26 czerwca 2021

Od Malwowego Ogona CD Jasnego Serca (do Fenkułowej Plamki)

TW: opisy morderstwa

 — Malwowy Ogonie? Gdzie udamy się na polowanie?
Wyciągnęłam Kropelkową Bryzę z obozowiska pod pretekstem upolowania zwierzyny dla klanu. Suka oczywiście się zgodziła, z zapałem kiwając głową.
— Hmm… Może nad Płyciznę? — zaproponowałam, zastanawiając się, jak bardzo Gwiezdni by się wkurwili, że zabijam kogoś w tej ich świętej wodzie.
— Nad Płyciznę? — Ruda suka wybałuszyła oczy. — Przecież to miejsce spotkań medyków. A poza tym, co byś niby chciała tam upolować?
Cholera. Po co ona tak wszystko komplikuje.
— Przecież medyków tam teraz nie ma — wytłumaczyłam jej, sztucznie się uśmiechając. — Zawsze jakieś ryby można by było złowić.
— Ryby? — parsknęła Kropelkowa. — Nie jesteśmy psami z Flumine.
— A co, jesteśmy od nich gorsze? — warknęłam, tracąc cierpliwość. Zaraz potem, nie czekając na odpowiedź młodej wojowniczki, potruchtałam w stronę miejsca zgromadzeń medyków.
Korciło mnie, by zatrzymać się na chwilę i upewnić, że suka podąża za mną. Jednak jedyne co zrobiłam, to nadstawiłam uszu, nasłuchując kroków Kropelkowej Bryzy za mną. Zadowolona dosłyszałam jej ciche tuptanie i dyszenie. Mimo że panowała już pora opadających liści, nadal było cholernie duszno, chociaż wiatr mierzwiący sierść był przyjemnie chłodny.
Minęłyśmy opustoszały kemping i zwiększyłyśmy prędkość, przechodząc do biegu. Po jakimś czasie zbliżyłyśmy się do celu; zaczęłyśmy schodzić po stromej wydmie, a piasek osuwał się spod naszych łap. Zacisnęłam zęby, czując, że drobinki piachu dostały mi się na język oraz wpadły do uszu i oczu. Niezadowolona otrzepałam się, klnąc pod nosem.
Zatrzymałam się przed Płycizną, w milczeniu obserwując taflę wody. Wieczór zapadał coraz wcześniej, tak więc na niebie migotały pierwsze gwiazdki, błyszczał blady księżyc, co chwila zasłaniany przez chmury. W wodzie odbijały się te nocne świecidełka, lekko zniekształcone przez chłodny wiatr, który dmuchał w taflę oraz wzbijał w górę tumany piasku z wydmy. Kropelkową Bryzę czeka bardzo ładna śmierć wśród świętej wody przodków, bez niepotrzebnych świadków, w rzadko uczęszczanym miejscu. Kto będzie tutaj szukał jej ciała? Niejeden pies chciałby umrzeć w tak pięknym miejscu. Milfowa spełnia marzenia. No, ale czas zabrać się do dzieła.
— Pięknie tutaj, prawda? — zapytała się półgłosem ruda, wpatrując się w wody Płycizny, spokojnie bijąc ogonem o podłoże. Zanim zdążyłam ją upomnieć, Kropelkowa otrząsnęła się, wracając do rzeczywistości. — No dobrze, to ja rozglądnę się za szczurami i myszami. Zrobimy coś dobrego, oczyszczając to miejsce ze szkodników.
Tak, jasne, zrobimy coś dobrego, yhmm, tylko poczekaj. Kto by nie chciał odejść do Gwiezdnych w tę piękną noc? Wspaniały, dobry uczynek. Jednak nic takiego nie powiedziałam, uśmiechnęłam się tylko, świdrując młodą wojowniczkę morderczym spojrzeniem.
— Dobrze. — Potwierdzająco kiwnęłam głową, odwracając się od niej. Usłyszałam, jak suka odbiega w poszukiwaniu pożywienia. — Ja złapię parę ryb.
Usiadłam przy tafli wody, sprawiając mylne wrażenie, że czekam, aż stworzonka podpłyną do brzegu. W rzeczywistości w Płyciźnie nie zobaczyłam żadnych morskich stworzeń — może jakieś tam żyły, tyle tylko, że z dala od brzegu. Ale szczerze w to wątpiłam. To święte miejsce pewnie nie było domem dla morskiej zwierzyny.
Minęło kilkanaście minut, a ja ze spokojem czekałam, aż Kropelkowa wróci do mnie i oznajmi, że coś upolowała. Dla zabicia czasu czyściłam sobie zęby i pazury, aż nie byłam zadowolona z ich czystości i ostrości. Skubana suka jednak nie okazała się taką złą łowczynią — nie musiałam zbyt długo siedzieć bezczynnie, gdyż do moich uszu dobiegł odgłos jej kroków.
— Malwowy Ogonie! — szczeknęła pogodnie, dumna z siebie. — Znalazłam wspaniałego szczura! Jak myślisz, czy będzie wystarczająco dobry, by oddać go karmicielce?
Pozwoliłam sobie zignorować jej gadanie, wlepiając wzrok w taflę wody, w której odbijały się gwiazdy.
— Co tam masz? — Kropelkowa Bryza podeszła do mnie, zostawiając na brzegu swoją zdobycz. — Ty także coś upolowałaś? Pewnie nie możesz się doczekać aż…
— Sza! — warknęłam, a po moim ciele rozszedł się dreszczyk ekscytacji. — Zobacz, jaka wspaniała ryba do nas płynie. — wyszeptałam cichutko, zafascynowana wpatrując się w niewidzialną zdobycz.
— Gdzie? — Suka dała się nabrać. Zaglądnęła mi przez ramię, uważnie śledząc ruch w wodzie. — Nic nie widzę, ale…
Nie czekając, aż dokończy zdanie, rzuciłam się na nią, łapiąc ją za skórę na karku. Przerzuciłam ją przez siebie, wrzucając do wody z głośnym pluskiem. Suka leżała przez chwilę sparaliżowana, a gdy podniosła się z Płycizny, jej futro ociekało wodą, ciało drżało z zimna, a oczy były pełne strachu i paniki. Wspaniały widok.
— Malwowy O-ogonie…
Z mojego pyska wydobył się gardłowy warkot. Z furią w oczach doskoczyłam do niej, wzbijając w powietrze fontannę kropelek. Wylądowałam na grzbiecie suczki i poczułam, jak jej łapy się uginają pod wpływem mojego ciężaru, a ona upada na pysk, zanurzając całą swoją głowę w świętej sadzawce medyków. Próbowała wstać z wody, by nabrać powietrza, jednak ja docisnęłam ją do piachu na dnie i zacisnęłam zęby, gdy suczka, wijąc się jak wąż, próbowała wydostać się na powierzchnię i zadać mi parę ran. Chyba zbyt często nie nurkowała, bo jej płuca nie były wyćwiczone — widać było, że brak powietrza dokucza jej coraz bardziej, w jej ruchach czuć było desperację, jedyne czego pragnęła to wydostać się na ląd. Nie, że zrobiło mi się jej szkoda, po prostu liczyłam na dłuższą zabawę, tak więc mocno złapałam ją za kark i wyciągnęłam z wody, cały czas ją trzymając.
Suka zachłannie nabrała powietrza i zaraz potem zaniosła się ostrym kaszlem, plując wodą. Próbowała mi się wyrwać, jednak za każdym jej susem zaciskałam szczęki coraz mocniej, na co uspokoiła się na chwilę, jęcząc cicho.
— I co mi teraz zrobisz? — wyjąkała drżącym głosem.
Zaśmiałam się w duchu. Aż szkoda zabijać taką żałosną żabcię.
— Nadal nic nie widzisz, skarbie? — wycedziłam powoli, nawiązując do tego, że nie mogła zauważyć nieistniejącej ryby. — Dziś jest dzień spełnienia twoich marzeń, rudzielcu.
Do oczu suki napłynęły łzy, a powietrze przeszył jej krzyk, gdy całą swoją siłą odskoczyła na bok. Ja jednak byłam od niej starsza i silniejsza, a jej bunt skończył się ponownym wsadzeniem w wodę. Przytrzymywałam ją łapami za szyję, czułam pod pazurami jej tętno, jej rozpacz i żałosną siłę przetrwania. Parsknęłam cicho, pochylając pysk nad taflą wody, wpatrując się w przerażone oczy ofiary, która znajdowała się pod płytką wodą, mając nadzieję, że uda jej się wydostać, przeżyć.
— Kochaniutka, pożegnaj się z oczkami — szepnęłam.
Jedną łapą przestałam przytrzymywać ją w wodzie, na co Kropelkowa Bryza zaczęła się wyrywać, jednak jedno mocne ugryzienie w przednią łapę powstrzymało — jak na razie — jej próby ucieczki. Kości trzasnęły, a jej brązowe oczy zaszły mgłą przeraźliwego bólu.
Wolną łapę położyłam jej na pysku i pazurami wydłubałam oczy. Woda Płycizny zaczęła mienić się ciemnym szkarłatem, księżyc nad nami został zasłonięty nocnymi chmurami, a ruda suka stała się niewidoczna; zasłona krwi otuliła ślepą, a jej niemalże czerwona sierść była tego samego koloru co zabarwiona woda.
Teraz obudził się w niej demon. Szarpała się, próbowała krzyczeć, waliła mnie na ślepo, aż w końcu udało jej się wyrwać.
Wyłoniła się z wody, cała oblepiona krwią; w szczególności widoczne było to na pysku. Do moich nozdrzy doleciał metaliczny, złowrogi zapach krwi. Suka zaczęła uciekać, jednak pod wpływem ran i braku oczu szybko się wywróciła, a ja powolutku podeszłam do niej, woda chlupała pod moimi łapami, a z pyska dolatywały uspokajające, przesiąknięte kłamstwem słowa.
Nie czekałam na jej reakcję. Ponownie na nią skoczyłam, tym razem zadając ostateczny cios. Zgniotłam jej głowę, zamachnęłam się łapą i starannie zagłębiłam pazur w gardło suczki. Rozcięłam je w dół aż po brzuch, po chwili obnażyłam kły i zatopiłam z chrzęstem w rozwalonej szyi. Naokoło prysnęła jasna krew. Kropelkowej Bryzie krzyk zamarł na pysku. Bezgłośnie zsunęła się z moich szczęk, z pluskiem opadając w krwistoczerwoną wodę.
Wypuściłam jej ciało i zaniosłam się histerycznym śmiechem.
— Hasta la vista, Kropelkowa Bryzo.
Wyplułam z pyska kropelki czerwonej krwi, wzięłam szczura, ukryłam ciało ofiary i potruchtałam w stronę obozu.
***
Przed obozem nie kręcił się żaden pies, co lekko mnie zaniepokoiło. Byłam jednak zbyt zadowolona z siebie, żeby dłużej się nad tym zastanawiać. Weszłam do magazynu i moim oczom ukazały się wszystkie psy z klanu; kilkadziesiąt wpatrzonych we mnie par oczu. Powoli położyłam szczura przed sobą, pokazując, że byłam na polowaniu. Miałam nadzieję, że nikt nie zacznie mnie podejrzewać. Chociaż było jasne, że nie bez powodu wszyscy na mnie czekali.
— Malwowy Ogonie?
Podniosłam głowę.
— Słucham — początkowo warknęłam, jednak w porę się opanowałam, mówiąc spokojnym, lekko zdziwionym głosem.
— Gdzie jest Kropelkowa Bryza?
Parsknęłam, wlepiając wzrok w zastępcę przywódcy.
— Skąd mam wiedzieć? Byłam na polowaniu. Nie było jej ze mną.
— Z wiarygodnych źródeł wiemy, że była z tobą. — Sowi zlustrował mnie wzrokiem, a w jego tonie było czuć lekki warkot. — Nie kłam.
Wściekłość zaczęła we mnie buzować, a mój mózg rozpaczliwie szukał wymówki. Gdy jednak na myśl nie przyszedł mi żaden konkretny argument, wyprostowałam się i zmierzyłam zastępcę lekceważącym wzrokiem. Co mi niby zrobi? Na dłuższą chwilę zapanował spokój i cisza. Nikt nic nie mówił, wojownicy spoglądali tylko z niedowierzaniem na mnie, a kilka z nich zaczęło nerwowo szeptać.
Zaraz potem wybuchła wrzawa, a ja nie byłam na tyle głupia, by nie zareagować. Skądś się dowiedzieli o śmierci rudej. Kto mógł im to powiedzieć? Przecież dopiero co wróciłam z Płycizny.
Przebiegłam wzrokiem po zgromadzonych psach, dostrzegając Owcze Serce w tłumie i wlepiłam w nią rozwścieczone spojrzenie. Łapy mnie świerzbiłyby na nią skoczyć, jednak się powstrzymałam. Nie chciałam popełniać samobójstwa. Otoczona przez tyle psów nie miałam szans.
Szybko odwróciłam się, wybiegając z obozu. Chwilę potem usłyszałam kroki pozostałych wojowników; wszyscy pędzili za mną. Zgrzytnęłam zdenerwowana zębami, postanawiając, że zgubię ich na terenach Tenebris. Nie będą na tyle głupi, by całym klanem wchodzić w pogoń za mną na teren obcego klanu.
Psy zaczęły mnie jednak doganiać, kilka z nich wyciągało pyski, by złapać mnie za ogon. Wysiliłam się i w pocie czoła przyspieszyłam. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam z taką prędkością, lecz chciałam ich jak najbardziej zostawić w tyle.
Zaczęłam rozumieć, że prędzej padnę, niż dobiegnę na tereny Ciemnych. Musiałam się zatrzymać i złapać oddech. Próbowałam zgubić ścigające mnie psy — przyśpieszałam i zmieniałam tor biegu. Po jakimś czasie na horyzoncie ukazała się kryjówka z krzaków, kilku drzew i innych zarośli — jakiś czas temu kazałam ukryć się tam Skalnemu Potokowi i moim córkom. Jakimś cudem udało mi się do niej dostać, gubiąc — przynajmniej na chwilę — pościg. Postanowiłam, że zatrzymam się na sekundkę.
Wywiesiłam język, wchodząc pomiędzy krzaki, które dawały mi dobrą osłonę. Po mojej głowie chodziło tylko jedno pytanie:
Czy to Owcze Serce mnie zdradziła? Czy może… Ale, ale… Skąd ten gówniarz miałby się dowiedzieć o śmierci Kropelkowej?
Parsknęłam. Nie, to raczej była Owcza. Na co to jej było? Straciła siostrę, która niemiłosiernie cierpiała w ostatnich chwilach życia, a ja przeżyję, no bo zabić się przecież nie dam. Pójdę do Tenebris, a moje córki udzielą mi schronienia i przekonają przywódczynię, by u nich zamieszkałam. Z pewnością tak właśnie będzie. Bo jakże inaczej? Pokręciłam głową, odganiając od siebie niejasne przeczucie, że jeśli rzeczywiście wojownik Ciemnych na mnie doniósł, w Tenebris nie zaznam spokoju. Pod jednym z krzewów znalazłam kałużę — natychmiast ugasiłam pragnienie. Niestety, usłyszałam także szczekanie wojowników i odgłos ich kroków. Musiałam biec dalej.
Nagle wyprostowałam się, naprężając ogon jak strunę. Wciągnęłam powietrze, wyczuwając świeży zapach innego psa. Przesiąknięty żłobkiem, o miłej woni mleka karmicielki i małych kurdupli. Oczywiście, była to Fenkułowa Plamka.
— Malwowy Ogonie…? — W głosie matki najnowszych członków klanu słychać było niepewność i niedowierzanie.
Powoli odwróciłam się w stronę mojej córki, odsłaniając zęby we wściekłym grymasie. Plamka jednak nie poruszyła się ani o milimetr, wwiercając się we mnie pytającym spojrzeniem bladoniebieskich oczu.
— Wracaj do Jazgotka i innych szczeniaków, Fenkule — odpowiedziałam niskim warkotem.

<Fenkułowa Plamko, córko morderczyni?>
[1856 słów: Malwowy Ogon otrzymuje 18 Punktów Doświadczeia, Kropelkowa Bryza umiera]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz