Zbudził się skoro świt, od lat bowiem miał w zwyczaju budzić się jeszcze przed wschodem słońca, aby obserwować jego uroki. Każdy dzień zaczynał od krótkiego rozruszania kości nad brzegiem morza. Kochał widok wznoszącego się leniwie słońca. Zapierał dech w piersi i szerzył swój blask, przyprawiając Niesfornego o promienny uśmiech. W ciepłe dni decydował się na krótką kąpiel w słonej wodzie, wysychając w drodze do obozu. Jego liliowy zapach był wtedy odrobinę przyćmiony charakterystyczną wonią soli morskiej. Teraz jednak, o porze opadających liści, po krótkiej przebieżce wracał do obozu.
Jak zwykle zjawił się punktualnie. Zawsze był w stanie zdążyć na moment, w którym liderzy przydzielali wojowników do klanowych obowiązków na dany dzień. Trafił mu się poranny patrol z siostrą — Lawendową Sierścią oraz rudym rodzeństwem — Miodową Szarańczą i Borowikową Nóżką. Skinął im głową na przywitanie, po czym całą czwórką ruszyli na obchód granic klanu wodnych.
Młodsi wojownicy szli przodem, rozmawiając między sobą. Przyglądał się im i zastanawiał, kiedy z tych niewielkich, rudych kulek wyrośli na mężnych wojowników. Pamiętał przecież dzień, w którym przyszli na świat. Kosmyk radował się z każdym początkiem nowego życia, traktując je jako kolejny, maleńki cud na świecie. Przechodząc nieopodal żłobka, niejednokrotnie widział te szczenięta. Tak do siebie podobne, a jednocześnie zupełnie różne. Był od nich znacznie starszy. Gdyby był bardziej rudy, a jego orientacja seksualnie nie eliminowała kategorycznie możliwości posiadania szczeniąt, mógłby być nawet ich ojcem, a mimo to w pewnej chwili przeskoczył moment postrzegania ich jako dzieci. Każdego ucznia, nawet świeżo mianowanego, traktował bowiem jak osobę dorosłą. Jego uśmiech mimowolnie poszerzał się, kiedy widział ukradkowe spojrzenia jednego z braci, który odwracał wzrok za każdym razem, gdy starszy od niego wojownik go na tym przyłapał. Przypominało mu to piękne, szczenięce lata. Nieśmiałość Cichoszka, potem Cichej Łapy. Ich krótką, ale jakże namiętną relację, która mogła przerodzić się w coś pięknego. Niesforny nie zapomniał o nim. Po dziś dzień wracał myślami do słodkich wspomnień. Zdarzało mu się wyobrażać ukochanego, chociaż z biegiem księżyców wizja ta stawała się coraz mniej wyraźna. Niesforny nie chciał jej nigdy utracić mimo tego, że nie pozwalała mu pójść dalej.
Pamiętał też dzień, w którym zerwali. Jeden z trudniejszych momentów w życiu długowłosego wojownika. Był cały czas uczniem. Starał się nie płakać, ale nie potrafił. Uronił kilka łez, nie rozumiejąc, kiedy ich uczucie przestało być wystarczająco silne. Kiedy on przestał wystarczać. Zdawało mu się, że ciężej mu w życiu nie będzie. O, jakże się mylił! Nadchodząca wojna prędko zmieniła jego zdanie. Pamiętał dokładnie, jak oboje zostali mianowani na szybko, w popłochu, i wysłani na pole walki. To był ostatni raz, kiedy go widział. Zagryzał język, aby przypadkiem się do niego nie odezwać, aby nie dać się złamać i nie zacząć rozmowy jako pierwszy. I tak miał większe zmartwienia na głowie, ale jeszcze nie do końca docierało to do niego. Dotarło później, gdy dowiedział się o śmierci ojca, mentora i Cichego Cienia. Żadnego z tych ciał nie odnaleziono, ale był pewien, że leżało gdzieś tam, na dawnych terenach. Wieki temu pewnie się rozłożyło, ustępując miejsca nowemu życiu.
Niesforny Kosmyk dawno już pogodził się z wszystkimi przeciwnościami losu, które stanęły na jego drodze do szczęścia. Zawsze marzył o silnej, pewnej relacji. Miłości i cieple drugiej osoby. Łaknął bliskości, której od księżyców nie doznawał. Tak ciężko mu było zrobić krok naprzód, gdy wciąż spoglądał wstecz. Teraz kiedy wydawało mu się, że Miodowy posyła mu dokładnie takie, zawstydzone spojrzenia zaczynał zastanawiać się, dlaczego nie pozwalał sobie na odrobinę szczęścia? Wiedział, że nie był złą osobą. Wierzył, że także zasługuje na to, by czuć się kochanym. Nie przypuszczał, że młodzik będzie w stanie rozbudzić w nim uśpioną, romantyczną duszę. Sprawić, że znów zapragnie samca, któremu będzie mógł okazywać swoją troskę, z którym będzie mógł dzielić radości dnia codziennego, ale również jego smutki. Kogoś, z kim mógłby dzielić przemyślenia. Towarzystwa do długich, romantycznych spacerów i adresata kwiatów, którymi sam się zachwycał. Nie ukrywał przed samym sobą, kontakt fizyczny także miał dla niego znaczenie, a przyzwyczajenie do samotności wcale nie uśpiło tej zwyczajnej potrzeby. Ten patrol Niesforny poświęcił na rozpatrywanie, czy podejście do młodego wojownika na pewno będzie dobrym pomysłem. Doszedł do wniosku, że najgorszym, co może go spotkać, jest zwyczajna odmowa, na której świat się przecież nie skończy.
~***~
Udało mu się złapać go o porze dzielenia zapachami. Siedział sam, jakby przeznaczenie chciało, aby Kosmyk podszedł do niego i zaczepił. Wyglądał na zaskoczonego, kiedy starszy wojownik spokojnym krokiem zmniejszył dzielącą ich odległość.
— Mogę się przysiąść? — zapytał pogodnie.
Miodowy skinął powoli głową, jakby sam nie był pewien, czy chce jego obecności. Beżowy usiadł więc nieopodal, nie naruszając jednak granicy komfortu żadnego z nich. Sam nie przepadał, gdy ktoś spoza bliskiego grona pozwalał sobie na zbyt wiele.
— Rad jestem, że Gwiezdni pomogli przejść nam przez straszliwą suszę. — Zdecydował się zacząć od niezobowiązującej rozmowy.
Nie uszło jego uwadze, iż Szarańcza rozluźnił się nieznacznie, nawet ożywił na wzmiankę o wyznawanych przez nich przodkach.
— M-miłościwi przodkowie przeprowadzili nas przez nią ł-łagodnie — przytaknął, prostując się dumnie.
Wojownicy wymienili między sobą jeszcze kilka uprzejmości, zahaczając o temat pogody, pory opadających liści i większej niż kiedykolwiek ilości wnyków, w której wpadało coraz to więcej, nieostrożnych psów, jak chociażby Leszczynowa Łapa. Zmartwiło to Niesfornego, jednak Miodowy uspokoił go, mówiąc, że sam widział, jak uczeń udaje się do Podgrzybkowego. Kosmyk określił go mianem ,,niewielkiego medyka o wielkim sercu”, na co oboje się roześmiali. I dopiero słysząc ten śmiech, wiedział, że może spróbować poruszyć temat, dla którego liczył, że będą poza zasięgiem wścibskich uszu.
— Miodowa Szarańczo — odchrząknął, a jego pyszczek przybrał nieco poważniejszego wyrazu. — Co powiesz na spokojny spacer o zachodzie słońca? Wielka, nieznana woda przybiera wtedy barwy nieba. W morskiej tafli odbijają się wszystkie gwiazdy, nie sposób jest przegapić moment, gdy pierwsza z nich jaśnieje na granatowej połaci. Chciałbym cię poznać odrobinę… bliżej, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli — mówił spokojnie, nie spiesząc się z wypowiadaniem słów, ceniąc ich wagę.
Źrenice młodego wojownika poszerzyły się, a jego pysk otworzył nieznacznie w szoku. Podniósł się z ziemi, patrząc na starszego z wściekłością.
— Chy-chyba sobie żartujesz! Z której strony wyglądam ci na geja?! Jestem całkowicie n-normalny! — wykrzyknął, zwracając na nich uwagę klanu.
Brwi Niesfornego zmarszczyły się.
— Nie jesteś zainteresowany samcami? Wybacz nieporozumienie. Zdawało mi się, że patrzyłeś na mnie… inaczej… w trakcie porannego patrolu — przyznał, wciąż zdumiony. — W żadnym wypadku nie chciałem cię urazić, przepraszam za tę pomyłkę — dodał.
Aby rozluźnić atmosferę, uśmiechnął się na końcu swojej wypowiedzi i skłonił delikatnie, chcąc wyrazić swój szacunek do niego. Zaczął zastanawiać się, dlaczego źle odczytał jego intencje. Czy tęsknota za posiadaniem partnera tak bardzo zniekształciła mu obraz, że ubzdurał sobie zainteresowanie, którym wcale darzony nie był? A może zbyt prędko pozwolił sobie na taką propozycję, zniechęcając tym wojownika? Albo był w jego oczach zwyczajnie za stary? Zastanawiał się nad tym już wcześniej, dochodząc do wniosku, że nie powinno być to zbyt dużą przeszkodą… Zrobiło mu się głupio, że zbyt pochopnie ocenił jego orientację. Mógł przecież wpierw zwyczajnie zapytać. W tym całym szoku nie powiedział nawet Miodowemu, że homoseksualizm nie jest wcale niczym odstającym od normy.
<Miodku?>
[1162 słowa: Niesforny Kosmyk otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz