Zapowiadał się piękny jesienny wieczór. Niebo ukazywało tysiące migoczących punkcików, zawieszonych wysoko nad ziemią i patrzących z góry na chodzące po glebie istoty. Pojedyncze chmury wolno płynęły po nieboskłonie, przybierając różowe i granatowe odcienie a przy tym najróżniejsze kształty. Sarni Tupot wpatrywała się w nie, ciesząc się z towarzystwa idącego u jej boku Burzowej Aury, który łagodnie sadził kolejne kroki, jednak robiąc to na tyle szybko, by nadążyć za długonogą Sarenką. Mijali oni zanurzone w cieniu domy dwunożnych, z których okien lały się jasne, ciepłe ogniki. Takież spotykali również przy ulicy: na zakończeniach długich słupów oświetlały im drogę.
Dwójka psów szła szarym chodnikiem, który w świetle księżyca nabierał srebrzystego odcienia. Wesoło rozmawiali, wzajemnie czerpiąc pozytywne odczucia ze swojego towarzystwa. Nie musieli mówić, jak dobrze czuli się w swoim gronie, gdyż oboje doskonale o tym wiedzieli.
Tego wieczoru — jak się im wydawało — niemożliwe było mieć zły humor. Ktokolwiek miałby taki zamiar, naprawdę musiałby się wysilić, by przy tak jasnym niebie i tak świeżym powietrzu chodzić ze zwieszoną głową. A nawet, jeżeli komukolwiek udałaby się ta sztuka, to i tak Sarnia nie uwierzyłaby w to. W jej wesołym świecie oczywiście istniały dni smutne, ale ten nie mógł do nich należeć za wszelką cenę.
— Lubisz siedzieć wysoko, prawda? — dopytała się swojego przyjaciela Sarnia. — Moglibyśmy wejść na dach i patrzeć na gwiazdy!
Byłoby tak romantycznie! — dodała w myślach, z rozmarzeniem spoglądając na Burzowego. Kiedy tylko ten również spojrzał w jej kierunku, suczka zarumieniła się i odwróciła wzrok, tak szybko, by przyjaciel nie zdążył zobaczyć jej roztrzepania. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo by jej to przeszkadzało. Czy ten pomysł nie jest aby zbyt żałosny jak na tak dobrego wojownika? Sarnia skarciła samą siebie w myślach, przypominając sobie, że składając propozycje nie może mieć wątpliwości.
— Dobrz-
— Super! — trochę zbyt szybko i trochę zbyt entuzjastycznie wykrzyknęła Sarni Tupot, obserwując dachy pobliskich domów i jednocześnie zastanawiając się, co się z nią dzieje. — Musimy tylko znaleźć jakiś, na który dałoby się bezpiecznie wejść.
— To może być trudne — nie bez racji odezwał się Burzowa Aura. — Są wysokie, a jeżeli spadniemy, to nasze spotkanie nie będzie miało dobrego zakończenia.
„Spotkanie”. Dlaczego Sarenka mimowolnie przetłumaczyła sobie to jako „randka”? I dlaczego potem zaczęła się tego wstydzić?
— Oczywiście — przyznała mu rację ze skruchą, nieco przesadnie biorąc do siebie swoją nieuwagę. — Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko miejscu trochę niżej usadowionym. Upadek nie będzie taki długi — zaśmiała się trochę skrępowana.
Oboje przez chwilę szli w ciszy, zajęci znajdywaniem odpowiednich miejscówek. Przerywali ten stan nicniemówienia od czasu do czasu, rzucając luźne propozycje usadowienia się w którejś z placówek. Żadna jednak nie odpowiadała ich wymogom — z jednej to nie było widać gwiazd, do drugiej nie dało się bezpiecznie dojść, trzecia natomiast była zdecydowanie zbyt nisko.
W końcu, po wielu trudach znaleźli miejsce idealne. Na ogródku jednego z dwunożnych był dość spory i wysoki przedmiot, znajdujący się na kupce innych rzeczy. Wyglądało to, jakby właściciel wyrzucił swoją własność na pastwę losu, tymczasowo jednak umieściwszy ją na kawałku swojego terenu. Do najwyższego punktu można było dojść spokojnie przez drogę stworzoną z pozostałych odłamów, aczkolwiek na jej szczycie z pewnością wojownicy odnaleźliby upragniony sposób.
„Może nie powinnam robić tyle zamieszania o zwykłe gwiazdy” — zwątpiła Sarenka, jednak wątpliwości naszły ją zdecydowanie zbyt późno. Oboje bowiem znajdowali się na miejscu widokowym, mogąc w ciszy obserwować gwiazdy. I chociaż pręgowana suczka początkowo obawiała się pełnej niezręczności ciszy, te parę minut było naprawdę przyjemnie spędzonym czasem, podczas którego oboje swobodnie gadali o swych rozmyślaniach. Sarni Tupot początkowo nie zauważyła, kiedy mimowolnie wtuliła się w Burzowego. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, zastygła przerażona.
On natomiast całkowicie zignorował postawę Sarenki, delikatnie i po przyjacielsku liżąc ją. Sarenka z uśmiechem spuściła głowę, wcale nie biorąc tego gestu po przyjacielsku.
Siedzieli oboje tak dłuższą chwilę, zanim rozmowa ponownie zabrzmiała.
[626 słów: Sarni Tupot otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia + 6 Punktów Doświadczenia za event]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz