6 lutego 2022

Od Sikorkowego Szczęścia

Życie. Pełen nudy sznurek, po którym jadą przedmioty zabrane dwunożnym. Sikorka westchnęła, patrząc na swoje dzieło, mające za zadanie przedstawić jej proste i smutne istnienie. Patrząc na teorię, widelce powinny poruszać się po linii, praktyka jednak znacznie od niej odbiegała, sprawiając, iż samotny widelec raz za razem zsuwał się ze sznurówki, mimo dużej ilości zamocowań i jeszcze większej ilości ochów i achów wynalazcy. Być może gdyby Sikorkowe Szczęście wiedziałaby o sztućcach więcej, wolałaby przerzucić się na coś bardziej sprzyjającego eksperymentom. Chociażby karton bądź czapkę z daszkiem. Z racji jednak, że te rzeczy trudno było znaleźć, wojowniczka wybrała widelec. A czy widelec łatwo znaleźć? Czy rosną na drzewach? Cóż, być może nie, chociaż co do drugiego „nie” nie byłabym taka pewna. W końcu to, że nikt nigdy nie widział na roślinie wyrastającego noża czy łyżki, nie znaczy, że widelec tam rosnąć nie może.
A co, jeżeli widelca także nikt nie widział?
Wychodzimy tutaj poza strefę komfortu, stawiając sobie tę tezę, ponieważ myśleć należy abstrakcyjnie. Lepiej więc odwołajmy ją, ponieważ Sikorkowe Szczęście miała zbyt wiele zmartwień, by dokładać do nich głupiutkie pytania z serii „Jak działa świat”. Miejmy nadzieję, że nauczy się angielskiego i jakimś trafem trafi na piosenkę Burnhama, po inaczej nigdy się nie dowie, że życie nie jest perfekcyjne, a świat to jedno wielkie gówno.
Dobra, cofnijmy to. Sikorka według siebie już wiedziała wszystko o świecie, łącznie z gównem. Za wszystko i gówno rozumiała tutaj samotność (czyli brak rozmawiania z kimkolwiek przez dwie i pół minuty), stratę (kiedy była szczeniakiem i walnęła Cytrynka kamieniem, to myślała, że umrze. Co prawda nie martwiła się zbytnio, a jej brat bez problemu przeżył, niemniej jednak starty na szczęściu doznała) oraz wojnę (ta, co przed jej urodzeniem dotknęła wszystkie klany, czyli z Quintusem. Jej skutki wciąż odczuwała). Dopiero dzisiaj uświadomiła sobie, jak została straumatyzowana przez Gwiezdnych i jak jej los został zmarnowany. Zaprzepaściła swój wielki potencjał.  
— Hej, Sikorkowa, co z tobą?
Aroniowa Gałąź patrzyła się raz na swoją przyjaciółkę, raz na sprzęt, który leżał bezwładnie przed nią. Szczęście powinna być obecnie Sikorkowym Smutkiem, pusto wodzącym swoim spojrzeniem po sznurku z widelcem. Po chwili chwyciła go w pysk, unosząc w górę, i prezentując ów wynalazek w pełnej okazałości. Metalowy sztuciec wciąż nieruchomo stał (chociaż w zasadzie wisiał), emanując podobnymi emocjami co jego właścicielka.
— Wiesz, Aroniowa — westchnęła Sikorka. — Myślę, że jestem stworzona do lepszych rzeczy niż sznurek z metalowymi przyrządami. Chciałabym zbudować coś ogromnego, ale obawiam się, że sama nie dam rady. Smutno mi.
Brązowo-biała suka widocznie nie załapała aluzji, ze zdziwieniem patrząc się na Sikorkę. Delikatnie uniosła brwi, dając do zrozumienia, że nie do końca wie, o co tej chodzi. O ile wie w chociażby minimalnym stopniu.
— Ty jesteś s m u t n a? Sikorka, spokojnie, dasz sobie radę — Aronia roześmiała się dość pobłażliwie, wesoło mierzwiąc swoją koleżankę wzrokiem.
Szczęście mruknęła coś pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że od swojej najlepszej przyjaciółki otrzymuje tak mało empatii. Być może gdyby znała wojowniczkę lepiej, mogłaby domyślić się, że Aroniowa Gałąź po prostu nie wie, jak zareagować, ponieważ ona sama nie czuje się wystarczająco dobrze, by swoim „wesołym” nastrojem zarażać innych.
Sikorkowe Szczęście widziała jednak tylko uśmiechniętą sukę, nieumiejącą się w nią wczuć, albo chociażby przejrzeć aluzję, iż z chęcią przyjęłaby jej pomoc. Czyjąkolwiek pomoc.
— Możesz zająć się czymś innym — zabrzmiało to zdecydowanie zbyt oschle, niżby właścicielka tych słów chciała, niemniej jednak przyniosły one pożądany efekt: Aroniowa znikła, tak szybko, jak się pojawiła.
Wojowniczka zaśmiała się cicho, acz gorzko, patrząc na sznurowadło wraz z widelcem. Żałosne. Tworzy coś takiego, ponieważ nie potrafi zrobić czegoś dobrego.
I nawet takie badziewie nie działa — dodała w myślach, ze znużeniem odrzucając dzieło poświęcenia wielu godzin daleko za siebie. Upadło ono w jakieś trawy, gdzie spokojnie dożyć miało swych marnych, ostatnich dni.
Usiadła, patrząc się niespokojnie w niebo. Z jednej strony jej wszelkie emocje były żałosne i nieuzasadnione. Z drugiej to one były powodem jej najmniejszych poczynań, które czyniła całe swe dotychczasowe życie. Czy może to zmienić? Czy może działać logiczniej?
Nie odrywając wzroku od nieba, zdała sobie sprawę, że nie umie przekonać samą siebie, iż waga tego pytania jest naprawdę ważna. Myśli to ot tak, nawet nie próbując zastanowić się nad rozważaniem i przekonać siebie samą, iż jest ono naprawdę godne poświęcenia paru minut.
— Chyba jeszcze nie dorosłam do logiki — mruknęła sama do siebie, kierując swój wzrok na najbliższe otoczenie. Szukała inspiracji i czegoś, co pobudziłoby jej kreatywność.
Takowej rzeczy jednak nie znalazła. Zrezygnowana powróciła do serca obozu, by zwinąć się w swoim legowisku i spokojnie zasnąć, nie niepokojona przez nikogo. Aroniowa Gałąź obserwowała ją przez ten czas niespokojnie, stojąc zaledwie parę kroków dalej.
— Tak wiele odpowiedzi, tak mało pytań — powiedziała cicho, wciąż patrząc na swoją przyjaciółkę. Widziała wszystko, co się działo, ale było zbyt mało możliwości, mogącymi być powodami działań Sikorkowego Szczęścia.
Aroniowa Gałąź nie zastanawiała się nigdy, dlaczego już od szczeniaka Sikorka zachowywała się tak, jak się zachowywała. Wesoło i radośnie budowała swoje wynalazki, raczej nie patrząc na wydarzenia dziejące się wokół niej. Ale co przez to chciała osiągnąć? Cóż, wszyscy sądzili, że tak po prostu miała. Tak samo, jak psy są miłe, bądź wrednie; chyba nie chcą nic przez to osiągnąć, prawda? Chociaż nie jest to prawdą. Zawsze mają jakiś cel w swoich działaniach. Mogą chcieć zostać pozostawieni w spokoju, albo też szukają przyjaźni, której nie było dane im zaznać. Bądź też ją poznali i chcą zgłębić jej tajemnice. Na zachowanie Sikorki jednak nie potrafiła znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia, oprócz tego, że taka po prostu jest. Zresztą, takiego wytłumaczenia czasem może nie być. Być może logika zawodzi, i warto kierować się emocjami i intuicją. Być może.  
Aronia zwinęła się obok Sikorki, wchłaniając jej zapach. Słońce na polu świeciło jasno, przebijając się przez łyse korony drzew. Gałąź mogła obserwować je przez niewielką dziurę, pozostawioną wystarczająco wysoko, by dać jej wygląd na pogodę na zewnątrz. Pomyślała o tym, jaka piękna pogoda jest na zewnątrz. Czyż nie powinny nacieszyć się nią? Jeżeli nie z tego powodu, mogłyby wyjść, chociażby po to, by inni nie uważali je za chore. Mało kto ucina sobie drzemki tuż przed patrolem.
— Chyba za dużo myślę — pomyślała Aroniowa, opuszczając swój pysk.

[1015 słów: Sikorkowe Szczęście otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz