Otworzyłam oczy, gdy do mych nozdrzy dotarł nieznany mi wcześniej zapach. Był... zimny, ostry i... nieprzyjemny.
Rozejrzałam się ostrożnie. Na pewno nie obudziłam się w swoim legowisku, co oznacza, że zapewne wciąż śpię. Otaczała mnie ciemność, tak gęsta, że ledwie widziałam, co się wokół mnie dzieje.
Starałam się jak najsłabiej oddychać, by nie wąchać tego okropnego zapachu i skupiłam się na próbie uzyskania odpowiedzi na jedno, podstawowe pytanie.
Gdzie jestem?
Czyżbym umarła we śnie? Czyżby Gwiezdni właśnie teraz postanowili mnie do siebie wezwać?
Zacisnęłam zęby i pokręciłam głową, pewna, że cokolwiek się dzieje, zdecydowanie nie jestem w Coelum. Patrząc na ten mroczny las, czuję się bardziej, jakbym była w... Infernum.
Czyżbym nie zasłużyła na łaskę mych przodków i została wysłana do tego przeklętego miejsca? Ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłam?
Szłam dalej przez siebie, jeżąc sierść na plecach. Miałam wrażenie, że idę już cały księżyc, kiedy poczułam obok siebie znajomy zapach.
— Ciemny Kle? — Usłyszałam zaskoczony głos. — Co tu robisz?
— Sam mi powiedz — warknęłam w kierunku Orzechowego Oka, psa, który mógł być moim ojcem. — Ja nie chciałam się tu dostać.
— Ciekawe — mruknął z zaciekawieniem Orzechowe Oko. — Wy, medycy klanów, przeważnie dostajecie się w swoich snach do Coelum, a nie tutaj, choć... zdaje się, że nie jest to niemożliwe.
— Orzechowe Oko, co to za jedna? — Usłyszałam kolejny głos i zrozumiałam, że pies nie jest tu sam.
Wpatrując się w ciemność, coraz lepiej się do niej przyzwyczajałam. Zobaczyłam teraz wyraźniej Orzechowe Oko, a obok niego stado innych psów. Rozpoznałam wśród nich Bryzową Gwiazdę, byłą przywódczynię Ventusu i Malwowy Ogon, starszą Industrii. Ponadto było tam jeszcze kilka psów, których nie rozpoznawałam.
— To moja córka, Ciemny Kieł — przedstawił mnie mój ojciec. — Jest medykiem... Przyznam, że nie jestem pewien, co tu robi, ale chyba nie znalazła się tutaj specjalnie. Możemy jej zaufać.
— Psu z klanu? — Parsknął jakiś niewielki, brązowy pies.
— Sam byłeś kiedyś psem z klanu, więc nie oceniaj, Wiśniowe Serce — warknął w jego kierunku Orzechowe Oko. — Zapewniam was, że Ciemny Kieł ma równie mroczne serce, co każdy z nas. Po śmierci również tutaj trafi. Ugośćmy ją najlepiej jak możemy, jeszcze za życia.
W pierwszym odruchu chciałam sprzeciwić się upodlającym słowom Orzechowego Oka, ale patrząc na te psy, ugryzłam się w język. Nie byłoby to za mądrym posunięciem.
Wśród psów przeszedł pełen wątpliwości pomruk, ale w końcu zgodnie skinęły głowami, zgadzając się, na moją obecność wśród nich.
— Czas rozpocząć spotkanie! — Na przód wyszedł mały, czarno-biały pies i obiegł wszystkich zebranych spojrzeniem.
Wszyscy jak na komendę usiedli wyprostowani. Wahałam się przez chwilę, spoglądając na ojca, który skinął w moją stronę głową. Odwzajemniłam skinienie i również usiadłam.
Nie byłam złym psem, ale musiałam się dowiedzieć, co się tutaj dzieje.
— Posłuchajcie mnie, moi drodzy, gdyż mam do zakomunikowania coś, co z pewnością was zainteresuje — powiedział głośno czarno-biały. — Ja, Bierny, od wielu księżyców szpiegowałem klany, do których dawniej należeliście. Spędzałem całe dnie, ucząc się ich zwyczajów. A wszystko to dla jednej, prostej potrzeby. Zemsty. Wiecie dobrze, że jeden z przywódców psów klanowych był moim ojcem. Pomimo tego, że dał mi życie, nie pozwolił mi przeżyć go tak, jak on. Gdy tylko moja matka mnie urodziła, wygnał mnie z klanu. Pomyślicie pewnie, że musiał mieć przecież jakiś powód. Przecież większość psów klanowych jest szlachetna i sprawiedliwa, a wy, potępione wyrzutki, jesteście nieliczni. Otóż, nie. Żaden pies klanowy nie jest od was lepszy. Wy przynajmniej staraliście się coś zmienić. Im, żyje się dobrze z myślą, że są lepsi od wszystkich psów domowych, włóczęgów i każdego, kto nie urodził się w klanie. Na przykład mój ojciec. Wygnał mnie z klanu tylko z jednego powodu — w tej chwili, Bierny odwrócił się do mnie w taki sposób, że widziałam jego łapy. Miał ich tylko trzy — dokładnie. Mój rodzony ojciec odrzucił mnie tylko dlatego, że urodziłem się niepełnosprawny.
Poczułam, jak się we mnie gotuje. Współczułam temu psu. Jak ktokolwiek mógłby być tak nieczuły wobec własnego dziecka? Nawet Dwunożni dbają o swoje młode. Ba, Dwunożni. Nawet mój własny ojciec, mimo swojej dwulicowej natury, starał się mi pomagać, kiedy miał okazję.
— To on nadał mi to imię. Bierny — kontynuował pies. — Ma mi przypominać, że nigdy nie będę tak szybki i silny, jak psy klanowe. Cóż, może to prawda. Może nie jestem tak szybki, jak oni, ale na pewno jestem od nich sprytniejszy. Śledząc ich, dowiedziałem się o ich wierzeniach. O Gwiezdnych i Zgaszonych. Dowiedziałem się, że niekiedy zmarłe psy, nieważne, czy z Coelum, czy z Infernum, są w stanie wnikać do psich snów. Błagałem was od dawna, dusze psów z Infernum, byście wprowadzili mnie do swojego mrocznego lasu i w końcu się doczekałem. Zrozumcie, jakie było me rozczarowanie, gdy dowiedziałem się, że mój ojciec dostał się do Gwiezdnych. Sądzę przyjaciele, że sami jesteście w stanie zrozumieć tę niesprawiedliwość. Ale przynajmniej wreszcie mogę podzielić się z wami mym odkryciem.
Przeszedł mnie dreszcz. Samej nie podobało mi się, że taki pies, jak ojciec Biernego dostał się do Gwiezdnych, kimkolwiek on był. Ale czułam też niepokój na myśl, jaki plan opracował ten podejrzany pies.
— Odkryłem pewien sposób, by sprowadzić psy z Infernum z powrotem do klanów, by mogły tam wznieść chaos. Jest to prosty obrzęd. Podzieli się nim z wami mój pomocnik, Kolec.
Bierny się cofnął, a na środek wyszedł wielki, czarny pies.
Wiedziałam już, co się zaraz wydarzy.
— Nie możesz! — Krzyknęłam. — Nie możesz wpuścić tych psów do klanów! One je zniszczą!
— O to właśnie chodzi — uśmiechnął się niewzruszony Bierny.
Kolec zaczął już opowiadać, jak ma wyglądać obrządek, ale ja go nie słuchałam. Musiałam go powstrzymać.
Jakaś cząstka mnie, podpowiadała mi, że nie ma żadnego obrządku. Że to kłamstwo, mit. Gwiezdni by na to nie pozwolili.
Ale nie miałam pewności. Co, jeśli to jednak prawda? Czy ma tak stać bezczynnie i patrzeć, jak te okropne psy niszczą jej klany?
Nie myśląc już, co robię, skoczyłam na Kolca i zacisnęłam mu zęby na gardle. Czarny pies w ogóle nie spodziewał się ataku z mojej strony, więc mimo że jestem już starszą, zabiłam go z łatwością.
Wszystkie zebrane psy wpatrywały się z zaskoczeniem we mnie, stojącą nad martwym psem. Spojrzałam na niego ze smutkiem. Nie znałam go, ale jeśli chciał napuścić psy z Infernum na klany, nie mógł być to dobry pies. A ja nie miałam wyboru. Musiałam go zabić.
— Przykro mi — powiedziałam, odwracając się do Biernego. — Musiałam go powstrzymać. — Podeszłam do niego i potarłam nosem jego szyję. — Niemniej, nie obwiniam cię. Mój ojciec również był okropny. To znaczy, nie tak jak twój, ale nigdy się z nim nie dogadywałam. — Spojrzałam mu w oczy. — Jednak, gdybyś to zrobił. Gdybyś powiedział tym psom, jak mogą stąd wyjść, popełniłbyś wielki błąd. Proszę. Nie rób tego. To złe.
— Mój ojciec — Bierny mówił cicho, sycząc przez zęby — potraktował mnie jak śmiecia. I jak został za to ukarany? Ja ci odpowiem na to pytanie. Nie zostać. Dalej wiódł spokojne życie w swoim klanie, aż odszedł do Gwiezdnych, mogąc cieszyć się wieczną chwałą. W czasie kiedy ja żyłem nie mając nikogo, niepewny, czy dożyję następnego księżyca. I tak od urodzenia. Więc proszę, nie mów mi tu teraz o dobru i złu.
— Współczuję ci tego, co cię spotkało. — Polizałam go za uchem. — Ale musisz postarać się być od niego lepszy. Zapewniam cię, że jeśli nie oddasz się ciemności, zostaniesz nagrodzony.
Bierny chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążył. Poczułam ostry ból na karku. Nie mogłam złapać tchu. Próbowałam się odwrócić, ale nie dałam rady. Nie minęło wiele czasu, nim opadłam na ziemię.
Nade mną stał nieznany mi, krótkowłosy, biały pies.
— To przez ciebie nie wrócimy do klanów! — Warknął wyzywająco.
— Biała Skóro, nie! — Usłyszałam głos ojca, ale było już za późno. Umierałam.
Śmierć nadeszła szybko. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, mój duch stał tuż nad moim starym ciałem. Patrzyłam na nie smutno, nie mogąc uwierzyć, że to już. Po prostu. Umarłam we śnie.
Odwróciłam głowę i napotkałam spojrzenie mojego ojca. Było w nim widać zadowolenie, wywołane tym, że jego przypuszczenie się sprawdziło. Naprawdę, po śmierci skończyłam w Infernum. Chyba nikt, kto został tu zabity, nie dostał się do Coelum. Ale... Czy ja dostrzegłam w jego spojrzeniu również żal?
Odsunęłam się od swojego ciała, bojąc się ponownie na nie spojrzeć.
Po chwili, poczułam kolejny zapach. Psa, którego dotąd tu nie było. Obejrzałam się i zobaczyłam wysoką, brązowo-białą suczkę.
— Tu jesteś, Ciemny Kle — powiedziała z uśmiechem. — Czekamy na ciebie.
— Co? — Nie zrozumiałam. — Gdzie?
— W Coelum oczywiście — nieznajoma przewróciła oczami. — Nazywam się Wróbla Łata. Nie spotkałyśmy się za życia, ale w Coelum na pewno się zaprzyjaźnimy.
— Dziękuję. — To było jedyne, co zdołałam powiedzieć. — Nie spodziewałam się...
— Że cię przyjmiemy? — Zaśmiała się. — Nic złego nie zrobiłaś. A przed chwilą uratowałaś klany. Zasłużyłaś na to. Co do ciebie — odwróciła się do Biernego — jesteś młody. Masz potencjał, by stać się wielkim psem. W zasadzie, dzięki Ciemnemu Kłowi nie udało ci się zrobić nic złego. Wierzysz w Gwiezdnych, więc może kiedyś do nas dołączysz. Co zaś się tyczy twojego ojca... Nie ma go z nami. Nie wierzył w klan Gwiazdy, więc nie mogliśmy ani go przyjąć, ani wysłać go tutaj. Jest... gdzie indziej.
Nie czekając na odpowiedź Biernego, Wróbla Łata odwróciła się i machnięciem ogona nakazała mi iść za sobą. Zrobiłam to.
— Spodoba ci się w Coelum — powiedziała z psotnym błyskiem w oku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz