9 listopada 2021

Od Drżącej Łapy do Agatki (Agatowej Łapy)

 Jeszcze niedawno pojedyncze kłosy trawy wynurzały się spod śniegu; dzisiaj ten całkowicie zniknął, a zamiast niego ziemię przykryły kolorowe kwiaty, których płatki delikatnie mieniły się w słońcu. Drzewa się zazieleniły, obudzone z zimowego snu. Ich wielkie, dumne gałęzie, rozpostarte szeroko, przepełnione były gniazdami ptaków, których śpiew towarzyszył nam podczas polowań. Ów wyprawy były dłuższe i przynosiły pomyślniejsze wyniki, gdyż zwierzyna wyszła ze swych nor i kryjówek, dzięki czemu wszyscy w Industrii mieli pełne brzuchy. Od niecałych trzech godzin wszyscy jednak nie oznaczało wszyscy. Coś się zmieniło. A ja doskonale wiedziałam, że nie tylko ja to czuję. 
Brakowało Fenkułowej Plamki.
„Widzieliście ją?”, „Ktoś z nią poszedł?” — rozbrzmiewały co chwilę pytania wśród członków Płomiennych, odpowiedzi jednak wciąż nie zostały udzielone, a wątpliwości nie zostały rozwiane. Moja matka przepadła, jak przepada kamień rzucony przez dwunożnych w wodę. I nikt nie mógł nic na to poradzić, a jedynie polecić ją opiece Gwiezdnym. 
Cicho wstałam ze swojego punktu obserwacyjnego na wyjście z obozu – patrol właśnie wracał, a psy do niego należące bezradnie kiwały głowami. I chociaż zachowałam milczenie, równą ilość uwagi dostałabym od członków klanu, gdybym zaczęła krzyczeć. Podenerwowane psy krzątały się z jednego miejsca na miejsce, wiercąc się w niewygodzie i oczekując wieści o zagubionej wojowniczce. 
— Coś znaleźliście? — spytałam bez nadziei jednego z patrolujących. Otrzymałam odpowiedź dorównującej entuzjazmem mojemu pytaniu. 
— W zasadzie to tylko jedna wojowniczka — stwierdził ponuro. To moja matka, do cholery. — Równie dobrze mogła udać się na wypad z koleżankami — dodał po chwili, widocznie próbując przekonać siebie samego, że brak znalezionych tropów nie musi oznaczać niczego złego. Natomiast jego ponurości dajmy spokój - nikomu nie dopisywało szczęście. W tym mojemu mentorowi; zdawał się poirytowany, iż nie udało mu się odnaleźć swojej partnerki, chociaż i on wydawał się zaczynać rozumieć, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż jego marną reputację. Powlókł się więc do swojego legowiska, chcąc odpocząć i pomyśleć o swoich poczynaniach w samotności. 
Poirytowana wymknęłam się z obozu, nieprzytomnie wlokąc łapy. Miałam cichą nadzieję, że samej uda mi się łatwiej znaleźć Plamę niż w grupie psów. W końcu ja, jako jej córka,  powinnam mieć jakiś szósty zmysł. A przynajmniej cokolwiek, co pozwoliłoby wykryć moją matkę.
— Drżąca! Mam jej trop — znikąd odezwał się Krucza Łapa. Tak mi się przynajmniej wydawało, gdyż moim oczom ukazała się pustka; a „wypowiedziane” słowa wydawały się moim urojeniem. Przed oczami stanęła mi scena sprzed wschodu słońca.
 Szkoda, że żaden z was nie będzie miał dzieci — moja matka westchnęła, kładąc się ciężko na posłaniu. — Umrę, a potem wy, i już nikt nie zostanie z nas na tej ziemi. 
Liznęłam zrezygnowana swoją łapę, nie wiedząc, co powiedzieć. 
— Na pewno nie umrzesz — mruknął Kruczek.
— Umrę szybciej, niż się spodziewasz — oznajmiła Fenkułowa. — Przyrzekasz, że będziesz miał szczeniaki? — szybko dodała, otwierając szerzej oczy.
Widziałam wahanie w oczach ucznia.
— Jeżeli już w takim wieku… Znaczy… Oh, tak, kurwa, oczywiście. 
Wojowniczka była usatysfakcjonowana. 
Biegłam jak nigdy w życiu, nawet nie zwracając uwagi, że przebiegłam granicę terytorium mojego klanu. Moje łapy wystukiwały równy rytm, wpadając głęboko w błoto i znów się z niego podrywając, bolesnymi szarpnięciami. Rozpryskiwałam przy tym brunatną wodę na boki, chlapiąc wszystko, co znajdowało się metr ode mnie. Sama nie rozumiałam, dlaczego tak nagle zaczęłam biec. 
„Przynajmniej to gówno ukryje mój zapach” – pomyślałam nieprzytomnie, na chwilę przed tym, gdy wpadłam po łeb do kałuży.
Błyskawicznie podjęłam próbę podniesienia, przez co jednak zanurzyłam się głębiej. Powolnymi ruchami wycofałam się, gdy po mojej kufie ściekała rozmokła ziemia. Otrzepałam się z obrzydzeniem, po czym zastygłam. Moje uszy podniosły się, a oczy zabłysły. 
Trop Fenkułowej Plamy był niedaleko. 
Bojąc się, co mogę zobaczyć, niemrawo postąpiłam parę kroku w tył, po czym powoli podjęłam wędrówkę po śladach łap.
Wydawało się, że suka celowo zamaskowała swój zapach: jedynie gdy mój nos stykał się z ziemią, wyczuwałam słabą woń mojej matki, jak gdyby ta uprzednio wytarzała się w jakiejś mazi. Tak czy siak, teraz musiałam niemal czołgać się po barki w błocie, zamiatając brzuchem ziemię – co chwila też zadawałam sobie pytanie, czy to tylko ja nie wymyśliłam sobie tego tropu, ponieważ podświadomie usilnie chciałam odnaleźć swoją rodzicielkę. 
— Szkoda, że nie urodziły się trzy — moja matka żaliła się Pustynnemu Wiatrowi. — Jazgot byłby przywódcą, bo ma zajebiste zdolności przywódcze. Pochwalić się może nimi jednak też Kruczek. On byłby zastępcą. Na medyka kogoś też potrzeba… Kurde, Piasek będzie ok. Co o tym sądzisz? Reszta też jest super, ale myślałam, że będzie ich mniej…
— Lepiej, aby była piątka — wtrącił się mój ojciec, a ja otworzyłam pysk, przyswajając sobie to, że matka mnie nie uwzględniła jako przywódcę. — Więcej roboty, ale też więcej dumy. Każdy rządziłby dwadzieścia księżyców, a potem się usuwał w cień i dawał stanowisko kolejnemu. W ten sposób wszyscy po kolei byliby na najwyższym stanowisku, a Promyk najpierw. Potem może być Jazgot.
Pokręciłam głową, chcąc odpędzić nadbiegające myśli. 
— Mamo, opowiedz nam o wojnie z Quintusem — poprosił cicho Promyczek, próbując wcisnąć się między Kruczka i Piasek.
— Och, nie mogę tego zrobić. To było zbyt krwawe jak na takie małe robaczki jak wy. (…) Ale jeżeli koniecznie chcecie porozmawiać — próbowała naprawić atmosferę, którą sama zepsuła — to możemy pomówić o waszych miłosnych planach na przyszłość! Mówcie, kto i w kim się zakochał?
Dlaczego ona ciągle mówiła o tych szczeniakach? 
Zaryłam łapami w ziemię.
Moja matka. 
Leżała na poboczu Drogi Grzmotu, i mogłabym przysiąc, że jedynie śpi.
Kto jednak zapada w sen w takim miejscu, pośród tego strasznego odoru?
Jeżeli ktokolwiek zapada, to tylko w sen wieczny.
***
W ciszy wpatrywałam się w martwe ciało mojej matki, a dookoła wraz ze mną znajdowało się ponad dwa tuziny psów. Tuż obok mnie siedziała Piasek, w milczeniu do kogoś szepcząca. Ze zwieszoną głową wpatrywała się w martwe ciało swojej opiekunki. Próbował pocieszyć ją Promyczek. On jednak sam ledwo powstrzymywał się od płaczu, zawodząc cicho i przebierając nerwowo łapami.
Jazgot, wpatrzony niewidzącymi oczami w umarłą, wydawał się nie rozumieć, co właśnie ma miejsce – jeżeli jednak do niego to nie dotarło, jak można określić stan Kruczego? Uczeń był w wielkim szoku, chociaż od wieści o znalezieniu ciała krążyły po obozie od połowy dnia. Zdziwiony patrzył, próbując zrozumieć.
Pustynny Wiatr zapewne siedział najbliżej swojej byłej partnerki – chociaż mimiki jego pyska nie zdołałam zobaczyć, mogłam mieć pewność, że kiedy tylko wzejdzie słońce, załamany podąży do swojego legowiska. Najpewniej przeniesie je z dala od byłego miejsca spoczynku Fenkułowej Plamki, gdyż dwójka ta spała bardzo blisko siebie.
Cisza. Spokój. Dookoła jedynie psy w żałobie.
Aż tu nagle:
— Kim dla ciebie była?
I nie było to pytanie wygłoszone ze śmiechem – co to, to nie. Nie rozbrzmiewała w głosie szczeniaka ani nutka wesołości. Odnaleźć w nim można było śmiertelną powagę, smutek i iskierkę współczucia, a zdanie to było jak migające światełko w ciemności, zapraszające, by podejść i złożyć swoje żale. Być może pod wpływem pytania coś się we mnie przełamało; jakaś bariera bólu stopniała, a ja sama patrzyłam teraz prosto w brązowe oczy szczeniaka; migotało w nich światło księżyca, zalewając je niebieskim blaskiem. Agatka wyglądała jak członek gwiezdnego klanu, który zastąpił na ziemię, specjalnie, aby mnie wysłuchać.
— Spierdalaj, kurwo niemyta, w czuwaniu zachowuje się ciszę. Pierdolić zresztą jebaną ciszę, kurwa pierdolić!
Gdyby to był Gwiezdny, pewnie zarezerwowałby już dla mnie miejsce w Infernum.
Cały klan popatrzył się na mnie z niedowierzaniem. Zignorowałam ich.
W dalszym ciągu wpatrywałam się w nieruchome ciało Fenkułowej Plamki, a Agatka w dalszym ciągu wpatrywała się w Drżącą Łapę. Po chwili jednak zdziwiona sunia przestała, a gdyby Księżniczka pomyślałaby o czymś innym niż własnym nieszczęściu, może zauważyłaby, że zachowała się nie na miejscu.
Ale było jej tak naprawdę wszystko jedno, a to, czy wybaczymy jej, zależy od nas; zresztą, wątpliwe, aby uczennica była tym zainteresowana. Teraz na świecie istniała tylko ona sama, opuszczona przez osobę, z którą zresztą żadnych zaskakująco bliskich więzi nie miała. Łatwiej jednak docenić to, co się straciło, niż to, co się ma.
A ma przecież jeszcze tak dużo, prawda?
Mówienie o sobie w trzeciej osobie to oznaka zbliżającego się szaleństwa, jak sądzę. 
<Jak sądzę Agatko?>
[1303 słów: Drżąca Łapa otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia oraz 3 Punkty Treningu; Fenkułowa Plamka umiera]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz