17 lutego 2022

Od Manaciego Olbrzyma — Zgromadzenie medyków

Nie było nikogo z Flumine. Chociaż wszyscy należeli do innych klanów, medycy zawsze jednak trzymali się jakoś razem. Dbanie o psy spoza swojej wietrznej rodziny łączyło Manata z każdym z tych psów jakąś nicią bliskości i czuł, że z każdym z nich, trudniejszym czy łatwiejszym w obyciu, było podobnie. Dlatego też ta nagła nieobecność silnie dawała o sobie znać. Zawsze kiedy ktoś umierał, pozostawiał za sobą jakąś pustkę, Manaci Olbrzym nie od wczoraj zmagał się z radzeniem sobie ze śmiercią, ale to, co działo się z Flumine bardzo go martwiło. Śmierć czuło się w powietrzu, w ich zwieszonych łbach, w pustych miejscach na piasku i to nie taką zwyczajną, a bolesną i przeszywającą.
Długo nie dyskutowali. Cynamonka wymamrotała parę słów, Manat usiłował bezskutecznie zagadywać Szarą Skałę, ale w końcu wszyscy się poddali i ułożyli obok siebie. Nie chciał moczyć łapy. Wszystko było ostatnio nie tak, jak powinno. Choć psy łączyły się ze sobą, szczeniaki rodziły, ususzone zioła leżały i czekały na pierwsze poważniejsze choroby, to jednak miał to poczucie bycia oddalonym od świata. Atak na Wodnych, zmiana lidera w jego własnym klanie, jego malutka cała osowiała i niezwracająca mu pięćdziesięciu uwag na dzień, że trzeba coś zrobić lub się czymś zająć. Coraz rzadziej spał w legowisku, coraz częściej się urywał. Nie widywał Niedźwiedzia, nie rozmawiał z bratem, Pokrzywowy odszedł, mama chorowała. Wszystko przytłaczało tego olbrzymiego psa. Teraz zamoczy łapę i dowie się o kolejnym nieszczęściu, a może serii nieszczęść. Jaka plaga tym razem ich nawiedzi, co teraz na nich czyha, czyjej śmierci znów będą musieli stawić czoła?
Woda była lodowata, aż przeszył go dreszcz. Tuż przy lewym uchu usłyszał cichy jęk Pestki. Spuścił łeb i uspokoił oddech. Już i tak za późno, żeby się martwić. Nie ma po co, nie ma po co.
Stał wśród ogromnych, dziwnych budynków, na kamiennej ścieżce Dwunogów. Nie lubił tu przebywać, ale same kształty wydały mu się jakieś inne, niż zapamiętał. Kiedy chciał się zbliżyć, wszystko jakby odrobinę się cofało. Pogrzebał pazurami w twardym podłożu i czekał, co się wydarzy. Było bardzo cicho. Zupełnie inaczej, niż zapamiętał. Nikt na niego nie krzyczał, nie wskazywał, potwory nie wydawały przeraźliwych dźwięków. Właściwie to nikogo poza nim tu nie było.
Machnął ogonem i ruszył właściwym sobie, powolnym krokiem, wzdłuż zimnej, twardej ścieżki. Było dokładnie tak, jak się obawiał. Martwo. Odór śmierci czuć było na całej zatęchłej ulicy. Sam nie wiedział, czemu szedł dalej. Może, żeby od tego uciec, może, żeby te puste oczodoły atrap domów przestały go śledzić, a może, żeby upewnić się, że na wietrzny, oddalony od tego miejsca kawałek ziemi ten cały smród nie dotarł.
Puste okiennice dalej wydawały się w niego wpatrywać, kiedy mijał ten sam hydrant i tę samą lampę, ale coś się jednak zmieniło. Poczuł, że zaczyna padać. Miarowe kapnięcia na nos zmusiły go w końcu do spojrzenia w górę, choć wcale nie miał na to ochoty. Zwykle znosił deszcz ze spokojem, roślinki rosły, więc czemu miał go nie lubić. To inni mieli wtedy z nim problem, a właściwie jego futrem. Teraz jednak gdy zadarł wielki łeb, zobaczył, że to nie pada z ponurych, szarych chmurek. To z tych kwadratowych dziur budynków przelewała się na ulicę brunatna substancja. Zanim Manat zdążył zareagować, dobiegł go nagły głośny dźwięk potoku, w dodatku z obu stron. Budynki uginały się pod falami krwi, która spływała ścieżkami i nadciągała prosto ku niemu. Nie mógł nawet biec, po prostu patrzył, jak podmywa mu najpierw łapy, potem brzuch, w końcu ponad brudną czerwień wystawały mu tylko oczy, a potem je zamknął i dał się pochłonąć.

***

— Co o tym sądzisz, Moja Malutka? Nieciekawie to wszystko wygląda, prawda? Brak Podgrzybka… A myślałem, że porozmawiamy sobie o tych przeklętych pchłach, on zawsze miał dobre sposoby, widzisz. — Nie spodziewał się odpowiedzi, więc spróbował zagadywać więcej o samym medyku. —  Pamiętasz, jak myślałaś, że jest jakimś zwierzakiem? Zającem czy sarenką, nie pamiętam już dokładnie, ale to było bardzo zabawne. To było tuż przed twoim mianowaniem, byłaś wtedy taka malutka, mniejsza niż teraz! — Zaśmiał się cicho.
— Sarna, zupełnie jak sarna.
— Tak właśnie, Moja Malutka, też mi się wydaje, że to mogło chodzić o to skoczne zwierzę. Wiesz, trzeba przyznać, że szykuje się bardzo nieciekawa sytuacja. Mam nadzieję, że Rumianek jest wyszkolone we wszystkim, wiesz, niewykluczone, że nam też mogą się trafić psy do opatrywania. Trzeba będzie wygrzebać całe zapasy skrzypu, poprzechadzać się po wszystkich legowiskach, żeby znaleźć jak najwięcej pajęczyn i nazbierać trochę więcej wodorostów, tak na wszelki wypadek. Wiesz sama, w końcu nigdy nic nie wiadomo, prawda?
— Wypadek. — Spojrzała na niego, a on starał się okazać zrozumienie. W końcu wszystko to miało sens, gdyby się tak zastanowić. Pacnął ją delikatnie w bok.
— Pomożesz mi wszystko pozbierać oczywiście, ale teraz może pójdziemy wcześniej spać, co o tym sądzisz? Wiesz, niby spaliśmy, ale szczerze ci powiem, Moja Cynamoneczko, że tak źle, to mi się nie spało nawet, jak się okazało, że pod moim siankiem było mrowisko. Ugh, to dopiero był prawdziwy koszmar. 
— Koszmar — powtórzyła. Szli łapa w łapę, nie parła do przodu jak kiedyś. Wszystko było tak spokojne, zupełnie jak przed burzą.
 
[845 słów: Manaci Olbrzym otrzymuje 8PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz