Ich związek nie był czymś prostym i oczywistym, jak to można spodziewać się było po burzliwych początkach bliższej znajomości obecnych już partnerów. Miodowa Szarańcza bardzo długo nie potrafił zaakceptować swojego zainteresowania samcami, wypierając się przed nim mimo oczywistego pociągu do Niesfornego Kosmyka, o którym mimowolnie dowiadywał się cały klan. Na przykład wtedy, kiedy zagapiał się w trakcie wspólnych patroli i działy się zabawne rzeczy. Najistotniejsze było to, że wszystko ułożyło się na ich korzyść, a przynajmniej tak im się wydawało, bowiem los miał wobec nich inne plany i tak naprawdę wcale nie byli sobie przeznaczeni. Jednak skąd mogli to wiedzieć?
Potem okazało się, że ich życia także nie były czymś prostym i oczywistym. Życie całego klanu stanęło na głowie, kiedy ich liderka, Nakrapiana Gwiazda, została brutalnie zamordowana przez chorą fanatyczkę. Niesforny Kosmyk przeżył już w życiu jedną wojnę, podczas której stracił ukochanego. Teraz, kiedy nastała wojna domowa, znów zaczął się obawiać. Starał się jednak zachowywać spokój, działając wewnątrz Wodnych na ich rzecz. Wiedział, że prędzej czy później uda im się wrócić na właściwy tor, dlatego robił wszystko, aby zadbać o dobro swoich braci i sióstr.
Kosmyk był swego rodzaju przekaźnikiem. Jego znikanie z klanu na kilka godzin nie było niczym dziwnym ani nienaturalnym. Wodna rodzina przyzwyczajona była do tego, że samiec potrzebuje czasu dla siebie. Każdego rana odbywał spacery nad morze, często zdarzały się również jego wieczorne zniknięcia, o ile nie nachodziły na obowiązki samca. Niesforny nigdy nie zaniedbywał swoich obowiązków, nawet jeśli były nadawane przez mordercę i niewłaściwego, samozwańczego lidera. Kosmyk wiedział, że w tym przypadku należy czekać na znak od Gwiezdnych. Wierzył, że mieli plan i dadzą znać, jak tylko trzeba będzie wkroczyć do akcji i zakończyć tyranię samicy. Z powodu jego spokoju i neutralnego nastawienia, część psów nie było pewne, po której stronie stoi samiec, chociaż wcześniej cieszył się dużym zaufaniem klanowiczów. Ale on pozostawał pomocny całej swojej rodzinie, niezależnie od obranej przez nich strony. Wiedział, że po prostu się pogubili. Każdy kiedyś pogubił się w życiu.
Najbardziej na duchu podtrzymywał go Podgrzybkowa Sierść. Swoim optymizmem i równie silną wiarą dawał mu przekonanie, że jego działania są prawidłowe i podąża w dobrą stronę. Witali się każdego dnia. Standardowo Kosmyk pytał, czy miał może jakiś sen, lecz dzień w dzień medyk powtarzał, że jeszcze nie. Oboje wiedzieli, o czym jest ta rozmowa, natomiast przypadkowi słuchacze uznawali ją za niezobowiązującą pogawędkę porównywalną do tych o pogodzie. Starzy przyjaciele zresztą przechodzili później do takowych.
Miodowa Szarańcza również miał miejsce w typowej rutynie naszego bohatera. Wpierw obruszył się bardzo słysząc, że Kosmyk chce wspomóc działania Klematisowego Korzenia, jednak po długiej dyskusji udało się go przekonać, by obrał tę stronę razem z nim. Miodowy czasem krył samca wspominając właśnie jego wyprawy jako chwila samotni, bez której Kosmyk nie mógłby funkcjonować. Nikt nie podważał słów jego partnera, szczególnie, że potwierdzane były przez jego rodzeństwo. Wieczorem układali się przy sobie i rozmawiali, czując wzajemne ciepło i obecność, której oboje w tych czasach potrzebowali. Niesforny zwierzał się mu czasem ze swoich obaw, lecz młody wojownik nie traktował ich do końca poważnie, bardziej interesując się tematem byłego, martwego partnera swojej miłości. Niekiedy długowłosy zastanawiał się, czy aby jego wybranek nie jest zazdrosny, ale nie chciał rozgrzebywać tematu. Wystarczająco dużo mieli problemów, aby przejmować się błahostkami dnia codziennego i wprowadzać ciężką atmosferę kłótni. Już raz wojownik popełnił ten błąd, na zawsze tracąc Cichego Cienia. Przynajmniej tak myślał.
Któregoś dnia, jak zwykle wstając skoro świt, zebrał się do porannej przechadzki. Zwyczajowo udawał się nad morze, tego dnia wiedział jednak, że nie będzie późniejszej okazji do zdania grupie z miasta raportu. Dlatego upewniwszy się, że nikt za nim nie podąża, zboczył z drogi, by zawiadomić prawowitego lidera o tym, co dzieje się na jego terenach. Większość o tej porze spała, jednak udało mu się bez większych problemów wybudzić Klematisowego Korzenia i zdać mu krótki raport. Rudy samiec podziękował mu za to i mogli się rozstać. Niesforny wiedział, że poszło mu na tyle sprawnie, że mógłby jeszcze spokojnie udać się nad ukochaną wodę, ale coś podpowiadało mu, aby tym razem zdecydował się przejść przez okolice dwunożnych.
I wtedy usłyszał szczenięcy krzyk, dochodzący z kontenera w jednym z zaułków. Nie zastanawiał się nawet przez moment, błyskawicznie pobiegł w tamtym kierunku, aby wybadać, co się dzieje.
— Wymyślniku, zrób coś! — usłyszał przerażony głosik.
Poza zapachem dwóch szczeniaków, docierała do niego woń szczura. To on zapewne był zagrożeniem. Drugi szczeniak zawarczał nieudolnie, ale gryzoń niewiele musiał sobie z tego robić, bo pierwszy rozpłakał się na dobre. Kosmyk szybko przeanalizował sytuację. W kontenerze była niewielka dziura, przez którą dzieciaki musiały dostać się do środka. Tak samo, jak i grożące im niebezpieczeństwo. Na szczęście pojemnik na śmieci otwarty był również od góry, dzięki czemu beżowy mógł bez problemu doskoczyć po stojących obok kartonach i znaleźć się w środku. Znalazł się tam dosłownie w ostatniej chwili, szczur zbliżał się już do śnieżnobiałej samicy i jasnobrązowego samczyka. Zwierzę było mniej więcej ich wielkości. Byli dziećmi, nie mieli zbyt dużych szans w tej walce, na pewno nie zaczęli jeszcze szkolenia. Kosmyk bez zastanowienia dopadł gryzonia, który widząc go spróbował się wycofać. Nie zdążył. Samiec zaciskał szczęki na karku zwierzęcia, wydobywającego z siebie ostatnie, agonalne piski. Dopiero potem odwrócił się do przerażonych dzieci. Suczka zaczynała wpadać w histerię, samczyk nastroszył się, powarkując na Niesfornego. Wyglądał co najmniej zabawnie usiłując być tym groźnym w tej sytuacji, aczkolwiek Kosmyk nie miał zamiaru się z niego śmiać. Cofnął się o te kilka kroków, na ile pozwalał mu kontener i położył się przed nimi, wyrównując w ten sposób różnicę w ich wzroście. Nie wyglądali, jakby odnieśli jakieś obrażenia, poza gdzieniegdzie wypaloną sierścią.
— Nie jesteście za młodzi, na samotne podróże? — zapytał swoim spokojnym, melodyjnym głosem.
— Nie jesteś za stary na zaczepianie nas? — odpyskowała albinoska.
Brat trącił ją szybko, jakby niemo prosząc, aby przestała. Kosmyk roześmiał się tylko.
— Może i jestem. — Odparł spokojnie. — Wydawało mi się, że potrzebujecie pomocy.
— Potrzebujemy — teraz to samiec zabrał głos. — Zgubiliśmy się i jakiś gang chce nas dopaść — powiedział po chwili zastanowienia, jakby kalkulując, czy na pewno powinien mówić to obcemu samcowi. Aura Kosmyka działała jednak uspokajająco, bo nawet śnieżna przestała chlipać i wpatrywała się w nieznajomego nieco mniej wrogo, niż przed chwilą. Niesforny wzbudzał zaufanie.
— Dokąd chcecie trafić? — zadał następne pytanie.
— Do Bezgwiezdnych. Jazgot na pewno się martwi…
— Daleko zaszliście, aż z Bezgwiezdnych — przyznał. — Na szczęście wiem, którędy powinniśmy przejść. W drogę. Wasz tato musi odchodzić od zmysłów — podniósł się, szykując do skoku.
— To nie jest nasz tato — syknęła natychmiast biała, a w jej oczach stanęły łzy.
Kosmyk wyskoczył już z kontenera, szczenięta więc przeszły przez otwór. Suczka była wyraźnie naburmuszona.
— Przygarnął nas — pospieszył z wyjaśnieniami jej brat.
Przez pysk Niesfornego przewinęło się współczucie. Tacy młodzi, a tak skrzywdzeni.
— Musi być bardzo dobrą osobą. Nie każdego stać na taki gest — mówił Kosmyk, prowadząc.
— Wielkie mi halo. Zlitować się nad bandą podrzutków — syknęła sunia.
Po jej tonie wojownik słyszał jednak, że wcale tak nie myśli.
— Może i nie jest waszym tatą, ale skoro troszczy się o was i dba, ma z tym słowem znacznie więcej wspólnego, niż mogłoby wam się wydawać.
Albinoska odwróciła głowę.
— Skoro już spędzimy razem tę drogę, może moglibyśmy nie być sobie nieznajomymi. Nazywam się Niesforny Kosmyk, jestem z klanu Wodnych — przedstawił się.
— Miło nam pana poznać, jestem Wymyślnik, a to moja siostra Śnieżynka.
— Bardzo ładne imiona dla młodych, przyszłych wojowników — uśmiechnął się.
— Jest okropne — skonfrontowała go natychmiast suka.
— A jakie byś chciała? — zapytał.
Śnieżynka wydawała się być zaskoczona takim obrotem spraw.
— Nie wiem — burknęła pod nosem i nie wdawała się dłużej w dyskusję.
Większość drogi Niesforny rozmawiał z Wymyślnikiem, co jakiś czas starając się podjąć jakiś temat również ze Śnieżynką, która jednak skora do rozmowy nie była. Dopiero pod granicami przestała się dąsać.
— Dalej już wiemy, jak iść — ucieszył się brat.
— Nie wątpię, ale na wszelki wypadek przejdę z wami — oznajmił beżowy.
Nie chciał, aby zaatakował je jakiś lis czy coś podobnego. Wiedział, że nie powinno się przekraczać granic klanów, ale przecież nie robił tego w złych celach. Chciał jedynie upewnić się, że dzieci dotrą bezpiecznie do domu. Ledwo co przeszedł na ich terytoria, kiedy na horyzoncie pojawił się patrol.
— Stój! — wykrzyknął szybko jeden z psów. — Odsuń się od szczeniąt natychmiast! — dorzucił, gdy w błyskawicznym tempie, razem z pozostałą dwójką wojowników, przybliżył się do Kosmyka.
Samiec posłusznie wykonał polecenie.
— Znalazłem je w mieście, nie mogły trafić do domu, więc je odprowadziłem — odparł spokojnie.
— Powtórzysz to zastępcy. — Powiedział tylko, nie ufając beżowemu. — Nie stawiaj się, mamy przewagę liczebną.
Kosmyk i tak nie miał zamiaru sprawiać problemów. Skinął tylko głową. Młodziaki zdawały się być zbyt zestresowane, aby zabrać głos w tej sprawie, ale nie winił je za to. Wierzył, że sprawa wyjaśni się, gdy tylko porozmawia z Jazgotem.
Co ciekawe, albinoska jako pierwsza wyrwała do swojego opiekuna i przylgnęła do niego mocno. Samiec wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca. Musiał naprawdę się martwić. Kosmyk wyczekał cierpliwie, aż skończą się widać. Dopiero wtedy zastępca odchrząknął.
— Chcę usłyszeć wersję szczeniąt, potem twoją. — Odparł.
— W porządku. — Rzekł spokojnie Kosmyk.
Zastępca wysłał trójkę wojowników, aby dokończyli patrol, posyłając naszemu bohaterowi innego, by go pilnował w czasie rozmowy z dziećmi. Kiedy tamten wszedł do pomieszczenia, beżowowłosy zamarł. W pierwszej chwili nie dowierzał. Wydawało mu się, że śni. Wizerunek jednak był zbyt wyraźny. Znacznie wyraźniejszy, niż ten, który przypominał sobie każdego dnia. Jego pysk otworzył się, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Patrzyli na siebie, oboje zszokowani, aż wreszcie Niesforny odzyskał głos.
— Cichy? Cichy Cień? Czy to ty? — wydusił tylko.
<Cichociemny, my beloved?>
[1567 słów: Niesforny Kosmyk otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz