Leżała na ziemi, cała sztywna. Oczy miała otwarte, wpatrzone w jeden, nieokreślony punkt. Nie ruszała już nimi, nie była w stanie. Jej krew wsiąkała w ziemię, barwiąc trawę swym szkarłatnym odcieniem. Stał przy niej, chociaż łapy miał jak z waty. Nie był w stanie się ruszyć. Początkowo nie był w stanie nawet krzyczeć, ale opamiętał się widząc biegnącą mentorkę. Wołał o pomoc. Płakał. Błagał. Ale nie zatrzymała się. Spojrzała na niego tylko, pełna obrzydzenia, po czym zniknęła mu z oczu. Zostałby tam pewnie, gdyby jakiś starszy wojownik nie nakazał mu uciekać. Nie chciał, ale był zbyt przerażony, aby zlekceważyć polecenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz