— Znaleźli mordercę.
Szpak nie brzmiał na szczególnie przekonanego, ale Jazgot nie mógł go winić. Sam nie wierzył w te słowa. Po tylu księżycach tuż przed zgromadzeniem, nagle Biała Gwiazda znalazła sprawcę. Cichociemny przyniósł tę informację, podczas jednego z wielu spotkań z resztkami rodziny, jakie pozostawili w Tenebrisie.
Ustalono termin spotkania na następny dzień. Nie wiedział, czy zachód słońca ma być skinieniem w ich stronę, aby jeszcze odbywało się, gdy jeszcze świeci ono, a nie gwiazdy. Delegacja pięcioosobowa. Nie podobało mu się, że Tenebris dyktuje warunki, ale nie miał i tak nic do gadania. Sprawa została rozwiązania.
— Jak to nie chcesz iść? — zapytał. Chyba się przesłyszał.
— Dym pójdzie za mnie — odpowiedziała spokojnie Miękka.
— Jak to pójdzie za ciebie? Przecież ty jesteś…
— Nie zapędzasz się? — spytała, przechylając łeb. Jazgot miał odpowiedź na końcu języka, ale zamiast tego ugryzł się w niego i zamknął oczy. Policzył do trzech.
— Czy nie sądzisz, że to nieodpowiedzialne. — Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
— Ty tak uważasz.
— Tak.
— Nieodpowiedzialne jest, by pozwolić mojemu zastępcy mnie reprezentować.
— Tak, nie w tej sprawie.
Nie pozwolił się ponieść dumie, gdy powiedziała, że jednak pójdzie. Dym jeszcze bardziej ściągnął go do ziemi.
— I tak by poszła — powiedział. — Po prostu lubi patrzeć, jak się wkurzasz.
I tak się bał, że zabroni mu ruszyć wraz z nimi. Może lepszym wyborem byłby Chwast, ale nikt raczej nie chciał go bardziej dręczyć. Oprócz dwóch najważniejszych psów w klanie i jego do pochodu dołączył Wianek z Ostrokrzewem. Obaj byli odpowiednio spokojni i wychowani, by nie pogarszać i tak napiętej sytuacji. Milczeli w drodze do granicy. To pozostawiało Jazgota tylko z jego myślami, które jak zwykle biegły w niewłaściwą stronę. Inaczej być nie mogło. Na szczęście nie była to długa podróż. Tenebris już na nich czekał. A na jego czele pies, którego nie spodziewał się tu zobaczyć.
— Jak dobrze rozumiem, Biała Gwiazda nie pełni już stanowiska? — zapytała Miękka. Gdzie Mleczne Oko? To ona była zastępczynią, prawda? Co się zadziało w tym klanie.
— Owszem, teraz ja zająłem jej miejsce — powiedział Jasne Se… Jasna Gwiazda. Jego spojrzenie przez sekundę stanęło na Jazgocie, ale zaraz wrócił wzrokiem do Miękkiej.
— Pokażcie sprawcę — zażądała. Jasny skinął głową i odwrócił się do swoich psów. Jeden stał z boku, był młody, Jazgot nie rozumiał, czemu się tu znalazł. Samica była przeprowadzona przez dwa większe psy po obu jej bokach i jednego mniejszego, który podążał tuż za nią. Wepchnięto jej jakiś materiał do gardła. Nieudolnie próbowała go wypluć.
— Oszroniony Pysk była jedną z głównych podejrzanych mojej poprzedniczki. Pojmaliśmy ją, gdy próbowała dopuścić się kolejnego aktu agresji. Jest nam niezmiernie przykro za zwłokę, ale raczej zrozumiałym jest, dlaczego przyglądaliśmy się sprawie tak uważnie.
Miękka milczała. Żył z nią już od tylu księżyców i przyzwyczaił się do nielicznych komentarzy i zimnych wspomnień. To było coś innego. Bił od niej spokój i powaga, którą nie pamiętał, by wcześniej obserwował. Przez sekundę uwierzył, że mogłaby być liderem, jakiego potrzebowali, gdyby tylko chciała.
— To ona zamordowała naszego szczeniaka? — zapytała w końcu.
— Tak — odpowiedział Jasny. Miękka znowu zamilkła, teraz jednak wpatrując się w czerwone oczy samca.
— Czy mamy wziąć twoje słowo jako jedyne zapewnienie?
— Tylko tyle jestem w stanie zaoferować — odpowiedział. Kiwnął na psy, a te postawiły Oszronioną przed nim. Samica ciągle się wyrywała, niezrozumiałe warknięcia wychodziły z jej pyska. — Słowo i gest. Nie ma w kodeksie kary za zbrodnie, którą ona popełniła, więc jestem zmuszony sam zdecydować o karze — powiedział.
Jazgotowi zdawało się, że między liderami odbyła się jakaś bezsłowna konwersacja, której nie był w stanie pojąć. Miękka kiwnęła łbem.
— Cytrynowy Liściu — powiedział Jasny i młodzik zdawał się od razu zrozumieć, o co chodziło, bo odwrócił łeb. Jazgot nie zdążył.
Zobaczył, jak jeden z psów przygważdża Oszroniony pysk do ziemi, gdy Jasne Serce wbił kły w jej kradło. Trysnęła krew. W swoich spazmatycznych ruchach samica zrzuciła z siebie psa, ale nic to nie dało. Lider wciąż trzymał morderczy uścisk na jej krtani. Dyszał, gdy ona przestała się ruszać. Jego sierść na pysku była czerwona, krew kapała z końca brody. To zdawało się zadowalać Miękką, która niemal się uśmiechnęła.
— Dziękuje ci za wykonanie zadania. Mam nadzieje, że współpraca między naszymi klanami będzie teraz owocna.
I już. Tyle cierpienia i płaczu i strachu, A wszystko zakończono ruchem szczęki. Nawet nie wiedział, co czuł. Ulgę? Niepokój? Nienawiść? Wszystko zdarzyło się w przeciągu paru chwil. Czy powinien się cieszyć?
— Wierzysz mu? — zapytał go Dym, gdy wracali do blokowiska. Sam się nad tym zastanawiał. Czy naprawdę Jasnej Gwieździe udało się rozwiązać sprawę tak szybko?
— Nie wiem czemu miałby kłamać — odpowiedział. Słowo „mi” było tu niedopowiedziane. Nie wierzył w rodzinną miłość między nimi, bo ta nigdy nie nadeszła i nie miała nadejść, ale w szacunek i to, że Jasny nie oszukan go. Przynajmniej nie prosto w pysk.
Miękka ogłosiła Bezgwiezdnym rano, że sprawiedliwość została wymierzona. Jazgot ominął ten moment, szukając towarzystwa Chwasta. Znalazł go z dala od innych, ukrytego w cieniu bloków.
— Chciałbym ci opisać sprawcę — powiedział, nie patrząc mu w pysk. — A ty powiesz, czy pasuje do psa, którego widziałeś. — Chwast niechętnie pokiwał głową.
— Dziękuje. Była spora, szara, miała postawione uszy. Ciemne oczy. Łapy też nieco ciemniejsze niż reszta ciała. Dość masywna, ale nie przesadnie.
— Myślę… nie pamiętam, ale… ale to mogła być ona.
Jakiś spokój zasiał się w sercu Jazgota po tych słowach. Nawet jeśli brakowało w tym radości i ulgi, którą myślał, że poczuje. To nie było w tej chwili najważniejsze. Oddychał ciut spokojniej, gdy sprawa Szyszki zniknęła z jego głowy.
[896 słów: Jazgot otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz