— … i dopiero wtedy Mięta przyszła do Medyka. Wiesz, jak bardzo on się wkurzył? Zaczął mówić, jak głupia jest, że nie przyszła do niego ze skróceniem od razu i…
— Cichociemny.
— A żebyś widziała jego minę.
— Nie obchodzi mnie absolutnie nic co powiedziałeś, w ciągu tej drogi. Wracam do legowiska.
— Hej, nie skończyłaś jeszcze patrolu! — zawołał, ale nie ruszył się z miejsca. Na pewno głupio się uśmiechał.
— Jeżeli największym zagrożeniem, ze strony Bezgwiezdnych, jesteś ty, to nie mamy się o co martwić — prychnęła.
Gwiezdni jej nie lubili, bo dostała dosłownie minutę spokoju, zanim nie pojawił się kolejny głos.
— Dlaaaczeeeeego gadałaś z tym psem na granicy?
Nawet nie powinna się dziwić, że Potokowa Łapa tu za nią przyszedł. Westchnęła i kontynuowała powrót do klanu.
— Bo go znam.
— A to ja mogę z nim pogadać?
— Nie.
— Ale dlaczego? — jęknął Potoczek — wtedy ja też będę go znać! I nie będę nudził się na patrolach!
— Bo nie masz rozmawiać z obcymi.
Potoczek jęknął jeszcze głośniej. Mleczna przewróciła oczami. Ale dramat, czy wszystkie szczeniaki takie są? A może to rodzinne.
Nie planowała w ogóle zgadzać się na zostanie mentorem. Jasny jednak zaczął ją prosić i robić minę, oznaczającą „Jestem stary i zmęczony, sam nie dam rady”, a ona nie mogła się nie poddać.
Niechętnie musiała przyznać, że ten dzieciak nie był taki zły. Polecenia wykonywał sprawnie, umiał jakieś podstawowe rzeczy i był pełen zapału. Zdawał się ignorować jej złe humory i, tak jak teraz, po prostu przyklejać się jak rzep. Pomyślała, że musi obgadać z Jasnym jego rodzicielskie obowiązki, bo Potoczek znowu zwiał jej szukać. Nie, żeby się przejmowała.
— Co dziś będziemy robili? — zapytał, niemal wpadając jej pod łapy.
— Nic — odpowiedziała — Nie mamy dziś treningu.
— Ale ja tu jestem i ty tu jesteś! I nie robisz nic ważnego. — Czyli nie miał zamiaru tak szybko odpuścić, tak?
— Nie. Idziemy do domu — warknęła.
Szczeniak nareszcie zamknął pysk. Zrobiło jej się go trochę żal, ale co miała zrobić? Nie będzie przecież na każde jego zawołanie.
Widziała go kątem oka, jak smętnie szedł po jej lewej stronie. Jego humor jednak zdawał się szybko polepszyć. Kiedy weszli na chodnik, zaczął iść dziwnie. Stawiał długie kroki, kilka razy niemal wywalając się na pysk. Oglądał się za siebie tak często, że w końcu i Mleczna spojrzała, spodziewając się zobaczyć tam cokolwiek. Ulica była jednak pusta.
— Co ty wyprawiasz? — zapytała.
— Ćwiczę zwinność — powiedział, jakby był niezmiernie dumny ze swojego pomysłu. — Idę tak, żeby nie nadepnąć na kreski na kamieniach.
Mleczna przewróciła oczami. Nie nadepnąć na kreski. Pff, przecież to proste. Trzeba było tylko umieć patrzeć i nie było problemu. To żadne wyzwanie…
— Też tak robisz! — Cholera, zgubiła rytm.
— Nie, wcale nie — odpowiedziała. — Zresztą to głupie. Nic nie ćwiczysz.
— To może pokażesz mi, jak być zwinniejszym?
Cholerny dzieciak i jego niewinne oczka. Powinna widzieć, w co się pakuje. Westchnęła ciężko.
— Dobra chodź, robimy jednak ten trening.
— Juhu! — Aż podskoczył.
— Ale, ale. W trakcie drogi masz mi wymieniać wszystkie zasady udanego polowania, jasne?
— Zawsze sprawdź, czy jesteś bezpieczny. Jeżeli będziesz ranny, nic nie upolujesz. Rozejrzyj się. Poczekaj. Nie atakuj od razu, tylko upewnij się, że rozumiesz sytuację. Bądź spokojny, bo niespokojny pies nic nie upoluje. Przemyśl, na kogo chcesz polować. Najlepiej atakuj słabe osobniki, bo one ci nie uciekną. Jeśli możesz, postaraj się skrada… czemu idziemy do ogrodów?
< Potokowa Łapo? >
[541 słów, Mleczne Oko otrzymuje 5 punktów doświadczenia, Potokowa Łapa otrzymuje 2 punkty treningu, Mięta została wyleczona przez Leonisa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz