27 kwietnia 2022

Od Iryski do Dymka

Iryska z podkulonym ogonem weszła do nieznanego jej pomieszczenia, zastanawiając się, co dalej z nią będzie. Wojownik, który ją tutaj przyprowadził, nie był niemiły, ale sądziła, że nadal mogą wyrzucić ją poza granice klanu.
Dopiero po chwili skupiła się na małym pokoiku, w którym się znalazła. Było w nim ciepło, a w powietrzu czuć było zapach mleka. Miała wrażenie, jak gdyby ponownie była małą kulką u boku matki, ledwo odczuwającą co się dzieje dookoła. I najwyraźniej nie była tu sama; dalej od wejścia zauważyła dwoje szczeniąt, wyglądających na trochę młodszych od niej, w samym rogu pomieszczenia ułożyła się suka, z którą jeszcze przed chwilą rozmawiał Ognisty Mak. Trzecie szczenię położyło się przy jej boku. Wyjątkowo niepewne, niepasujące do niej spojrzenie zatrzymało się na dwójce obcych.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, podbiegł do niej piesek, na którego patrzyła się przez chwilę. Pomieszczenie nie było dobrze oświetlone, a jego czarna sierść nie ułatwiała sprawy.
— A ty kim jesteś? U nas w klanie nie ma takich dużych szczeniaków! Ja, Przebiśnieg i Bąbelek jesteśmy jedyni — szczeknął szybko, a Iryska w niecałą chwilę pozbyła się niepewności. Pomimo wszystko szczeniak nie wyglądał, jakby był wrogo do niej nastawiony.
— Nazywam się Iryska, i nie należę do waszego klanu. Trafiłam tu tak jakby przypadkiem… — Głos Iryski był niepewny, kiedy wpatrywała się w oczy pieska.
— Skoro nie należysz, to niby dlaczego tutaj jesteś? — Tym razem zainteresowała się nią suczka, która w końcu również do nich podeszła.
— Pewien miły wojownik mnie tu przyprowadził, mówił coś o tym, że musi o mnie porozmawiać z… Nie pamiętam, z kimś tam — odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Szczeniak podszedł do niej jeszcze bliżej, węsząc przez chwilę.
— Pachniesz Ognistym Makiem! A to jest nasz ojciec — szczeknął podekscytowany. Kolejny towarzysz zabaw? To brzmiało idealnie. — Dobra, bo nie powiedziałem ci, jak mam na imię. Ja jestem Dymek, moje siostry już ci przedstawiłem. Tam jest Iskrzący Płomień, nasza mama. Chyba śpi — wyjaśnił Dymek, śledząc Iryskę bursztynowymi oczami.
A jednak suka wcale nie spała, obserwując szczenięta jednym okiem. Po szybkiej rozmowie z Ognistym Makiem obserwowała Iryskę, zastanawiając się nad wyrokiem liderki.
— A jak się tu znalazłaś? — dopytała Przebiśnieg, siadając na miękkim legowisku.
— Nie pamiętam, chyba się zgubiłam — skłamała szybko. Nie chciała się przyznać do pewnych rzeczy. — Może zabłądziłam bliżej waszych granic, i wtedy… Ognisty Mak mnie tu zabrał. – Myślała chwilę, próbując przypomnieć sobie imię psa. — Ale dlaczego zamiast tego mnie nie przegonił?
Nurtowało ją to pytanie, właściwie odkąd spotkała wojownika. Nieraz widziała, jak jej matka broni terenu, w którym znajdowało się jej legowisko przed innymi włóczęgami, i myślała, że tak robią wszystkie koty.
— Chyba było coś na ten temat w kodeksie wojownika — Przebiśnieg zastanawiała się chwilę, jednak nie umiała powiedzieć więcej na ten temat. — Kodeks wojownika? — w oczach Iryski błysnęła dezorientacja. — Nigdy nie słyszałam o czymś takim.
Przebiśnieg zamilkła, obrzucając ją spojrzeniem.
— Czyli nie jesteś z żadnego klanu? — upewnił się Dymek.
— Nie, nie jestem… Wiedziałam, że istnieją klany psów, jednak nie myślałam, że kiedyś do jakiegoś trafię — szczeknęła, patrząc na dwójkę szczeniąt. — Na razie to ty nie jesteś w naszym klanie, a jedynie w obozie — sprostowała Przebiśnieg.
Iryska rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu, zastanawiając się w tej chwili, czy to jeszcze ma sens.
Klan? Obóz klanu?
Chyba wolała wrócić na ulice miasta, tam lepiej wszystko rozumiała.
<Dymku?>
[535 słów, Iryska otrzymuje 5 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz