— Błagam — powiedział, ale on nawet nie drgnął. Patrzył na niego zimnymi, czerwonymi oczami. Kiedyś błyszczały, ale to było zanim Złota Błyskawica umarła.
Chciał wrzeszczeć, płakać. Czy on nie rozumiał? Czy nie pojmował, że nie był jednym w tej rodzinie, który cierpiał? Jasny nie mógł odejść, nie mógł porzucić wszystkich, którzy tu zostawali.
Nie mógł, ale chciał. Czemu to on musiał być tym odpowiedzialnym? Czemu wszyscy inni mogli pozwolić sobie na egoizm, ale nie on? Kto tak zdecydował!?
— Przykro mi bracie.
— Nieprawda — syknął Jasny i jeszcze przez moment liczył, że łzy w jego oczach coś dadzą.
Wartki Potok nawet nie zaprzeczył.
[5PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz