26 czerwca 2021

Od Omszonej Łapy do Ciepłej Łapy

     — Co w ogóle jest dla matki?
Nie mógł chyba zadać bardziej ignoranckiego pytania, patrząc na powagę tej sytuacji.
Dwójka braci siedziała gdzieś między magazynem a kempingiem. Mech siedział wygodnie, wygrzewając się w ostatkach słońca, jakie jeszcze nawiedzały ich tereny. Trawa łaskotała go po łapach. Ciepły obrał miejsce na płaskim kamieniu. Spotkali się tutaj — głównie z inicjatywy Ciepłej Łapy — by porozmawiać o tym, co się ostatnio działo w ich życiach. Zabiegani w swoich własnych rzeczach, mieli dość mało czasu na rozmowę. Wielu by powiedziało, że to dobrze, patrząc na to, jak różne są ich charaktery. Większość ich normalnych rozmów kończyła się niezbyt przyjemnie.
Tu jednak nie chodziło o coś normalnego, jak rozwalony talerz, który się wyrzuci i zapomni, kupując nowy. Tu chodziło o coś wiele więcej, o ich siostrę. Żabka. Porwana przez ludzi, zniknęła z dnia na dzień, nie pozostawiając po sobie nic poza pustym miejscem w legowisku. To mogło przydarzyć się dla każdego z nich. Szczeniaków zwykle nie wyrzuca się jak talerz, zapominając o nich po chwili. Zwykle nie kupuje się też nowych, by je zastąpić. Jasne, na pewno znalazłby się ktoś, kto by tak zrobił, ale nie Rzepa. Zwłaszcza nie ona. Rzepa kochała swoje dzieciaki jak mało kto. Ostanie istotki, jakie zostały jej po Oszronionej Gwieździe, jej byłym partnerze. Znaczyły one dla niej więcej niż nuggetsy czy inne idiotyczne rzeczy w jej życiu, których było stanowczo zbyt dużo jak na normalnego psa. A teraz, nie dość, że straciła jedno przy porodzie, to drugie zostało okrutnie od niej wyrwane, zanim zdążyło na dobre rozpocząć swoje życie. Stanowczo za dużo psów umykało z jej życia. Nie zasługiwała na to, nikt nie zasługiwał.
— Pytasz na poważnie? — Ciepły zmarszczył brwi, nie mogąc uwierzyć w nieczułość swojego edgy brata. — Nie spodziewałbym się tego po tobie. Nawet po tobie! — prychnął.
Mech tylko wywrócił oczami. Nie wiedział, o co chodziło dla jego brata. Każdy miał swoje standardy i to chyba normalne, nie wszyscy myślą w ten sam sposób. Czyżby pan idealny Ciepła Łapa tego nie wiedział?
Nienawidził tego, jak ich matka, Sowi Pazur i chyba każdy, kto poznawał ich dwójkę, wystawiali jego młodszego brata ciągle na piedestał, jakby był bez skazy. Mech, czemu nie możesz być bardziej jak Ciepły? — słyszał to ciągle, od każdego w tym pieprzonym klanie. To zdanie chyba już na zawsze wyryło się w jego głowie, pozostając z nim do grobu. Jego brat denerwował go już bez tego. Zawsze słuchający się dorosłych, przestrzegający każdej najmniejszej zasady i biegający do tego przeklętego Sowiego Pazura za każdym razem, gdy Mech chciał zrobić cokolwiek ciekawego.
— Nie przesadzaj.
— Wcale nie przesadzam! Dopiero co straciliśmy siostrę, a ty, zamiast pomagać dla Sowiego i dla mamy, szwendasz się po... po... po nawet nie wiem gdzie! — Pomachał głową na boki, rozsierdzony. Wyglądało to, co najmniej komicznie, jakby szczeniak próbował z siebie otrzepać emocje. — Co, jeśli ona straci cię tak samo, jak straciła Żabkę?
— Nie możemy jej zdobyć czegoś, co ją zastąpi? Wiesz, jak wtedy gdy myśleliście z Sowim, że mnie coś zeżarło na plaży?
Mech wyszczerzył się wrednie, układając się wygodniej na trawie. Ciepły ciągle siedział prosto, wręcz sztywno, patrząc się na swojego brata, jakby chciał go zamordować wzrokiem. Jego oczy paliły się żywymi ognikami wściekłości. Mimo to cała reszta jego postawy była nieskalana jakąkolwiek emocją, a sam Ciepły nie odpowiedział nic na jego zaczepkę. On i Sowi naprawdę do siebie pasowali.
— Ty i Sowi serio do siebie pasujecie.
— Co masz na myśli?
— Oboje zachowujecie się, jakbyście mieli kija w dupie. — Przewrócił się na swoje plecy, wbijając wzrok w niebo, mrużąc lekko swoje oczy od słońca. — No wiesz. Nie umiecie się bawić i jedyne, o czym chcecie gadać to bla bla bla, kodeks wojownika, bla bla bla Mech trzymaj się zasad, bla bla bla waszej matce jest smutno...
Ciepły przerwał mu wręcz natychmiastowo, widocznie coraz bardziej wytrącony z równowagi.
— Bo naszej mamie jest smutno! Czy ty naprawdę tego nie widzisz? Od dawna nie wyszła ze swojego legowiska, ledwo cokolwiek je...
— Ale co my mamy z tym zrobić?
— Co?
— Co my mamy z tym zrobić? — powtórzył się.
— Wspierać ją? Omszona Łapo, ona wciąż jest naszą matką, nie ważne, w jakim stanie się znajduje.
Mech tylko poruszył swoimi tylnymi łapami, bezgłośnie przedrzeźniając swojego brata. Westchnął i się powoli podniósł, ziewając. Wbił wzrok w Ciepłego, patrząc na niego z taką wyższością, jakby miał mu właśnie przekazać mądrość całego świata, którą skradł od Gwiezdnych. Uśmiechnął się pod nosem. To jego moment, by zabłysnąć. To wręcz śmieszne, jak oświecony Mech się wydaje być dla samego siebie, gdy w rzeczywistości, zachowuje się jak najbardziej zadufany w sobie gówniarz na tym świecie. I gdyby to był jego największy problem, wtedy może nie byłoby aż tak źle. Wtedy może ktoś by go wytrzymywał.
Nie wiedział jednak, że to, co powie, brzmi jak coś, co zapisuje w swoim zeszycie, niechlujnym pismem, każdy nastolatek z rękawami w paski, czarnym eyelinerem, oglądając przy tym „Salę samobójców” czy inne depresyjne filmidło. Mógłby przy tym jeszcze pić somerka i palić skręta złożonego z majeranku, który ktoś mu wcisnął, obiecując inne zielsko na tę samą literę. Idealnie by to uzupełniało cały obrazek skrzywdzonego przez świat dzieciaka, który wcale nie potrzebuje nikogo do swojego szczęścia.
— Oh Ciepły, naprawdę muszę ci to tłumaczyć? — zaśmiał się sucho. Jego brat tylko popatrzył na niego niezrozumiale. - Na tym świecie musisz zając się sam sobą. Nikt ci nie będzie stał nad głową przez całe życie, martwiąc się o ciebie. Rzepakowa Gwiazda powinna się tego już dawno nauczyć — prychnął. — Skoro jest liderką, to dziwne, że nie wie czegoś tak oczywistego, czego ja nauczyłem się już na początku.
Pieprzony edgelord.
Ciepła Łapa po prostu stał, patrząc się na swojego brata, osłupiały. Nie był pewien czy Mech ma okropne poczucie humoru — co by go nie zdziwiło — czy po prostu pierdoli kompletne głupoty. Każda z tych opcji była zbyt prawdziwa w tym przypadku. Jego brat był po prostu zbyt nieprzewidywalny, zbyt szalony, zbyt idiotyczny by jakiekolwiek logiczne myślenie mogło zadziałać na jego miejscu.
— O czym ty właściwie gadasz?
—- Byłem sam od początku. Chyba nie zapomniałeś, że nasz ojciec umarł, nim ja zdążyłem się wyczołgać z naszej matki, prawda?
— Sam? — Ciepły uniósł brew, nie wierząc w to, co jego brat mówi. — Przecież nigdy nie byłeś sam! Jesteś synem liderki, masz cały klan przy sobie. Masz naszą mamę! Masz mnie i Sowiego!
Postawa Mcha nagle kompletnie się zmieniła, stając się o wiele agresywniejsza niż wcześniej. Spiął się i zawarczał głośno, pochylając łeb do dołu. Najeżył swoje futro. Wyglądał, jakby był gotowy rzucić się na swojego brata, rozszarpując go na małe kawałeczki. Coś go jednak powstrzymywało, trzymając ucznia w miejscu.
-— A ty znowu o tym Sowim! — wyrzucił z siebie wściekły. — Ciągle tylko o nim gadasz, latasz za nim i liżesz mu dupę! I wiesz co? Ja dobrze wiem dlaczego. — Uśmiechnął się. Rozluźnił się, uspokajając. Powoli podsunął się do swojego brata, szepcząc mu na ucho. — Bo wiesz, że nasz prawdziwy ojciec nigdy by cię nie pokochał.
<Ciepły?>
[1138 słów: Omszona Łapa otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz