— Niesamowite... — wyszeptał do siebie, po czym przybliżył nos do znaleziska.
Biały, jak śnieży puch pies, siedział na plaży i przyglądał się czemuś niezwykle zielonemu oraz mokremu. Wyłowił to z morza, które teraz było niemiłosiernie chłostane wiatrem; fale raz po razie przybierały na sile i coraz to mocniej uderzały o brzeg. Gdyby nasz bohater był normalny i posiadał zmysł, który zmuszałby go do opuszczenia względnie niebezpiecznego miejsca, to już dawno by go tutaj nie było. Lodowy był jednak pochłonięty zielonym glutem, który przewracał w łapach, trącał nosem i oglądał z każdej strony. Żadna nadchodząca burza czy szalejące morze nie zmusiłoby go do odejścia. To miejsce było jego ulubionym, a przecież nikt nie lubi opuszczać miejsca, które lubi.
Woda już niemal dotykała łap białego psa, a on wciąż obwąchiwał gluta i nic nie wskazywało na tym, żeby się przejął zmieniającą się sytuacją pogodową; ciemne chmury stopniowo zakrywały nieboskłon, zabierając tej części świata dostęp do słońca i przyczyniając się do szalejącego wiatru.
Glon się poruszył i w tym momencie poruszył się również Lodowy. Nie próbował łapać uciekającego powoli gluta, gdyż zwyczajnie bał się, że go uszkodzi. Zamiast tego delikatnie odgrodził mu drogę ucieczki łapą i przybliżył pysk do delikatnie mokrego znaleziska.
— Jesteś zbyt cenny — wyszeptał do glona, który najwyraźniej poruszony tymi słowami przestał się poruszać i uciekać od białego psa.
Już miał zabrać się do przetransportowania gluta do swojego legowiska, w którym zresztą miał też zabrane, a może raczej pożyczone, od ludzi kartony; trzymał w tych kartonach oczywiście swoje znaleziska, to nie powinno nikogo zaskakiwać, lecz już szokującą informacją będzie, że niektóre glony siedzą w tych pudłach od co najmniej kilku miesięcy. Dawno przesuszone, niegdyś głęboko zielone gluty, starannie ułożone jeden obok drugiego, codziennie podziwiały ściany kartonów.
Rozmarzony, podniósł łeb i zamknął oczy, wsłuchując się w odgłosy fal, które przynosiły mu spokój oraz próbując wyobrazić sobie siebie ze swoimi cennymi glonami. Gdyby w świecie ludzi żył taki maniak glonów i ogólnie roślin morskich, na pewno szybko zdobyłby zainteresowanie przez niecodzienne hobby. Hobby Lodowego natomiast nikogo nie interesowało, nie tylko przez fakt, że mieszkał na uboczu, z dala od legowiska klanowego, ale też dlatego, iż często jego pierwsze wrażenie było... niezbyt przyjemne. Wiele psów różnie o nim mówiło; jedni opowiadali o nim jak o geniuszu, mózgu Ventus, który przyniósł klanu niegdyś zwycięstwo w minionej wojnie, a drudzy nieprzychylnie na niego patrzyli i swoim potomkom mówili o białym, niebezpiecznym psie, czającym się tuż obok ich legowiska. Lodowy Przebiśnieg stał się więc i wzorem do naśladowania oraz materiałem do opowiadania strasznych historii szczeniakom, aby nie samowolnie nie oddalały się w miejsca, których nie znają.
Miał już się zbierać, właściwie, miał zrobić to już wcześniej, ale milion innych rzeczy sprawiło, że zaczęło się to dłużyć. I właśnie przez to przeciąganie natknął się przypadkowo na wyrośniętego już trochę szczeniaka. Nigdy wcześniej go nie widział, toteż zaskoczenie mimowolnie namalowało się na jego pysku.
— Dzieeeń dobry. — Szczeniak wyszczerzył się do zaintrygowanego Lodowego, którego zaskoczenie przeszło i zmieniło się w czystą ciekawość. — Bardzo ładna roślinka. — Podeszła do cennego glona psa i zaczęła go obwąchiwać. — Ma pan ich więcej? Jest bardzo ładne i ciekawe, chciałabym zobaczyć więcej takich roślin. Wie pan, nigdy nie byłam w tych okolicach...
— To jedyny w swoim rodzaju.
— Więc nie ma ich więcej?
Lodowy pośpiesznie pokręcił głową, usiadł i wziął głęboki wdech.
— Jest ich tutaj znacznie więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Ten gatunek jest jednak niesamowity i jedyny w swoim rodzaju. Wyłowiłem go dzisiaj i jestem pewien, że w swojej kolekcji mam tylko dwa podobne, co w porównaniu z innymi gatunkami jest śmieszną ilością.
— Ten glut ma jakąś nazwę? — Szczeniak, który zresztą nazywał się Lotosem, usiadł i z zaciekawianiem przysłuchiwała się nieznajomemu.
— Oczywiście! — Lodowy niemalże nie podskoczył. — Jego nazwa to zielonowąs szlachetny.
— Zielonowąs? — Uśmiechnęła się ironicznie.
Lodowy otwierał już psyk, by wyjaśnić historię nazwy, kiedy przeszkodził mu kolejny pies, który wyłonił się z krzaków. Ciemnej maści pies rozejrzał się i gdy dostrzegł szczeniaka, siedzącego przy białym obywatelu Ventus, przyspieszył kroku.
— Lotos zostaw pana, jeszcze cię ugryzie. Chodź tutaj, idziemy.
Szczeniak nie zwrócił nawet uwagi na starszego od siebie psa i wpatrywała się dalej w Lodowego, oczekując dalszej części historii.
— Przepraszam, pewnie przeszkadza. — Podszedł ostrożnie, jakby naprawdę był przekonany, że Lodowy pożera szczeniaczki.
Śnieżnobiały pies przekrzywił głowę. Nie rozumiem, dlaczego ciemnego umaszczenia pies, o ciekawych, dwukolorowych oczach zakładał, że szczeniak jakkolwiek mu przepraszam. W końcu tak bardzo kochał, jak ktoś pytał go o jego zainteresowanie; a nie pytał go nikt.
— W niczym nie przeszkadza. — Pokręcił głową. — Pokazywałem jej glony.
Ciemny pies gdyby mógł, z pewnością skrzywiłby się z zażenowania — lub też — z niedowierzeniem.
— W każdym razie, Lotos, idziemy. — Nerwowo zamachał ogonem i widząc, że szczeniak nie zwraca na niego uwagi, zaczerpnął głośno powietrza, prawie tak, jakby był astmatykiem i zaczął się dusić.
— Może ze mną zostać. — Lodowy usiadł i spojrzał na kręcącego się szczeniaka. — Nie zjem jej ani nic... jestem zupełnie nieszkodliwy. — Widząc niepewny — i zapewne — spanikowany wzrok psa, ucichł i nie powiedział nic więcej, kiedy dwukolorowy zaczynał przeganiać jęczącą suczkę.
<Żonkil?>
[822 słowa: Lodowy Przebiśnieg otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz