Agatka, wraz z przybieraniem na masie i rośnięciem „jak na drożdżach”, stawała się coraz bardziej ciekawska; z nowo narodzonego płodu przeistoczyła się we włochatą, dwuksiężycową kuleczkę.
— A tatuś wie, gdzie odbywają się zgromadzenia klanów? — zapytała się Sowiego Pazura, pewnego brzydkiego, zachmurzonego ranka. Wszystkie legowiska były tak grube, jak nigdy dotąd, wyczyszczone i ocieplone na tyle, ile się tylko dało. Zawsze, gdy młoda suczka chciała się położyć, tonęła w morzu szmatek, zamarzniętego mchu i ścinek kartonów. Tym razem było identycznie; ledwo postawiła krok na posłaniu w żłobku, łapy się jej zapadły, a ona lekko się zachwiała.
Podniosła wzrok na Sowiego, który obserwował ją z góry. Jego brązowa głowa z czarną maską przekrzywiła się, a oczy bacznie ją obserwowały. Zamerdała niepewnie ogonem i chwiejąc się, usiadła w legowisku.
— Niech tatuś mi opowie, jak to jest — zażądała, łapami uklepując z emocji posłanie. Po uderzeniu serca zawahała się, po czym dodała stanowczym tonem: — Proszę.
Sowi Pazur przejechał po niej wzrokiem, po czym rozchylił szczęki, by odpowiedzieć.
— Zgromadzenia odbywają się na Gwiezdnym Szczycie — zaczął. — Spotykają się tam wszystkie cztery klany.
Cztery? Jak to cztery? Szczenię szybko przeliczyło w myślach wszystkie znane sobie nazwy: Industria, Tenebris, Fentus i te okropne Wlumine, które biło się z jej ojczulkiem. Zmarszczyła brwi, gdy przypomniała sobie, jak mamusia opowiadała jej o bitwie Płomiennych z Wodnymi, podczas której Sowi wykazał się wspaniałym męstwem. Z zadowoleniem przemknęło jej przez myśl, że jej tata to zajebisty gość.
— A… Bezgwiezdni? — Agatka, wyraźnie zaintrygowana, przekręciła głowę. — Oni nie istnieją? Nie lubimy ich?
— Oni też czasem się pojawiają — chociaż zastępca spiął się i najpewniej miał ochotę powiedzieć coś zupełnie innego, kontynuował. — Nie wierzą w Gwiezdnych, ale i tak przychodzą.
,,Jak można nie wierzyć w Gwiezdnych? Przecież i tatuś kiedyś pójdzie do przodków, i mamusia, i ja sama, i wszyscy inni. To oczywiste’’.
— A tatuś wierzy…? — zadała pytanie, po czym, przerażona swoją bezmyślnością, sama odpowiedziała: — Tatuś wierzy. A tatuś powie mi jeszcze o tej wojnie? O tej bitwie z Wlumine, wie tata. Proszę.
Sowi Pazur westchnął, kładąc się, jakby z góry zakładał, że spędzi tu jeszcze trochę czasu. Agatka nie poruszyła się ani o milimetr, a jedynie zamrugała oczami; czekała na odpowiedź, ale również była w pełnej gotowości do, w razie odmowy, grzecznego trucia ojcowskiej dupy.
— Dawno, dawno temu-
— A jak dawno, a jak dawno?
Partner Rzepki przewrócił oczami, na co Agatka sapnęła; to chyba dobrze, że chce wiedzieć, prawda? W końcu jej mamusia wie, że jest matką. Tatuś wie, ze jest tatusiem. Agatka wie, że jest Agatką. Więc i ona powinna wiedzieć, kiedy wojna była, bo wojna wie, kiedy-
Nie, to tak nie działa. Ale dla dwuksiężycowego szczeniaka — a przynajmniej dla Agatki — świat jest tak banalnie prosty.
— Uh — Sowi Pazur namyślił się i przejechał językiem po zębach w pełnym skupieniu. Zmrużył oczy, po czym potrząsnął głową. — Kilkanaście księżyców temu. Wtedy, kiedy jeszcze ciebie ani twojego rodzeństwa nie było na świecie.
— A Ciepły i Omszony żyli?
Wojownik kiwnął twierdząco głową, momentalnie powodując ekscytację i niedowierzanie, które namalowało się na ciemnej, szczenięcej mordce.
— Serioo? — Agatka wytrzeszczyła oczy. — Ojej! — po chwili opamiętała się, poważniejąc; w końcu Sowi był poważny, a z takiego ojca należy brać przykład (i potem przeklinać jak Omszony).
— Nawet walczyli w bitwie.
Tu już suczka nie wytrzymała. Najpierw zadygotała, potem otworzyła szeroko pysk, a na koniec, dygocząc i wywalając język jednocześnie, skoczyła przed siebie, najdalej, jak potrafiła; czyli jakąś niecałą długość myszy.
— I robili o taaak? — zadała pytanie, demonstrując… Gwiezdni wiedzą co, najpewniej jakiś atak polegający na odsłonięciu brzucha, szyi i wszystkich wrażliwych miejsc, by dwa razy kłapnąć w powietrzu zębami.
Sowi nie zdążył cokolwiek powiedzieć, bo jego córeczka, zawzięcie gryząc wymyślonego Wodnego zębami, nagle zapadła się wyjątkowo głęboko w posłaniu, tracąc równowagę. Runęła do przodu, upadając na pysk.
W głowie jej huknęło, po czym zaczęło pulsować; powieki jej zadrżały i zaczęły błyskawicznie mrugać, by zatrzymać łzy.
Wtem poczuła na karku zaciśnięte szczęki, które delikatnie pociągnęły ją, by wstała. Suczka uniosła zapłakane oczy, które dostrzegły brązowo-czarny pysk jej ojca.
— Nic się nie stało — burknęła, przełykając ślinę. Po kilku uderzeniach serca, kiedy opanowała swój głos, by ten nie był tak płaczliwy i urywany, zadała pytanie: — Myśli tata, że wygrałabym z wojownikiem Wodnych?
Widziała zastanowienie w oczach Sowiego Pazura i gdy ten otwierał pysk, ta przestraszyła się, że powie jej coś, co jej się nie spodoba. W pierwszej chwili chciała przerwać ojcu, jednak potem doszła do wniosku, że prawdziwi wojownicy nie boją się niczego. Tym bardziej wspaniałego ojczulka i jego słów.
— Hm — chrząknął, przyglądając się szczeniaczkowi uważnie. Po chwili ciszy, podczas której Agatce przeszło przez myśl, że umrze z niepewności, zastępca kontynuował: — Jeśli będziesz tylko pracowała nad równowagą, powinnaś zostać wielką-… Kim chcesz być?
— Najpierw zastępcą, tak jak tata, potem przywódcą, tak jak mama — odpowiedziało zawzięcie upierdliwe stworzenie. Sunia zamrugała oczkami, stukając o podłoże łapką. Po krótkim niezdecydowaniu, czy coś jeszcze dodać, wyprostowała się na baczność, milcząc. Jedynie obawa w jej oczach zdradzała jej myśli, co odpowie jej tatuś.
— Więc pracuj nad swoją równowagą, byś się nie wywracała więcej razy.
— Ale tatusiu! — szczeknęła z stanowczością i odrobiną złości. — Ja mam równowagę bardzo dobrą! O, patrz, patrz! — poleciła, unosząc przednią łapę do góry, a pozostałymi trzema stojąc na ziemi. Zachwiała się raz i drugi, aż w końcu Sowi Pazur musiał ją podtrzymać, by znów się nie wyjebała na ryjek.
— Tatuś, ja mam gorsze strony, niż moja równowaga. Ale ją też będę ćwiczyła, by tacie nie było smutno. Ja mam prośbę — tutaj skrzywiła się, spotykając pewien opór w swojej naturze, która, mimo jej wieku, zabraniała jej przyznawać się do słabości. — Niech tatuś nauczy mnie dobrej orientacji w terenie. Nie chcę się już gubić — szepnęła cichutko.
Po krótkiej ciszy, podczas której dało się słyszeć jej bicie serca, Agatka podeszła do ojczulka jeszcze bliżej i, ku jego zmieszaniu, lecz i także pewnej uległości, postawiła swoją drobną łapkę na jego kończynie.
— Grzecznie proszę. — dodała stanowczo.
<Sowi Pazurze?>
[1014 słów: Agatka otrzymuje 10PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz