13 września 2021

Od Ćmy

Ćma rozglądnęła się uważnie, wyciągając daleko przed siebie przednią łapę; jej czarna poduszka dotknęła lodowatej i chropowatej powierzchni podłogi w opuszczonym domu. W ciemności pomieszczenie wydawało się przerażające i dziwnie obce; meble, za dnia będące idealną kryjówką, w nocy zmieniały się w wielkie i zimne kwadraty, majaczące wszędzie, gdziekolwiek suczka skierowała wzrok.
Mimo to, w pogrążonym w ciszy żłobku, zasnutym nocną ciemnością, było coś tajemniczego, coś przyciągającego i dobrego. Gdy Ćma, pozbywając się niepokoju, przyglądnęła się czterem, zimnym ścianom dokładniej, dostrzegła ich podobieństwo do tych ciepłych, odbijających szczenięce wrzaski, pokrytych starą farbą, a nie księżycowym blaskiem.
Otarła się trzykolorową sierścią o nierówny, poszarzały kąt w pokoju. Zdawała się nie słyszeć jęczenia lodowatej podłogi, za każdym razem, gdy stykała się z nią pazurami silnych łap.
Przez brudne, po części wybite okno, widać było popielaty, okrągły księżyc; jego nieliczne, chłodne, srebrne promienie zatańczyły w popękanym szkle, oświetlając rysy na jego powierzchni.
Jedna, druga, trzecia...
I czwarta, i piąta...
Gdzieniegdzie stykały się, przeplatały ze szronem, rysując własny obraz na przeźroczystej tafli, tak jak białe płótno pod palcami artysty zamienia się powoli w arcydzieło.
| Ćma zadarła pysk, obserwując taniec księżycowych promieni, wypełniający głębokie szramy na chłodnej powierzchni okna. Wolno, szybciej, i szybciej, coraz szybciej; Ćma potrząsnęła głową, nie wiedząc, gdzie ma skierować swój zafascynowany wzrok.
Wybiła się, lądując na poszarzałym siedzisku, stojącym tuż pod oknem; oparła przednie łapy o materiał, przytykając nos do zimnej niczym lód tafli.
Znalazłszy się w plamie nocnego światła, wyprostowała się jak struna, ciepłym powietrzem z nozdrzy ogrzewając popękane szkło. Światło gwiazd padało prosto na nią, błyskając swoimi ognikami w jej oczach.
Westchnęła cichutko.
A potem niebo przykryła ciemność.
Zniknęło światło, bez zapowiedzi przerywając swoje widowisko. Z oczu Ćmy zniknął także blask, zastąpiony odbijającą się w ich ciemnej toni czarną chmurą, łagodnie osiadającą na tarczy księżyca.
Szczenię tęsknie wbiło wzrok w jednolicie czarny, skryty, milczący i niebezpieczny świat po drugiej stronie szyby, wbijając pazury w pleciony materiał mebla.
Z rozmachem uderzyła łapami w okno.
Raz, i drugi, i trzeci..
Czwarty, piąty...
Wyciągnięte pazury stuknęły o szybę, z trzaskiem rysując na jej powierzchni kolejną rysę.
Suczka z westchnieniem wyciągnęła wysoko pysk. Po chwili, z wyraźnym zaskoczeniem, poczuła woń krwi; oblizała się, a metaliczne krople osiadły na jej języku i spłynęły do gardła. Ze zdziwieniem wyciągnęła język, dotykając swojego czarnego nosa; znów zalała ją krew.
Uświadomiła sobie, że, przez swoją własną nieuwagę, skaleczyła sobie nozdrza odłamkiem szkła.
Nie drgnęła jednak, w dalszym ciągu wpatrując się w nocne niebo; gwiazdy nie wróciły, a czerwonych kropli było coraz więcej. Z cichym kapaniem plamiły popękane szkło, do którego suczka przycisnęła z całej siły nos.
Ćma straciła poczucie czasu.
Widziała, jak krew tworzy kałużę pod jej pazurami, czuła, jak głowa zaczyna jej pulsować.
Gdzie jest księżycowe światło? Ile jeszcze mam czekać?
Oczywiste było, że czas płynął, a jednak suczce trudno było w to uwierzyć; otoczenie cały czas było takie samo, owinięte ciemnością niczym grubym kocem. Do jej uszu regularnie docierały ciche oddechy śpiącej matki i rodzeństwa.
W końcu odwróciła się, gwałtownym ruchem ogona rozpryskując czerwone krople pozostałe na szybie.
Jeśli pójdę do medyka, krew przestanie cieknąć, a Gwiezdni znów oświetlą ciemność?
Jeśli gwiazdy zniknęły, Przodkowie są na mnie źli?
Odgłos kroków Ćmy był coraz cichszy, przytłumiony. Suczka odeszła w stronę pachnącego zielem legowiska.
Na zewnątrz budynku, zza gałązek kolcolistu błysnęła para bursztynowych oczu, utkanych z gwiazd. Krew powoli wysychała, brudząc szkarłatem szybę.
Ćmia Skóro? — wiatr wynucił przyszłe imię suczki. — Nigdy nie będziemy na ciebie źli.
Księżyc znów wyłonił się zza grubych chmur. Jego promienie, przeszywając poplamione krwią szkło, zabarwiły się na odcień ciemnej czerwieni, po czym, błysnąwszy na pleciony materiał, rzuciły cień, łudząco podobny do sylwetki suczki. W powietrzu zawisł ledwo wyczuwalny, słodki aromat jeżyny. Od ścian odbił się cichy śmiech.
[615 słów: Ćma otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz