30 kwietnia 2022

Od Mlecznego Oka CD Nocnej Furii

Drodzy Gwiezdni. Dziękuje za wszystko, co mi daliście. Proszę, o jeszcze jeden dobry dzień i prowadźcie mnie w nocy przez sny.

Czekała aż się odsunie. Aż warknie na nią, chociaż wiedziała gdzieś podświadomie, że tego nie zrobi. Zamknęła oczy, nie potrafiąc patrzeć na niego w tym stanie. To bolało. Nie powinien tak wyglądać. Przyzwyczaiła się do swojej sarkastycznej i wrednej Nocnej Furii, nie do złamanego psa, który nie wie co ze sobą zrobić.
To było dobre słowo, bo Mleczna mogła go używać bez wyrzutów sumienia. Przyzwyczaiła się. Wiedziała, że będzie na nią czekać na patrolach, a Jasny bez mrugnięcia przydzielał ich do siebie. Powstrzymywał głupie komentarze, zapewne po to, by nie słyszeć niewygodnych pytań o niego i jego psychopatę.
A potem Nocny zniknął i miała wrażenie, że wszystko posypało się przed jej oczami.
— Jesteś mi to winien. — odsunęła się, by swobodnie spojrzeć mu w oczy. — Życie. Bycie szczęśliwym. Jeśli nie chcesz robić tego dla siebie, to potraktuj to jako spłatę długu. Nie pokiwał głową, nie odpowiedział, jednak zdawało jej się, że widzi w jego oczach zrozumienie. Wtedy ona sama skinęła łbem i wróciła do poprzedniej pozycji, przytulając go do siebie.
— Ty…
— Dla swojego dobra, zamknij się — powiedziała i w odpowiedzi usłyszała prychnięcie. Nie był to śmiech, ale musiało jej na razie wystarczyć. Posłuchał jej tylko przez moment. Cieszyła się tym milczeniem, póki mogła. Zaraz jednak poczuła, jak bierze wdech.
— Chcesz o to zapytać, prawda?
— Mhm. — Nie chciała mu kłamać. — Ale ty nie chcesz mi o tym mówić. Dlatego nie musimy rozmawiać.
— To co, będziemy tak siedzieć przytuleni?
— Nocny — warknęła. Samiec położył łeb na jej głowie i przez sekundę zesztywniała. To był sygnał, że trzeba iść. — Chodź, czas do domu. Dam ci się wykąpać w wodzie, jeśli ładnie poprosisz. Śmierdzisz.
— Dzięki — odpowiedział, samemu wstając. Nie wyglądał dużo lepiej. Wciąż miała wrażenie, jakby miał rzucić się na pierwszego, lepszego psa. Ale nie na nią. To sprawiało, że było jej trochę lżej na sercu.

Drodzy Gwiezdni, miejsce w opiece mojego ojca, babkę, siostrę i kuzynki, gdziekolwiek się nie podziały. Spójrzcie na nich łaskawym okiem.

— To boli — powiedziała, nie patrząc na niego. Mieli wspólne polowanie. Zrobiło się na nowo ciepło, każda zwierzyna opuściła już nory, a dwunogi zaczęli chętniej opuszczać swoje domostwa. Gdzieś na drugim krańcu ruin kręciła się Stokrotkowy Płatek, Sikorkowe Szczęście i Turkuciowy Trucht. Odłączyli się od nich na początku, uznając, że tak duża grupa jest niepotrzebnie głośna i lepiej się podzielić. Wpadli na trop jakiejś zbłąkanej owieczki, która uciekła z terenów Ventusu. Był jednak na tyle słaby i wątły, że nawet ona nie miała pewności, czy ją znajdą.
Było między nimi lepiej. Nie tak jak wcześniej, ale lepiej niż na początku pory nowych liści.
Wtedy czuła się niezręcznie w jego towarzystwie. Poznała sekret, którego nie powinna znać. On też uspokajał się powoli, jakby z każdym dniem coraz bardziej upewniał się, sama nie wiedziała w czym. Nie pytała się o nic. On też nie pytał, ale czasem zaczynała sama mówić. Nie przerwał jej. Nie wtedy, jeśli wspominała o bliźnie albo Jasnym. Ten drugi temat pojawiał się rzadko. Bardzo rzadko, bo wiedziała, że największych ciężarów z serca zrzucić nie może. Poznała jego tajemnice i nie miała prawa ich dzielić z kimkolwiek. Nawet jeśli coś kłuło ją, gdy patrzyła na swojego ukochanego mentora i wiedziała, że ma krew niewinnego psa na łapach i dziecko, które woli o nim nie wspominać.
— Hm? — mruknął, ale widziała, jak zastrzygł uszami.
— Rana. Ona stała się jedną wielką blizną, skóra jest tam twarda. Nic się nie stanie, jeśli mnie tam dotkniesz. Niemal tego nie poczuje. Ale wystarczy, że pogoda jest gorsza. Albo nadchodzić burza. Wtedy piecze. Boli. To trochę oszukane. Myślałam, że z czasem się poprawi.
— Da się coś z tym zrobić? — Prawie uznała go za zainteresowanego.
— Nie. Rozmawiałam o tym i z Pajączkiem i z Lisim. Taki jest po prostu mój los.
Zamilkli. Czekała aż Nocny rozejrzy się po okolicy, powierzając wypatrywanie ofiary jego sprawnemu oku. Pokręcił łbem. Przyłożyła nos do ziemi i wciągnęła powietrze. Czuła tu coś innego, ale uparła się już na tę owcę. Chciała przynieść do domu coś porządnego.
Przez chwile kręcili się w ciszy, próbując znaleźć ofiarę, nawet jeśli ta mogła już dawno zniknąć z zasięgu ich kłów i pazurów. Może nawet wróciła do Ventusu.
— Lubię to imię.
— Kłamiesz.
— Tylko trochę — przyznała. — Ale dziwnie czułabym się z innym. Mleczna Oko może brzmieć chujowo, ale przynajmniej to coś mojego. Wyjątkowego.
— Mogli ci dać lepsze — mruknął, odrywając na chwile nos od ziemi.
— Mogli. Jakie ty byś mi dał?
— Wkurwiająca… — Mleczna jęknęła.
— A no tak. Zapomniałam, że rozmawiam z debilem. — Uderzyła go ogonem w pysk i przyspieszyła.
Na pysk wkradł jej się uśmiech, którego nie chciała mu pokazać. Za tym też trochę tęskniła, ale przecież nie musiał wiedzieć. Jeszcze głupek zacznie sobie coś wyobrażać. Na to nie mogła pozwolić, bo jeszcze mózg mu się przegrzeje.

Drodzy Gwiezdni, dajcie nam obfite łowy i ciepłą pogodę. Nasz klan miał trudny czas, pozwólcie mu odpocząć przed mrozami.

— Klan plotkuje.
— Spotykasz się z psychopatą, Jasny.
— Tylko tak ci mówię.

Gwiezdni, obdarzacie nas dobrym zdrowiem w tym ciężkim czasie. Psy znowu zaczynają chorować, a za granicami dzieją się złe rzeczy.

Zawsze była pewna, że śnieg zabierze Złoty Kwiat. Mrozy zniszczą doszczętnie jej stare kości i pogrzebią posiwiałą sierść pod warstwą szronu. To jednak nie one, a popołudniowe deszcze były ostatnim, co mogła usłyszeć. Mleczne Oko miała odwiedzić ją w leżu po zachodzie słońca. Siedziała wraz z Jasną Gwiazdą w legowisku medyka, podśmiechując się cicho, że został tu zamknięty przez pchły. To był zwykły dzień. Nudny. Nieodpowiedni. Jej blizna zaczynała boleć, ale to nie był jeszcze ten ból, którego nie mogła znieść. Nieprzyjemne szczypanie, które zwiastowało nadchodzącą burzę. Pożegnała się z psami, nim nie ruszyła w stronę znajomego zapachu. Złota lubiła spacery, nawet jeśli jej łapy były już schorowane i ledwo ciągnęły ją do przodu. Mleczna kierowała się w jej stronę, lekko zaskoczona, że samica dała radę odejść tak daleko od ruin.
Mżawka zdążyła zmoczyć jej futro. Ono zakryło zamknięte oczy. Mleczna poczuła, jak dech zamiera jej w piersi, gdy zobaczyła leżącą samice.
— Babciu, co ci jest?
Zabiła wystarczająco dużo zwierzyny, by wiedzieć, jak wygląda śmierć.
Pochowali jej ciało wśród piorunów i grzmotów. Nie słyszała słów Jasnego, wypowiedzianych przy wschodzie słońca. Nic nie słyszała. Próbowała wymodlić dla niej zbawienie w myślach. Nie umiała nawet złożyć zdania. Nie dostała patrolu przez następne dwa dni. Wiedziała, że Jasny chciał dać jej szanse na przeżycie żałoby. To tylko wszystko pogorszyło.
Spędziła cały czas z Potokową Łapą. Pokazywała uczniowi zakątki klanu, do których zwykle go nie zabierała. Niechętnie znów oddawała go Jasnemu. Chciała towarzystwa, które nie wymagało od niej żadnych odpowiedzi.
— Mleczna — usłyszała jego głos, jeszcze zanim wyczuła obecność. Oczywiście, że podszedł z jej uszkodzonej strony. No po prostu oczywiście.
— Czego chcesz? — warknęła. Nawet jeśli nie chciała, to i tak nie powstrzymała dźwięku, który wydobył się z jej gardła.
— Zostaliśmy wspólnie wyznaczeni.
— Na co?
— Zgadnij — prychnął. — Na polowanie.
— Dzisiaj kolej Srebrnego Pyłu, Żółtego Śniegu i chyba… — odwróciła się, akurat by zobaczyć, jak przewraca oczami.
— Dobra, nie zsikaj się ze szczęścia. Nie będę cię namawiać, sam pójdę.
— Dobra, nie jęcz. Idziemy.
Nic do niej nie mówił. Doceniała to. Prowadził. Ona nie musiała myśleć. Tylko robić, tylko działać.
Nie pamiętała nawet, co upolowali. Liczyła się tylko krew w pysku i ból mięśni. Polując, nie trzeba było nad niczym się zastanawiać. Nie trzeba było pamiętać.
Wróciła zadowolona i dysząc ciężko.
— Nie byliśmy dziś wyznaczeni, prawda? — zapytała, gdy zbliżali się do ruin. Samiec nie zaprzeczył, tylko dalej patrzył przed siebie. Mleczna uśmiechnęła się lekko.
— Dzięki dupku.
Gdyby go lepiej nie znała, powiedziałaby, że on też się uśmiechnął.

Gwiezdni, nie zsyłajcie nam już żadnych wydarzeń. Dajcie żyć w spokoju.

Śnieg pokrył ich tereny. Krzywiła się, gdy nikt nie patrzył, jak tylko pierwsze mrozy nadeszły. Czekała na dzień, gdy wróci ciepło i słońce. Ono jednak postanowiło kazać jej czekać.
Wrócił zwyczaj ich wspólnych patroli. Odwiedzała miejsce spoczynku babci parę razy na księżyc. Było dobrze.
— Potrzebuje twojej pomocy. 
— A co, sama sobie nie poradzisz? — zapytał Nocny, ale i tak wstał z miejsca. Mleczna odwróciła się i walnęła go ogonem w bok, by się pośpieszył.
— Chcę to załatwić szybko — odpowiedziała. — Jasny kazał mi sprawdzić, skąd przyjeżdżają hycle.
— Myślisz, że go nie zauważysz? — zapytał. Odwarknęła tylko na niego w odpowiedzi.
Hycle rzeczywiście kręcili się bardziej po ich ziemiach. Niektórzy powtarzali, że będą musieli się z tym mierzyć przez całą wiosnę.
Nie znaleźli źródła problemu. Pokręcili się chwile po ich terenach. Zjedli gołębia, który leżał martwy na ziemi. Czas minął za szybko.
— Nocny, rusz tyłek.
— Hm?
— Idziesz ze mną, będę pokazywać szczeniakom dworzec. Sama ich nie upilnuje.
Ćmia Łapa wpadła w kałużę. Szczeniaki pierwszy raz widziały wielkiego potwora, Mleczna sama zadrżała, widząc go tak blisko siebie. Pozbierali zioła, które Lisek uznał za nieprzydatne. Nocny wyglądał na cierpiącego, ale się nie zostawił jej.
— Chodź na patrol.
— Byliśmy wczoraj.
— No i będziemy też dziś.
Nie widzieli nic ciekawego. Opowiedziała mu, jak jej siostra kiedyś przestraszyła się myszy i utknęła w krzakach. Znaleźli ładną puszkę, którą postanowiła przynieść szczeniakom Jasnego. Pierwszy raz od dawna blizna nawet jej nie szczypała, nie zanosiło się na deszcz.
— Pomożesz mi w treningu Potoczka.
Nie był przydatny, ale wrócił wraz z nią okrężną drogą do obozu.
— Trzeba sprawdzić sytuację w mieście.
Panował spokój.
— Chodź, są plotki o włóczęgach i trzeba je sprawdzić.
Kończyły jej się wymówki.
— Pójdziesz ze mną na spacer?
— Co?
Brzmiał na zaskoczonego. Ona nie mogła patrzeć mu w pysk.
— Czy pójdziesz ze mną na spacer? Tak po prostu?

Gwiezdni, nie zabierajcie mi go. Tyle już pozmienialiście, więc proszę, proszę, zostawcie mi chociaż jego.
<Nocna Furio?>
[1581 słowa, Mleczne Oko otrzymuje 15 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz