początek dzieje się na przełamie lata i jesieni
Omszony parsknął tylko śmiechem,
kręcąc głową przy tym głową na prawo i lewo. Naprawdę nie mógł uwierzyć,
że ten wielki, straszny, Sowi Pazur, nie mógł wymyślić nawet obrazy
związanej z jego imieniem. Już Dreszczka była lepsza w obrażaniu go,
razem ze swoimi przytykami, a nawet one wywoływały uśmiech na pysku
ucznia. "Omszone Drzewo", kurwa on naprawdę musiał robić sobie jaja,
przecież to było takie żałosne. I on miał brać tego zjeba na poważnie,
jako kogoś, kto jest nie tylko zastępcą, ale fagasem jej matki? Nie
róbcie z niego idioty, Mech ma do siebie jeszcze resztki szacunku.
—
A ty jesteś zjebany — uśmiechnął się krzywo, nawet nie wysilając się
na mądre odszczekanie się Sowiemu. Po co ma męczyć swoją kreatywność na
kogoś takiego jak on.
Już słyszał,
jak w jego mentorze coś się gotuje, a cierpliwość w końcu mu pęka. Tak
bardzo chciał zobaczyć jak długo może ciągnąć tę zabawę, przerzucankę
słów, aż do momentu gdzie Sowiemu skończą się resztki cierpliwości,
jeśli jakiekolwiek jeszcze posiada. Mech naprawdę, ale to naprawdę
wierzył, był wręcz stuprocentowo pewny, że da radę doprowadzić go do
gorszego stanu, niż w tym, w którym on jest teraz. Nie musiał się nawet
starać, mentor podawał mu rozwiązania wręcz na srebrnej tacy, wprost pod
nos.
Chwycił ostatnią kiełbaskę w zęby, połykając ją wręcz w parę chwil.
Ostatni element potrzebny do jego układanki, właśnie został położony w pustym miejscu.
— Kazałem ci ją kurwa zostawić — wyszczerzył zęby Sowi Pazur.
Zadziałało. Zadziałało i to kurwa lepiej niż myślał.
Mech
tylko parsknął śmiechem, przytykając wręcz nos do nosa mentora. Patrzył
się w jego oczy, które płonęły wściekłością, ciesząc się każdą sekundą
tego momentu.
— Nie będę marnował zajebistego jedzenia na kogoś takiego jak ty.
— Coś ty powiedział gówniarzu?
—
Nie będę się powtarzał, bo masz problemy ze słuchem, dziadzie — Mech
podniósł swój tyłek z ziemi, otrzepując się. — Nie wiem jak ty, ale ja
wracam do magazynu, chce spać. Mam dość tego dnia i twojego pieprzonego
treningu. Więcej nauczyłem się samemu, niż ganiając za twoim tyłkiem.
Nim
zdążył nawet zrobić parę kroków do przodu, gdy poczuł uderzenie silnej
łapy na swoich plecach. Siłą sprowadzony do ziemi, runął pyskiem w
ziemie. Piach i kurz podbity do góry zakręcił mu w nosie, doprowadzając
do uciążliwego kichania, które przeszkadzało mu w sensownym myśleniu.
Łapa Sowiego Pazura wciąż przyciskała go do ziemi, uniemożliwiając
jakiekolwiek ruchy. Musiał jedną rzecz mu kurwa przyznać — może i nie
był najmądrzejszym psem w tym, ani jakimkolwiek klanie, ale cholera,
siła na pewno była jego mocną stroną.
— Kurwa puszczaj mnie! — wycharczał Omszony, szczerząc wściekle swoje zęby. — Połamiesz mi zaraz żebra ty jebany sadysto!
—
Dałeś się powalić. Tak właśnie wychodzą Twoje samotne treningi
gówniarzu. — parsknął zastępca. — No i jak? Umiesz się wydostać kurwa
czy siły Ci brakuje? Zobaczmy, jak te twoje treningi samemu są lepsze.
—
Popierdoliło cię chyba — wystękał, czując coraz bardziej, jakby oczy
miałyby mu wyskoczyć z czaszki. — Jesteś ode mnie jakieś 50 razy kurwa
starszy i silniejszy, co znęcanie się nad młodszymi i słabszymi to twój
konik? Jesteś psycholem!
Szarpał
się i miotał, na wszystkie strony, wbijając pazury w ziemie, rozkopując
ją, jakby to miało jakkolwiek pomóc. Znieważony, kompletnie obdarty z
honoru i blasku, próbował uciec spod łapy swojego mentora, który na
pewno musiał wcześniej nałykać się zbyt dużej ilości sterydów.
Przyciskał go nią bezlitośnie do ziemi, z każdą sekundą zabierając mu
coraz więcej powietrza. Wydawałoby się jakby, robił co coraz mocniej.
Jego biceps był rodem kulturysty spod polskiego, szarego bloku,
broniącego swojego osiedla. Jak komuś pierdolenie, to odleci parę
metrów do tyłu, rozwalając przy okazji najbliższą ścianę, na widok
takiego chowasz się w najbliższe krzaki. Nawet mentalność się kurwa
zgadza.
Mech jednak nie zamierzał
się chować w krzaki, uciekać. Nie chciał się chować, chciał kurwa
wygrać, nieważne jak długo by mu to zajęło. Nie mógł się przecież
poddać. Z każdym jednak łapczywie łapanym oddechem, czuł, jakby ten miał
być jego ostatnim. Parę mroczków mu się pojawiło przed oczami, jego
ruchy stawały się wolniejsze i coraz słabsze. Jego oczy robiły
się coraz cięższe, a on coraz bardziej śpiący, jedynie ogień rozpalający
się w jego płucach sprawiał, że pozostawał przytomny.
Czy to właśnie miał być jego koniec,
Brudny, wgnieciony w ziemie?
Czy miał do pozostawienia za sobą tylko to,
Parę wspomnień w głowach innych?
Czy jeśli teraz się podda, takim go zapamiętają?
Nie chciał się poddawać,
Ale nie miał siły tego nie robić.
Złapał oddech.
A potem kolejny.
Następny
był kaszel, duszący kaszel. Nie wydawało mu się, nie trafił do
gwiezdnych piesków. Był nadal na brudnej ziemi, cały brudny. To Sowi
Pazur, zabrał swoją łapę z Mcha, dając mu w końcu możliwość swobodnego
oddychania. Naprawdę był kurwa popierdolony, Omszony był tego bardziej
pewny niż w kiedykolwiek. Pokazał swoją prawdziwą stronę. Teraz jednak uczeń Industrii, brał kolejne oddechy, zachłannie łapiąc powietrze do
pyska, jakby już nigdy nie miał go poczuć. Łzy mimowolnie zbierały się w
jego oczach, a kaszel nie ustawał.
Musiał wyglądać tak żałośnie.
— Mam nadzieje, że to cię czegokolwiek kurwa nauczy. Marsz, za mną.
***
Koniec. W końcu cholerny koniec tego
treningu, w końcu koniec bycia uczniem i męczenia się z pojebem, jakim
był pierdolony Sowi Pazur. Ten jebany psychopata naraził jego życie
więcej razy, niż Mech miał aktualnie księżyców. Rzepakowa chyba mu go przydzieliła, by przedwcześnie pozbyć się kolejnego dzieciaka,
zostawiając tylko idealne Ciepłego przy życiu. To była kurwa katorga,
inaczej nie dało się tego nazwać. Ciągłe słuchanie jęczenia starego
dziada było nie do zniesienia. Budzi się — Sowi Pazur. Idzie na trening —
Sowi Pazur. Wraca z treningu — k u r w a Sowi Pazur. Ochujeć można
przez ciągłe widzenie go.
Dlatego
właśnie omijał większość treningów, biegając po terenach innych klanów,
a teraz w końcu będzie miał od niego choć trochę spokoju.
Miał
już cały plan co zrobi po swoim mianowaniu. Stanie przed byłym mentorem
i wyśmieje go w pysk. Niczego go nie nauczył, całą wiedzę, którą miał
zdobył samemu. Nie dał się nigdy złamać, nieważne czego Sowi nie
próbował, a teraz był kurwa wolny.
A
przynajmniej tak mu się wydawało, bo z samego rana, dnia gdy w końcu
miał zostać mianowany, Sowi go obudził. Nim Mech zdążył
cokolwiek powiedzieć, opierdolić go za budzenie, jego mentor wyskoczył z
cudownym pomysłem. Samodzielne polowanie, test na wojownika, coś, by
pokazać, że Omszona Łapa zasługuje na poruszenie się trochę wyżej w
rangach. Prościzna, to nie jest przecież jego pierwsze rodeo. Nie raz coś
polował dla samego siebie, poza terenami Industrii pies też się robi
głodny, a nawet on nie zniżył się do kradzieży zwierzyny innego klanu.
"Masz tutaj przyjść o zachodzie. Nie spierdol tego" — z tymi słowami zostawił go Sowi Pazur.
***
No cóż, spierdolił, tym razem jednak
naprawdę. Musiał to przyznać, bo przez cały dzień, przeznaczony na swoje
polowanie, coś, co miało go w końcu uwolnić od tego przeklętego
treningu, leżał z Białą Łapą na polach. Naćpał się z nim mleczkiem i
najwyraźniej musiał wypić trochę za dużo, bo gdy "obudził się" był już
późny wieczór. Nie ważne co o nim sądzicie, co słyszeliście i w jaki
sposób go postrzegacie, Mech chciał naprawdę to ogarnąć. Chciał złapać
coś potężnego i pokazać jak wiele się nauczył bez pomocy Sowiego Pazura
Teraz
za to biegł przez osiedle, na łeb na szyję, skracając sobie drogę przez
tereny Tenebris. Normalnie, wybrałby sobie o wiele ładniejszą drogę niż
tą teraz, wśród domów dwunożnych. Nie raz wracał z Ventus do Industrii
przez park, który sobie upodobał. Słodki zapach kwiatów może i czasem
lekko wiercił mu w nosie, ale czasem trzeba było się poświęcić.
Teraz
jednak miał na głowie inne zmartwienie niż wracanie do domu brzydszą
drogą. Musiał coś złapać. Nie miał dużo czasu, słońce już przekraczało
horyzont, a on miał jeszcze kawałek do przejścia. Pędził ile sił w
łapach, ale i tak nie zdąży złapać poprawnej zdobyczy. I wtedy właśnie
lampka zapaliła mu się w głowie. Myszy. Myszy, przecież one są kurwa
wszędzie, złapanie jej nie będzie dla niego problemem. Zmieści się pod
jego łapą.
Teraz tylko dojść do Industrii.
***
Mech rozejrzał się za Sowim Pazurem.
Powinien gdzieś tutaj być, czekał już naprawdę dłuższą chwilę na niego, a
przecież samemu już i tak był spóźniony. Czyżby Sowi go wystawił do
wiatru? Może to i lepiej, nie będzie musiał się męczyć z jego reakcją na
cudowną zdobycz, która leżała teraz za jego łapami. Czuł jednak jakiś
niepokój za swoimi plecami. Sowiemu potrafiło nie raz bardziej
odpierdolić niż dla Mcha, a to już jest skrajność skrajności i zagraża
życiu i zdrowi każdemu dookoła.
W
końcu go dojrzał, szedł, dość spokojnie jak na siebie. Czyżby go nie
obserwował podczas polowania? Mech myślał, że właśnie o to chodziło, ale
jego mentor chyba i to miał w dupie.
— I co? Gdzie jest kurwa twoja zdobycz?
Mech tylko podsunął w jego stronę trupa myszy, jakby w tej scenie nie było nic dziwnego i to właśnie tak powinno wyglądać.
— Chyba sobie ze mnie kurwa żartujesz — parsknął Sowi.
— No co? Kazałeś mi coś złapać, to złapałem, nie widzę, w czym masz problem — wyszczerzył się.
—
Kazałem ci złapać coś normalnego, a nie pierdoloną mysz! Jesteś
najgorszym kurwa uczniem, jakiego widziałem w pierdolonym swoim życiu, pusta paczka chipsów
byłaby lepszym kandydatem na wojownika niż ty.
—
Dobra nie zesraj się — Mech wywrócił oczami. Miał po dziurki w nosie
tego buca. — Idę powiedzieć dla Rzepy, że mogę być mianowany.
Sowi mu zagroził drogę.
—
Nawet się kurwa nie waż. Chyba sobie żartujesz, że zasługujesz na miano
pierdolonego wojownika. Jesteś jebanym żartem — zaczął go powoli okrążać. — Ciągle kurwa
łamiesz kodeks wojownika, wchodzisz na tereny innych klanów, nie
słuchasz się swojego lidera ani zastępcy, ba, jeszcze lepiej, nie
słuchasz się kurwa nikogo! Twój trening wręcz nie istniał, przez cały
czas mnie unikałeś, nie chciałeś się uczyć. Niczego się nie nauczyłeś!
Jedyne co robiłeś, to żarłeś ukradzione ziółka od Szarej Skały czy innego
medyka, wraz z pieszczochami z Ventus!
— Tak właściwie to część roślin samemu znalazłem, a Biały już dawno nie jest pieszczochem — prychnął pod nosem.
—
Jeszcze kurwa lepiej. Nie to było twoim zadaniem, miałeś słuchać
poleceń — uderzył swoją łapą o ziemię, sprawiając, że Mech lekko
zadrżał.
— I co z tego? —
wydusił przez zęby. — Przepuścisz mnie, zostanę mianowany i będziesz
miał mnie z głowy. Każdy z nas będzie miał spokój.
— Nie będę miał! Będę miał cię na głowie jako nieporadnego, niekompetentnego wojownika.
Mech miał już kompletnie dość tego starego sadysty, jak i najwyraźniej masochisty skoro chciał przedłużać jego trening.
—
Nie będę ci wchodził w drogę, przestań się pieklić i po prostu mnie
puść — chapnął na niego zębami. — Nie jestem już kurwa szczeniakiem,
umiem się bić i nie boje się ci wpierdolić, więc lepiej daj mi iść do
Rzepakowej — nastroszył się.
Sowi
patrzył się na niego oczami pełnymi nienawiści. Mech mógł w nich
doskonale wyczuć mieszankę uczuć, która rozpalała zastępcę od środka.
Dobrze. O to mu chodziło. Między tą dwójką, można było wręcz widzieć
napięcie, które rosło z każdą chwilą.
— Zejdź mi z drogi — zawarczał.
Mogliby się tak przekrzykiwać najprawdopodobniej do białego rana, gdyby nie Kolorowy Wiatr, która wkroczyła w akcje.
— Przepraszam? Sowi Pazurze?
Obrócił się, ze wzrokiem jakby miał ją rozszarpać na kawałki. Wziął jednak wdech, wypuszczając powietrze nosem.
— Tak? — wciąż jednak na jego pysku było widać jaki ton miała ich wcześniejsza rozmowa.
— Chciałam z tobą porozmawiać o jednej rzeczy, Peter by mi normalnie pomógł, ale...
Reszty
rozmowy Mech nie słyszał, bo zwyczajnie ruszył biegiem w stronę
miejsca, gdzie wiedział, że na pewno znajdzie swoją matkę. Wpadł po
drodze na parę psów, słysząc za sobą wiele wyzwisk, które postanowił
zignorować z okazji tego jak idealna była ta chwila. Nie mógł się
zatrzymywać, musiał biec. Sowi Pazur najwyraźniej go nie gonił.
Idealnie.
— Mamo! — zawołał, próbując zwrócić na siebie swoją uwagę.
Rzepakowa rozmawiała z jakimś psem, ale od razu go zostawiła gdy Mech do niej podbiegł.
— Aww, Meszku, no co u ciebie? — pysk jej matki znów był promienny jak wcześniej. Prochy od medyka chyba jej pomogły.
— Skończyłem trening, myślałem, że powinnaś wiedzieć.
—
Ojej, naprawdę? — uśmiechnęła się tak szeroko, że Omszonego aż
zdziwiło, że jest to w ogóle możliwe. — Już taki duży jesteś?
Niemożliwe. Wiesz, ja pamiętam, jak Ciepły się prawie utopił, a potem ty
się prawie utopiłeś... To dosłownie jakby to było wczoraj, naprawdę! A
potem jeszcze...
Rzepa
prawdopodobnie mogłaby mówić i mówić godzinami, jak szybko to Mech nie
dorósł i jak to przecież chwilę temu był jeszcze dzieciakiem, który
pierdział w legowisko. Jemu jednak zależało na czasie i to bardzo, nie
wiadomo kiedy Sowi przybiegnie tutaj by mu skopać dupę.
—
Mhm, tak, jasne, to bardzo ciekawe — sapnął, powstrzymując
przekleństwo, które cisnęło mu się na usta. — A kiedy będę miał
mianowanie?
— Teraz!
— Teraz?
— Teraz!
No chodź, mam już nawet pomysł na twoje superanckie imię! — zamachała
ogonem i wskoczyła parę palet ustawionych na siebie, wchodząc końcowo na pudło
umieszczone na nich. — Wzywam wszystkie psy na tyle duże, by samemu
polować o zebranie się! Mój syn właśnie będzie mianowany! — zaśmiała
się.
Mech uśmiechnął się triumfalnie, widząc Sowiego gdzieś w tłumie. O dziwo, nie krzyczał przeciwko, lecz jedynie obserwował.
—
Ja, Rzepakowa Gwiazda, superowa liderka Industrii, wzywam wszystkich
naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko
pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako
wojownika do naszego klanu. Omszona Łapo, czy obiecujesz bycie
szlachetnym wojownikiem?
— Ta.
Ktoś zachichotał.
— A zatem! Skoro jesteś gotowy, mianuję cię na wojownika! Od dzisiaj będziesz znany jako Omszona Krtań!
Rzepakowa
zeskoczyła ze śmiechem i go przytuliła, przekładając całą swoją miłość w
tym uścisku. Omszony, pełny dumy, polizał ją w bark, słuchając psów
wykrzykujących swojego imienia.
Zaraz po wszystkich gratulacjach — w większości pewnie wymuszonych — podszedł do Sowiego Pazura.
— I co? Łyso ci kurwa, stary kapciu?
<Sowi Pazurze? Cudowne 2k słów>
[2227 słów: Omszona Krtań otrzymuje 22 Punkty Doświadczenia oraz 4 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz