Karmazynek w ostatnim czasie niczemu nie poświęcał takiej uwagi, jak dniu, w którym w końcu będzie mógł nazywać się prawdziwym uczniem wojownika. Szczenięce chwile spędzone na beztroskiej zabawie zniknęły wraz z roztapiającym się śniegiem i zieloną trawą. Pora letnia, a właściwie pora zielonych liści, jak to mieli w zwyczaju nazywać ją między sobą w klanach, oprócz upałów przyniosła też ogromną odpowiedzialność. Zabrała świeżość ze wszystkich źdźbeł, ususzyła, tak jakby Gwiezdni celowo wystawiali Karmazynka — od dziś Karmazynową Łapę — na próbę. Trening w trudnych warunkach? Jeśli ma być dobrym Wojownikiem, z pomocą Gwiezdnych, nic nie jest niemożliwe.
Dlatego starał się ignorować tępy ból w okolicach żołądka, kiedy pierwszy raz stanął przed swoim Mentorem. Ból był oznaką stresu. Czym mógł niepokoić się Młodzieniec? W końcu poniekąd spełniało się jedno z jego największych marzeń, mianowicie furtka do zostania Wojownikiem stała przed nim otworem.
Aczkolwiek wtedy jego głowa aż parowała od różnych myśli, które kłębiły się między sobą, tworząc poskręcany supeł. Ciężko było znaleźć jego początek, a nawet gdyby komuś się udało — każdy mógłby odnieść wrażenie, że nitka rozdwaja, a czasem nawet potraja się, podążając w swoją stronę, tworząc na swej długości nowe odgałęzienia. Tak też jego myśli, kierowały się wszędzie, a zmierzały do nikąd. Obawiał się, że zawiedzie Fiołkową, że nie będzie wartościowym Wojownikiem, a co najważniejsze, że nie sprosta swoim własnym wymaganiom. Musiał być najlepszy, nie brał pod uwagę innej opcji.
Starał się wyglądać na opanowanego. Jego mimika nie zdradzała chaosu, który panował w jego głowie. Wypiął dumnie pierś i skinął łbem na przywitanie, a także okazanie szacunku Borsuczemu.
— Karmazynowa Łapa, hm? — Pies zmrużył lekko oczy, a rudzielec nie wiedział, czy jest to kwestia nadgorliwego słońca, czy wyraz niepokoju. Przytaknął, zdradzając tym samym swoje skrępowanie, ponieważ cały jego kark zesztywniał i odmówił posłuszeństwa.
— Nie bój się, nie masz czego, z resztą, dla mnie to też nowa sytuacja. — Czarny jak smoła samiec starał się rozluźnić atmosferę. Młodemu Wojownikowi spodobała się otwartość jego mentora.
— Jestem twoim pierwszym uczniem? — zapytał pełen nadziei, ale też nowych obaw.
Skoro jest pierwszy, powinien zrobić wszystko, aby Borsuczy wziął pod swoje skrzydła następnego młodziaka. Zapytacie skąd w Karmazynowym tyle ufności pokładanej w umiejętnościach Mentora? Nic prostszego, skoro jego matka, Fiołkowa Skałka postanowiła, że Borsuczy będzie odpowiedni, nie było innej możliwości, ten pies musiał takim być. Gwiezdni nie mogliby inaczej pokierować jego losami.
— Właściwie to tak — zmieszał się. — Ale to nie wynika z mojego braku doświadczenia, nie musisz się martwić — być może chciał uspokoić młodego adepta, na jego pysku pojawił się lekki niepokój. Czyżby mentor też był niepewny w tej sytuacji…?
— Właściwie to tak — zmieszał się. — Ale to nie wynika z mojego braku doświadczenia, nie musisz się martwić — być może chciał uspokoić młodego adepta, na jego pysku pojawił się lekki niepokój. Czyżby mentor też był niepewny w tej sytuacji…?
— Nie martwię się. — Uśmiechnął się szczerze, a wraz z wypowiadanymi słowami odmówił w myślach krótką modlitwę, która napełniła go spokojem. Mógł skupić się na obecnej chwili, na wiedzy, jaką Borsuczy miał mu do przekazania.
— Świetnie! W takim razie pokrótce wytłumaczę ci, na czym będzie polegać twój trening. Pamiętaj, że cały czas spędzony ze mną, to tak naprawdę nauka dla ciebie. Staraj się wyciągnąć z tego wszystko, co się da. Każdy najdrobniejszy szczegół, zawsze pytaj, jeśli masz jakieś wątpliwości. Nie daj sobie wmówić, że istnieją głupie pytania, bo to wielokrotnie powtarzana bzdura, są tylko głupie odpowiedzi, a ja widzę, że do głupich nie należysz, prawda?
— Prawda.
— To dobrze, tak mi się wydawało, że wzrok mam jeszcze całkiem dobry. — Karmazynowa Łapa mógł przysiąść, że jeszcze nie spotkał na swojej drodze kogoś takiego. Miał wrażenie, że z potoku słów wyłania się prawdziwa postać Borsuczego, tak bardzo kompatybilna do niego samego, że nie mógł uwierzyć w to, jak dobrą decyzję podjęła Fiołkowa.
— Szkolenie na wojownika, to droga, która sprawi, że staniesz się prawdziwą częścią Klanu. Zobaczymy, do ilu poświęceń jesteś zdolny. Będę chciał nauczyć cię podstaw walki, polowania, a także opowiedzieć ci o naszej historii, abyś uniknął powielania błędów swoich przodków. Sprawdzę, czy wyciągasz właściwe wnioski i jak szybko się uczysz. Zrozumiano?
— Zrozumiano.
W oczach mentora rozbłysło. Oboje musieli stanąć na wysokości zadania i odnaleźć się w nowych rolach. Na razie, w teorii, nic nie zapowiadało porażki ani jednego, ani drugiego samca. Gwiezdni na pewno czuwali nad losami tych dwóch dusz.
Borsuczy Upadek zaproponował, aby zacząć od małej ustawki. Uczeń oczywiście zgodził się bez żadnych oporów, wspólnie stwierdzili, że najlepiej będzie, jeśli udadzą się na teren lodowiska, które latem jest zupełnie opuszczone. Ta lokalizacja zapewni im spokój i dużo przestrzeni, co by nie ograniczały ich nierówności terenu ani ciekawskie spojrzenia pozostałych członków. Rudzielec zdążył już poznać to miejsce bardzo dobrze, odwiedzali je wspólnie ze Śnieżką. Na same wspomnienia pysk młodzieńca rozpromienił się nieco.
Po dotarciu Karmazynowa Łapa rozejrzał się dookoła, gdy nagle poczuł na boku dość silne uderzenie. Zanim się obejrzał, leżał powalony na ziemi, bez możliwości ruchu. Jego umysł ogarnął palący wstyd, jak mógł tak dziecinnie dać się nabrać!
— Oczy i uszy zawsze muszą być na miejscu... — westchnął ciężko kruczoczarny pies. — To jest najważniejsza lekcja. Nieistotne, jaką masz przewagę w sile, jak zręczny i zwinny jesteś, jeśli nie obserwujesz swojego przeciwnika. Jeśli chcesz wygrać, musisz być krok przed swoim rywalem. Masz rodzeństwo, jeśli się nie mylę?
— Tak, siostrę.
— Też tak łatwo dawałeś się jej podejść? — Nie wiadomo, czy Borsuczy wiedział, na jak grząski teren wchodzi. Ambicja była dla Karmazynowego świętością. Wartością prawie tak istotną, jak odwaga. Ktoś obcy, nawet jeśli był mentorem, nie mógł po chwili znajomości sugerować mu, że jest nieudacznikiem. Bowiem dla rudego lenistwo i strach były równoważnikiem porażki.
— Nie — odfuknął wściekle, zdradzając, jak bardzo pytanie na niego wpłynęło. Może i podrósł, nabrał masy i zaczął trening, ale wewnątrz niego siedziało jeszcze szczenię pokryte puchem.
— Nie? To dlaczego się nawet nie broniłeś? — Ton jego wypowiedzi nie wskazywał na złośliwość, nie był też jadowity, czy prześmiewczy. Wydawać by się mogło, że Borsuczy stara się obudzić w Karmazynku myślenie. Nie chce zakorzenić w nim jedynie smaku goryczy po pierwszej lekcji, chciałby, aby ta lekcja miała pozytywny wydźwięk.
— Spójrz. — Błękitne ślepia ucznia skierowały się w stronę smukłej sylwetki. — Wydaje mi się, że choć młodszy, możesz być ode mnie dużo silniejszy. Zaatakowałem cię tylko dlatego, że zupełnie straciłeś czujność, a ja to dostrzegłem. Wykorzystałem twoją słabość i zapewniam cię, że w przyszłości zrobi to każdy, bez najmniejszych skrupułów. — Ostatnie zdanie było śmiałym ostrzeżeniem, z którym Karmazynek nie mógł się nie zgadzać. Starszy pies na pewno miał sporo racji, ale o tym młodzieniec miał przekonać się kiedy indziej.
— Dobrze, przejdźmy do historii, a umiejętności walki będziemy ćwiczyć na bieżąco. — Młodzieniec zarejestrował informację, kolejną w formie ostrzeżenia.
<Borsuczy Upadku?>
[1050 słów: Karmazynowa Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia + 3 Punkty Treningu.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz