22 listopada 2021

Od Nocnej Furii CD Mlecznego Oka

Jeszcze przez chwilę milczał, rozważając dokładnie to, co mógłby powiedzieć. Podczas całego jej monologu nie spał. Nocna Furia miał bardzo płytki sen, niemalże zawsze był czujny i byle szelest potrafił postawić go na nogi. Był jednak ciekawy tego, co suka chciała z siebie zrzucić. Analizował jej słowa i naprawdę uważał na to, co powie. Jak nie on.
— Byłabyś dobrą liderką — stwierdził, a ona tylko pokręciła głową. Odezwał się jednak znów, zanim zaprotestowała głośniej. — To moje zdanie.
Cisza była ich najlepszym przyjacielem, ale jednocześnie największym wrogiem. Dla niego była czymś w rodzaju pauzy. Chwili na przemyślenie. Ale budowała coś w rodzaju niebezpiecznego napięcia. To nie było naturalne w relacjach Furii. Nie dbał o innych i nie wnikał w to, jak czują się podczas rozmowy z nim. Kiedy coś było niekomfortowe dla niego, zazwyczaj ustawiał się tak, żeby natychmiast sytuacja obróciła się na jego korzyść. Dlatego fakt, że Mleczne Oko zaczynała być dla niego coraz ważniejsza znacznie utrudniał mu zachowanie swojego rodzaju egoizmu. Coraz częściej starał się jej unikać, jednocześnie nie ignorując żadnego patrolu, do którego byli razem przydzielani. Było w nim pełno sprzecznych uczuć. Zaczynał zachowywać się inaczej, co chyba nawet ona spostrzegła, mimo jak zwykle chłodnej maski i obojętnego tonu. Pierwszy raz od wypadku, czarny samiec naprawdę czuł się zagubiony.
— Dzięki — rzuciła w końcu, nie patrząc na niego.
— Nigdy nie czułem się dobrze z twoim nowym imieniem — przyznał. Nawet dla niego samego brzmiało to bardzo nienaturalnie. Było mu bardzo niezręcznie, kiedy to mówił i miał ochotę znów stąd uciec albo rzucić jakimś kąśliwym komentarzem, ale nie potrafił. — Nie, żebym miał coś do gadania. — Wzruszył barkami.
— Dlaczego? — spytała ostrożnie, teraz dla odmiany uważnie lustrując go wzrokiem.
Miał absolutnie dosyć zwierzeń na dziś, ale poniekąd czuł, że teraz jego kolej, skoro on tak naprawdę nie miał nigdy usłyszeć jej części. Podniósł się do siadu.
— Przeze mnie ci je nadano. — Zacisnął zęby. Zauważyła to. Zmarszczyła brwi. — Wielkie wyróżnienie. Honorowa wojowniczko, w nagrodę za uratowanie życia dostajesz imię, które do usranej śmierci będzie ci przypominać o stracie, którą wtedy poniosłaś. Jakby sama strata nie była wystarczającym przypomnieniem tego dnia — zadrwił, chcąc odwrócić od siebie uwagę. Parsknęła, dzięki czemu rozluźnił się nieco.
— Jestem pełna podziwu. Nie sądziłam, że masz jakieś uczucia.
— Jak widać, zdarza się nawet mi — uśmiechnął się, a jego spojrzenie mimowolnie złagodniało.
Pierwszy raz od śmierci Kruczego Pióra był to szczery uśmiech.

***
 
Wydawało się, że wszystko będzie już dobrze, a ich relacje są na dobrej drodze do znacznego poprawienia się. Nocny zaczął regularnie stawiać się na patrolach i praktycznie zawsze byli do nich razem przydzielani. Zaczynał nawet myśleć, że suka sama prosiła o to lidera, aczkolwiek nie pytał. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale nie chciał odbierać sobie nadziei, że tak właśnie było. Bardzo przyzwyczaił się do jej obecności i naprawdę zaczynał czuć się dobrze, a jego wypady na miasto znacznie straciły na regularności. Przestał nawet sypiać z kim popadnie. Zaczynały powstawać nawet plotki o powodzie tej zmiany, ale nie trudził się naprostowywaniem ich. Nigdy nie obchodziło go zdanie klanu.
Pora Nagich Drzew, mimo ostrych mrozów, zapowiadała się bardzo dobrze dla jasnookiego wojownika. Niestety Gwiezdni mieli co do niego inne plany, z przyzwyczajenia chyba nie chcąc pozwolić mu na odrobinę szczęścia. Bo kto to widział, żeby nagle życie zrobiło się jakieś takie piękniejsze, prostsze? Żeby ktoś taki jak on, miał nagle zaznać odrobiny spokoju? Niby zmieniło się niewiele. Bardziej dbał o swoje obowiązki, znikał mniej, a obojętny ton przybierał czasem jakiejś barwy, mimo niezmiennych, lodowatych oczu. W rzeczywistości była to jednak duża zmiana, która wprowadzała go w pewien stan niepokoju. Nocny sprawiał wrażenie pozornie pustego, zamkniętego pokoju, którego klucz schował dawno temu, aby nikt nigdy nie mógł doń zajrzeć. Zachowaniem swoim zaś pilnował tego, by nikt nawet nie chciał ani nie miał powodu tam zaglądać. Mleczne Oko natomiast była na dobrej drodze, aby ten klucz odnaleźć i dowiedzieć się o wszystkim, co tak usilnie ukrywał pod tą maską bezczelności i ciętym językiem. Każdego dnia prowadził wewnętrzną walkę o tę relację. Każdego dnia przyłapywał się na tym, że to nie są zwykłe wyrzuty sumienia o wszystko, co ją spotkało. Każdego dnia zaczynał rozumieć, jak bardzo mu na niej zależy. Przepełniało go to jednocześnie przerażeniem z powodu uzależnienia się od kogoś, jak i pewnym ciepłem, którego się wypierał, chociaż naprawdę go potrzebował.
Zdawało mu się, że powoli ten cały bałagan jego życia zaczyna się jakoś tam układać, a potem znalazł ślady intruza na terenach Ciemnych. Świeże ślady i świeży zapach osoby, której nigdy nie potrafił zapomnieć. Pamiętał jak przez mgłę, że Mleczne Oko krzyczała za nim, kiedy odbiegł bez słowa. Wiedział, że traci nad sobą kontrolę i resztkami świadomości zmusił do oddalenia od niej, nim furia przejmie panowanie nad jego ciałem. Nie widział zaułka pełnego rozszarpanych kotów, szczurów i wszystkiego innego, co tylko napatoczyło mu się wtedy pod łapy. Nie pamiętał, ile dni spędził na bezmyślnym odbieraniu żyć i zadawaniu krzywdy samemu sobie, jakby blizna po płonącej gałęzi nie wystarczyła. Kiedy wyszedł z transu, jasne części jego sierści przesiąknęły już krwią, a on sam śmierdział niejednym trupem. Do końca zimy nie wrócił do klanu. Znów odreagowywał na mieście, puszczając w zapomnienie wszystko, co zbudował z Mlecznym Okiem.

***

— Nocny? Nocny! Gdzie byłeś? — to jej głos jako pierwszy przywitał go, kiedy pojawił się na horyzoncie o Porze Nowych Liści. — Co się stało? — następne pytanie zadała jeszcze zanim zdążył otworzyć pysk, gdy tylko zauważyła jego stan.
— Nie twoja sprawa — mruknął chłodno, usiłując ją wyminąć.
Zagrodziła mu drogę.
— Uciekasz mi z patrolu bez żadnego wyjaśnienia, prawie dajesz się przejechać potworom, które jakimś cudem cię nie trafiają, zaszywasz się gdzieś bez śladu… Wiesz jak długo cię szukałam? — w jej tonie było coś więcej, niż złość i wyrzuty, ale nie chciał jej teraz rozgryzać.
— Nikt ci nie kazał — warknął, znowu usiłując przejść obok.
Znowu zagrodziła mu drogę.
— Nie wejdziesz do ruin, wszystko zalała powódź. Przestań mnie unikać i zacznij odpowiadać! — traciła cierpliwość.
— Ogłuchłaś, kiedy mnie nie było? Przestań się wpieprzać! — kłapnął na nią zębami.
Nie miał zamiaru jej skrzywdzić, chciał jedynie przestraszyć, co poniekąd mu się udało. Odskoczyła. Na jej pysku malował się szok.
— Pojebało cię?! — wykrzyknęła, ale zaraz zamilkła, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
Nocna Furia nie wyglądał tak, jak zwykle, gdy chciał się jej pozbyć. Rzucał wtedy głupie, sarkastyczne, coraz wredniejsze komentarze, dopóki sama nie odeszła. Nigdy nie tracił przy tym równowagi. Teraz było zupełnie odwrotnie i taka pierdoła, jak samo wnikanie w powód jego zniknięcia sprawiła, że bił od niego gniew. Samiec trząsł się i pienił, jakby co najmniej dostał wścieklizny. Prócz tego w jego oczach pojawiły się łzy.
— Kurwa — rzucił pod nosem, odwracając wzrok.
Zniósł tym samym świdrujące ją, pełne nienawiści spojrzenie. Odwrócił się i powoli zaczął odchodzić. Usłyszał za sobą jej kroki i znów popatrzył na nią, niemo odradzając śledzenia go. Widział, że biła się z myślami, ale ostatecznie nie ustąpiła.
— Trochę za późno na udawanie dupka — powiedziała sucho. Nie potrafił stwierdzić, co sobie teraz myślała ani co odczuwała. Nie ruszył się z miejsca, kiedy podeszła bliżej.
Poddał się. Usiadł, wbił wzrok w ziemię. Zacisnął na niej pazury.
— To nie miał być wypadek — wycedził przez zaciśnięte zęby po długiej chwili milczenia.
Z początku jej mina świadczyła o tym, że nie zrozumiała, o czym mówił, ale zaraz połączyła wątki. Był po jej nienaruszonej kwasem stronie.
— Byłem pewien, że jestem sam. Że nie będzie tam nikogo, kto wpadłby na idiotyczny pomysł skakania tam po mnie — ciągnął.
— Przykro mi — odparła po dłuższej chwili, nie wiedząc chyba co powiedzieć.
— Nie chciałem ci tego wyrządzić.
Nocna Furia wyglądał, jakby miał się za chwilę rozsypać. Jakby znów chciał znaleźć się na asfaltowej powierzchni, jednak tym razem tak, jak to sobie zaplanował. Nie wiedział, dlaczego to mówi. Nie odpowiadało jej to na żadne z zadanych pytań. Za długo nosił ten ciężar. Wydawało mu się, że wszystko wróci do normy, gdy zabawi się pierwszymi lepszymi, miastowymi sukami. Że znów będzie obojętny. Że ona będzie mu obojętna. Prawda była taka, że nigdy nie była, a żadna miejscowa szmata nie dorównywała jej w absolutnie niczym. Chciał, żeby przestało mu zależeć. Chciał, żeby nigdy więcej nie nadarzyła mu się okazja do skrzywdzenia jej. Wiedział, kim jest. Jaki jest. Myślał, że powinien jej unikać. Ale nie chciał. Już nie potrafił.
Zamarł, kiedy poczuł jej ciepło. Przez jego wzrok przewinęło się zaskoczenie, kiedy usiadła tuż przy nim i oparła się o niego. To była ostatnia rzecz, której się teraz spodziewał. Siedział tak sztywno przez dłuższą chwilę, po której wreszcie udało mu się rozluźnić na tyle, żeby także przełożyć częściowo na nią swój ciężar. Niesamowitym było to, że mimo kontaktu fizycznego z wieloma, losowymi samicami, nigdy nie poczuł przy żadnej tego, co w tym momencie wywołała w nim Mleczne Oko głupim przytuleniem.
<Mleczne Oko?> 
[1435 słów, Nocna Furia otrzymuje 14 punktów doświadczenia, a senshi wisi mi paczkę chusteczek]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz