Krążyłem po legowisku uczniów, knując plany na przyszłość. Postanowiłem sobie, że będę bóstwem, prawda? Poza tym muszę też zostać wojownikiem, prawda? Nikt nie będzie szanował bóstwa, które nie umie polować.
Co za tym idzie, muszę jak najszybciej zdobyć wśród swoich pobratymców szacunek jako bóstwo, a dopiero potem mogę się skupić na karierze wojownika.
— Cień. — Usłyszałem zmęczony pomruk Drzazgi. — Śpij wreszcie. Przeszkadzasz nam.
— Przepraszam — mruknąłem z irytacją — ale robię coś ważnego. Planuję, jak zostać szanowanym bóstwem.
— Jeszcze ci nie przeszła chęć na tę zabawę? — Zdenerwowała się Drzazga.
— To nie żadna zabawa, a czysty biznes! — warknąłem, poważnie rozzłoszczony, że moja młodsza siostra lekceważy moje marzenie.
— Wiesz Cień, idź planować na zewnątrz — wtrącił się Dmuchawiec. — Nie wątpię, w wielkość twojego projektu, ale my, proste pospólstwo wciąż potrzebujemy snu. Zlituj się nad nami.
Uśmiechnąłem się z uznaniem. Dmuchawiec, w porównaniu do Drzazgi zawsze potrafił zachować swego rodzaju takt i roztropność. Rzuciłem siostrze ostatnie pełne dezaprobaty spojrzenie, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Potem, ponownie odwróciłem się do Dmuchawca.
— W porządku, bracie — powiedziałem przyjaźnie. — Dobrze wiedzieć, że choć jeden uczeń Bezgwiezdnych umie się zachować. Śpij spokojnie. Ja wszystko załatwię. Niedługo nasz miot będzie wielki.
Wyszedłem z legowiska i rozejrzałem się po obozie. Wszyscy spali już w swoich posłaniach, więc miałem cały obóz dla siebie.
Uśmiechnięty poszedłem do przodu, chcąc się dowiedzieć, jak wygląda nad obóz nocą, kiedy prawie potknąłem się o coś miękkiego. Skłoniłem głowę, aby się temu przyjrzeć. W słabym świetle księżyca wyglądało to jak — odskoczyłem przerażony — martwy pies.
Znów się zbliżyłem do obiektu, po czym z ulgą stwierdziłem, że to rzeczywiście wygląda jak pies, ale zdecydowanie to coś nigdy nie było żywe. Zdawało się raczej, że to kolejny wynalazek Dwunożnych, stworzony na nasze podobieństwo.
Podmiot miał paciorkowe, nienaturalne oczy i zbyt miękką sierść jak na psa. Ponadto, nie miał na sobie żadnych ran, które tłumaczyłyby przyczynę śmierci.
Chciałem powiadomić o swoim odkryciu przywódczynię, ale się zawahałem. Czy powinienem budzić Miękką? To chyba nie byłoby zbyt rozsądne posunięcie. Nie chciałem denerwować naszej liderki.
Im dłużej o tym myślałem, tym ciekawsze myśli mi przychodziły do głowy. A gdyby tak użyć tego przedmiotu, aby zdobyć szacunek pobratymców? Mógłbym powiedzieć, że tego dnia znajdą nieżywego psa, a jednocześnie położyć obiekt w takim miejscu, aby pierwszy patrol graniczny od razu go znalazł.
Tak, to dobry pomysł.
Wziąłem podmiot w zęby i ruszyłem, schować go gdzieś, gdzie nikt nie znalazłby go przed czasem. Zatrzymałem się na skraju terytorium Bezgwiezdnych i Industrii. Idealne miejsce, by zakopać obiekt.
— Hej, co tu robisz?
Podniosłem wzrok i zobaczyłem brązowego psa z Industrii. Schowałem podmiot za plecami, zauważając, że pies tego jeszcze nie zauważył. Poczułem się nieswojo, że kręcę się przy ich terytorium po nocach. Ale on również powinien się wstydzić. Co prawda, to wojownik, a ja jestem dopiero uczniem, ale to znaczy tylko tyle, że na nim powinna spoczywać większa odpowiedzialność.
— Spaceruję — skłamałem. — Nie mogłem zasnąć.
— Podobnie jak ja — stwierdził pies. — Nazywam się Ognisty Mak. A ty?
— Cień — przedstawiłem się, po czym pomyślałem, że o to idealna okazja, aby wypytać o wiarę wierzącego psa. — Jak się żyje w Industrii?
— Dobrze... — Ognisty Mak był podejrzliwy. — Czemu to cię ciekawi?
— Jestem młody — przyznałem niechętnie. — Bezgwiezdni to jedyny znany mi świat. Chciałbym się dowiedzieć, jak to jest... — zawahałem się, szukając odpowiedniego słowa.
— Wierzyć? — zaśmiał się Ognisty Mak.
— Właśnie — przytaknąłem.
— Cóż, nie wiem, jak to jest nie wierzyć — przyznał pies. — Ale wiara, daje nam oparcie. Dzięki niej wiemy, że nie jesteśmy sami. Gdyby ktoś nam ją zabrał, gdyby ktoś nam udowodnił, że Gwiezdni nie istnieją... bylibyśmy jak szczeniaki we mgle. — Spojrzał na nie mnie niepewnie, jakby obawiał się, że zdołam użyć mojej świeżo zdobytej wiedzy przeciwko jemu klanowi. — Ale tak się nigdy nie stanie, bo Gwiezdni istnieją i nie próbuj mnie przekonywać, że jest inaczej. Podtrzymuje nas na duchu. Dają pocieszenie, że na naszych barkach nie spoczywa los całego świata.
Uśmiechnąłem się uprzejmie. Mam nadzieję, że Ognisty Mak nie uznał tego za objaw pogardy, ale myślałem już o tym, jak wprowadzę wiarę do klanu Bezgwiezdnych. Będą mi wdzięczni, że dałem im spokój i pocieszenie. Ognisty Mak na tym jednak nie skończył.
— Podejrzewam, że podobnie jest z Bezgwiezdnymi, tylko na odwrót — stwierdził. — Gdyby udowodnić im, że nasza wiara jest prawdziwa, to ich świat by się załamał. Nie wiedzieliby jak znów powrócić do tego tajemniczego i niekontrolowanego świata. Nie zdołają na powrót oddać pałeczki siłą wyższym.
Chciałem się z nim kłócić, ale doszedłem do wniosku, że pies ma rację. Nie mogę zostać bóstwem, bo zmusiłbym pobratymców do zmiany swoich obyczajów, a uczyniłbym im tym straszną krzywdę.
Ponownie spojrzałem za siebie na podmiot. Nie chciałem już go. Nie chciałem już więcej udowadniać swojej wyższości. Nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. Nie chciałem nawet meldować Miękkiej odnalezienia tego. A aby tego uniknąć, mogłem zrobić tylko jedno.
Odwróciłem się, złapałem podmiot w zęby i rzuciłem go na terytorium Industrii. Ognisty Mak najpierw odskoczył, a potem poszedł to obwąchać.
— Co to? — spytał ostrożnie.
— Nie wiem — przyznałem. — Znalazłem to, idąc tu. Pokaż to Rzepakowej Gwieździe, a jak na to przyzwoli, daj to szczeniakom do zabawy. Jest ciekawe i miłe w dotyku. Wam się bardziej przyda niż Bezgwiezdnym.
— Dzięki — zawołał Ognisty Mak. — Do zobaczenia. — Złapał podmiot w zęby i odbiegł.
Patrzyłem jeszcze za nim chwilę, nim sam powoli się odwróciłem i ruszyłem do obozu. Już prawie świt, a nie chciałem, aby zastali mnie poza obozem.
* * *
— Niezły łup — powiedział Ostrokrzew, gdy przyniosłem pod stos zwierzyny wiewiórkę. — Ale mam nadzieję, że nie złamałeś kodeksu wojownika, goniąc za nią. Jaki punkt kodeksu dotyczy polowania?
— Są dwa punkty. Zwierzynę zabija tylko, by nakarmić swój klan i dziękuj za nią Gwiezdnym i nie poluj na zwierzynę innych klanów. Poza tym najpierw żywią się szczenięta, starsi i suczki karmiące, lub oczekujące młodych. Ale to ostatnie nie dotyczy polowania, a jedzenia.— Doskonale. — Uśmiechnął się mój mentor. — Wiesz co, jutro poćwiczymy walkę.
— Naprawdę? — ucieszyłem się. Nigdy wcześniej nie walczyłem.
— Naprawdę. — Uśmiechnął się znowu Ostrokrzew i odszedł.
Usiadłem i zacząłem wylizywać łapki, zmęczone bieganiem. Trochę tęskniłem za czasami, gdy bawiłem się w bóstwo, ale Drzazga ma rację. To była szczenięca zabawa. Powinienem skupić się na tym, co ważne, czyli mojej karierze jako wojownika.
Choć, po rozmowie z Ognistym Makiem, zacząłem coraz częściej siadać na skraju naszych terytoriów i rozmyślać. A co, jeśli to członkowie innych klanów mają rację, a my się mylimy? A jeśli Gwiezdni istnieją naprawdę?
A jeśli tak, to czy kiedyś uzyskamy dowód na ich istnienie? I czy to będzie znaczyło koniec Bezgwiezdnych?
[1063 słowa: Cień otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz