwinęła się w kłębek, przygotowując się do snu. Ja także się położyłem i natychmiast zmorzył mnie sen.
***
Jesienne liście spadały powoli na ziemię, a przez nie, niczym włócznie, przebijały się promienie zachodzącego słońca. Wszystko wokół pachniało rozmokłą ziemią i chłodnym wiatrem. Uwielbiam porę opadających liści, szczególnie tą późną, lekko już przyprószoną śniegiem. Pora ta to czas ciepłego legowiska z ulubioną zwierzyną. Czas melancholijnych wspomnień, myśli i marzeń, które dopadają nas w każdym centymetrze ciała, w każdym gramie myśli i w każdej sekundzie życia. Tak… Uwielbiam tę porę, po prostu uwielbiam.
Rozejrzałem się dokładnie. Poznawałem to miejsce — to był mój dom, magazyn. Och, jakże pięknie wyglądał w tej wspaniałej feerii barw! Moje łapy zapadały się w rozmokłej ściółce, a ogon rytmicznie zamiatał pomarańczowe liście. Złote promienie słońca padały mi prosto na pysk, pragnąc podzielić się swoim ciepłem. Pragnąc uchronić mnie od zimna ziejącego z ziemi.
Od zawsze czułem, że Gwiezdni specjalnie wybrali na datę moich urodzin porę opadających liści. Od zawsze czułem, że jestem niczym ta właśnie pora — o futrze mieniącym się niczym złoto i heban oraz bursztynowych oczach. Tak, dok…
— Pustynny Wietrze! — Usłyszałem wołanie pewnego psa. — Chodź, prędko!
Zaciekawiony podreptałem w stronę głosu, wzbijając w powietrze chmary liści, które szeleszcząc, przerywały błogą ciszę. Szur, szur, szur.
Zobaczyłem w oddali dwukolorową suczkę o lodowoniebieskich oczach, które spoglądały na mnie z dumą i miłością. Stała tak daleko, że nie widziałem jej zbyt dokładnie. Dostrzegłem jednak poruszające się wokół jej łap małe kuleczki. Tknięty nagłym przerażeniem, zacząłem do niej biec, pragnąc przekonać się, z kim mam do czynienia.
— Pustynny, chodź prędko! — zaświergotała suka, a ja biegłem tak szybko, że myślałem, że zaraz połamię sobie łapy. Coś jednak było nie tak — zamiast przybliżać się do niej, tylko się oddalałem. Widząc, że nie ma to sensu, spróbowałem zwolnić, jednak moje łapy jeszcze przyspieszyły. Wpadłem w ślizg na rozmokłych liściach i już po chwili leżałem zakopany w ściółce. Gdy jednak spróbowałem się z niej wydostać, poczułem okropny ból we wszystkich kończynach. Znad powierzchni usłyszałem ciche głosy.
— Tato…? — Wychwyciłem głos jakiegoś szczeniaka. — Mamo, gdzie jest tatuś?
Zamrugałem powiekami, próbując pozbyć się rozkruszonych kawałków liści wpadających mi do oczu. O co chodziło temu szczeniakowi?
— Nie wiem, skarbie… — odpowiedziała mu suczka. — PUSTYNNY, GDZIE JESTEŚ?!
Zamarłem. Czy to są moje szczeniaki? Co tutaj się dzieje?! Zacząłem przebierać łapami, ignorując narastający ból w kończynach. Chciałem zobaczyć moje dzieci i ich matkę. Musiałem wiedzieć, jak wyglądają i — przede wszystkim — kim są. Jednak, ku mojemu przerażeniu nagle zaczęło brakować mi powietrza, a głosy rozmawiających psów były coraz słabsze, odleglejsze. Ziemia zaczęła wpadać mi do pyska i oczu, całkowicie mnie dusząc i oślepiając. Miałem ochotę krzyczeć, jednak nie mogłem zaczerpnąć tchu. Umierałem.
***
Obudziłem się cały spocony, przerażony i zziajały. Zamrugałem dwa razy oczami, chcąc się upewnić, że nie straciłem wzroku. Moje obawy się rozwiały, a oczy jasno dały mi do zrozumienia, że wszystko z nimi w porządku. Odetchnąłem z ulgą.
— Pustynny… To ty? — zapytała się cicho suczka.
Zamarłem. Dostrzegłem wpatrujące się we mnie lodowatoniebieskie oczy, które błyszczały z ciemności. Byłem sparaliżowany ze strachu i nie potrafiłem się ruszyć. Zacząłem się trząść.
Z mroku wyszła dwukolorowa wojowniczka. W jednej chwili pozbyłem się strachu, rozpoznając w niej Fenkułową Plamkę. Podszedłem do niej i zanurzyłem pysk w jej sierści, próbując się uspokoić. Jak dobrze, że jest to znajoma osoba.
— Pustynny… — Ze zdziwieniem poczułem, że suczka cała się trzęsie ze strachu. — Och, Pustynny… Ja… Miałam okropny koszmar…
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i polizałem pocieszająco w pysk. Dostrzegłem, że zaczyna się uspokajać. Chwilę staliśmy obok siebie w ciszy, gdy odezwała się Fenkułowa.
— Boję się snu? Przecież zachowuję się jak rozkapryszony szczeniak! — parsknęła suczka. Po moim ciele przeszedł dreszcz, gdyż przypomniałem sobie mój koszmar. Zaraz także dotarło do mnie, że głos Fenkułowej brzmi uderzająco podobnie do głosu suczki w moim śnie. Czy to możliwe…?
— Pustynny… — wyszeptała suczka, uśmiechając się do mnie z delikatną nadzieją. — Chciałabym ci coś powiedzieć…
<O mój ty Fenkule?>
[681 słów: Pustynny Wiatr otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz