Razem z innymi członkami Ognistych zmierzałam w stronę Gwiezdnego Szczytu, na którym miało się odbyć zgromadzenie. Nad nami gwiazdy świeciły spokojnie, przyglądając się naszej wędrówce; ja sama stałam się kłębkiem nerwów, gdy tylko na horyzoncie zajaśniał cel naszej wyprawy.
Na zgromadzeniu byłam dotychczas tylko raz. Wtedy jednak moje imię brzmiało Drżąca Łapa, a u mojego boku szedł Jazgotek. O ile raźniej było iść w towarzystwie ucznia, kiedy sama byłam jeszcze młodzikiem! Teraz jednak musiałam wziąć na siebie obowiązki wojownika — branie udziału w zgromadzeniu, jeżeli nasza liderka tak zarządzi. Zresztą, nie było na co narzekać: nowo mianowani uczniowie musieli przyjść na zebranie, aby klan mój się przechwalać wzrastającą liczbą wojowników. Być może będzie to moja ostatnia wizyta na Gwiezdnym Szczycie?
— Wszystko w porządku? — spytał Ciepły. Bardzo cieszyłam się, że idzie ze mną, tak samo jak szliśmy razem na moje pierwsze zgromadzenie. Wynagradzało mi to brak kogoś z rodzeństwa u boku.
— Oczywiście — odparłam, co równe było Nie. – Jak zdechnę, to pochowaj mnie w jakimś ładnym miejscu. — Dodałam po chwili. Nie mogłam darować sobie jednej z moich sławnych głupot.
Ciepły zaśmiał się cicho, lekko tym rozbawiony. Przynajmniej on nie ma nic przeciwko moim wspaniałym żartom.
— Spokojnie, jeżeli dobrze pójdzie, Gwiazda zapomni o tobie wspomnieć — spróbował mnie pocieszyć.
— Miejmy nadzieję — z powątpieniem odparłam.
Powoli usiedliśmy na naszym miejscu, razem z pozostałymi członkami klanu. Wciąż stresując się, nie wierciłam się. A przynajmniej nie tyle, ile bym chciała, ze względu na zasady kultury.
– Nie stresuj się, Słoneczko. Nikt cię nie zostawi tutaj samej na umieranie — Kolorowy Wiatr odwołała się do mojej poprzedniej wypowiedzi. — Jeżeli coś się zacznie dziać, mamy niezawodnego medyka, który na pewno pomoże.
Posłała mi ciepły uśmiech. Dobrze wiedziałam, że nie wątpi w umiejętności Szarej Skały — byli ze sobą bardzo blisko. I chociaż może ów sympatia wpłynęła na jej ocenę, iż ktoś mnie uratuje od zawału, i tak byłam za nią wdzięczna. Zawsze jest miło usłyszeć słowa otuchy.
— Dziękuję — odpowiedziałam uśmiechem.
Kiedy tylko skończyłam mówić, Sowi Pazur chrząknął, oznajmiając, że chce rozpocząć zgromadzenie. Większość psów, w tym ja, zamieniło się w słuch.
— Hej, słuchajcie, mam newsa! — krzyknęła Rzepakowa Gwiazda. — Zalało nam magazyn! Nieźle, co?
Z niedowierzaniem pokręciłam głową.
— Jak ty to przeżyłeś to przeżyje i ja — mruknęłam cicho do Ciepłego.
Mój przyjaciel westchnął cicho, widocznie zagubiony we własnych myślach.
— Tak — cicho odpowiedział, szukając czegoś, a raczej kogoś, wzrokiem. Zaraz też ponownie się wyprostował.
Lider Ventusu, Brązowa Gwiazda, postanowił również się odezwać:
— U nas również było bardzo dużo wody w ostatnim czasie — spokojnie oznajmił starszy pies.
— Okej, fajnie. — Rzepakowa Gwiazda rzuciła. Teraz głos wziął Podgrzybkowa Sierść.
— Tak, Rzepakowa Gwiazdo oraz Brązowa Gwiazdo. W naszym klanie, przez ostatnie tygodnie, Gwiezdni również zesłali dużo wody. Być może jest to rekompensatą za lato?
Parę psów wydało zgodne pomruki. Mi również wydawało się to bardzo prawdopodobne.
— Brązowa Gwiazdo, jak się miewa ostatnio Ventus po zmianie lidera? — kontynuował medyk Flumine.
— Cóż, śmierć Bryzowej Gwiazdy była dla nas szokiem — wyjawił nowy przywódca, trochę pokrętnie z prawdą. — Klan ma się dobrze. Będziemy jeszcze silniejsi niż dotychczas — mówił z godnym podziwu opanowaniem.
— Życzę wam tego — pogodnie powiedział Podgrzybek. — Wasza siła to nasza siła. Równowaga w klanach jest najważniejsza.
Rozejrzałam się po miejscu zgromadzenia; wiele obcych mi psów rozmawiało ze sobą i śmiało się razem, chociaż także spora część wyglądała, jak gdyby zamierzała wyciągnąć jakieś tajne informacje z rozmówców. Ja sama nie czułam się na siłach, by przynależeć do którejś z tych grup. Zdecydowanie bardziej odpowiadało mi spokojne siedzenie w miejscu i słuchanie liderów, gdyż nadal nie zdążyłam się oswoić z taką ilością psów w jednym miejscu.
Zauważyłam, iż Cytrynowy Liść, zastępca ciemnych, wystąpił do przodu. Widziałam jego wcześniejsze spojrzenia, pełne niepewności, które posyłał w stronę Jasnej Gwiazdy. Współczułam mu.
— Ruiny również ucierpiały w powodzi — zaczął ostrożnie. — Jednak sytuacja została opanowana. Nasi uczniowie starają się, jak tylko mogą, i uważam, że już za niedługo otrzymają wojownicze imiona.
Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam, jak dwójka młodych z Tenebris popatrzyła po sobie z wesołym niedowierzaniem. Cytrynowy z ulgą wycofał się.
Wtedy zaobserwowałam kremowobiałą sukę, zapewne należącą do wietrznych. Ze zdziwieniem spostrzegłam jej spojrzenia rzucane w kierunku Ciepłego. Oho, jego dziewczyna. Mój przyjaciel natomiast wydawał się nie zdawać z tego sprawy; spokojnie rozmawiał z swoim uczniem o kodeksie wojownika.
— Będę się bardzo starał, żebyś był ze mnie dumny! — powiedział cicho, ale z zapałem Nagietkowa Łapa. Zrobiło mi się ciepło w sercu, chociaż jednocześnie smutno, że ja sama nie posiadam jeszcze ucznia. Halo, jesteś wojowniczką od dwóch dni, idiotko. Kiedy miałabyś go dostać?
Odwróciłam się do tyłu, chcąc powiedzieć coś do mojego brata. Gdy otwierałam pysk, by zapytać „Hej, Jazgotek, jak odczucia?”, zorientowałam się, że całe moje rodzeństwo zostało w obozie. Psy siedzące za mną wyglądały na zdziwione. Ale wtopa.
Liderzy poczęli gadać o nowych wojownikach. A ja zorientowałam się, że nadeszła chwila, „na którą tyle czekałam”. Cholera, da się jeszcze wycofać? Chyba wolę być medykiem.
— Mamy nowego wojownika w naszych szeregach — oznajmił Brązowa Gwiazda. — Pszczeli Taniec, gdyż takie zdobył wojownicze imię Pszczela Łapa, jest teraz naszym nowym wojownikiem.
Zgromadzone czworonogi z grzecznością wykrzyczały nowe imię ucznia.
— No, generalnie to my też mamy nowego wojownika. — Na luzie powiedział Sowi Pazur. — Jest nim Drżący Szept. Dumna wojowniczka naszego klanu.
Nie powiedział tego zbyt miło, chociaż z powagą. Cieszyłam się, że mam grubą sierść, bo gdyby nie to, wszyscy pomyśleliby, że utaplałam się w pomidorach.
Drżący Szept! Drżący Szept!
— Kto to jest? — zapytał Nagietkowa Łapa swojego mentora. — Czasami na ciebie patrzy.
Domyśliłam się, że mówią o tej suce z Ventusu. Zastawiłam uszy, ciesząc się, że mogę skupić się na czymś innym, niż setka psów krzyczących moje durne imię.
— Gratuluje wam — z grzecznością odparł Podgrzybek, który raczej nie pomógł mi w podsłuchiwaniu. — U nas w klanie również zawitała nowa wojowniczka: Zroszona Ptaszyna.
Okrzyki o jakiejś rosie też mi nie pomagały. Dziękuję serdecznie wam wszystkim, a teraz się zamknijcie.
— To moja przyjaciółka z Ventusu — jakimś cudem dosłyszałam Ciepłego. — Może chciałbyś iść porozmawiać z innymi uczniami? Chyba im się trochę nudzi i przysiedli się do Kłacz…astej Łapy.
Moje spojrzenie momentalnie stało się kawałkiem lodu, dlatego też skupiłam je na swoich łapach.
— Mogę spróbować — powiedział Nagietek, pewnie tylko dlatego, aby jego brat mógł spokojnie flirtować z moją „już najlepszą przyjaciółką”. Parę psów co jakiś czas spoglądało na Ciepłego i sukę z Ventusu, z uśmiechem. Zostali zauważeni. Zajebista atrakcja.
Poszli razem rozmawiać, a ja zostałam sama.
— Wszystko w porządku, Skarbeńku? Minę masz jakąś niemrawą — Kolorowy Wiatr spytała zmartwiona.
— Wszystko w najlepszym – odpowiedziałam szybko. — Szczeniaki wesołe, słońce świe… — przerwałam, bo zauważyłam, że jest noc. — Spoko jest. Ale dziękuję za troskę.
— To dobrze. Jakby cię coś trapiło, to zawsze możesz ze mną porozmawiać — odpowiedziała doświadczona wojowniczka pogodnie. Coraz bardziej ją lubiłam.
Pokiwałam głową, uśmiechając się. O dziwo, przyszło mi to naturalnie. Momentalnie zrozumiałam, że przy niej nie da się martwić – i dziękowałam jej za to w myślach.
Do końca zgromadzenia miałam na pysku uśmiech. Szczery uśmiech.
<Kolorowy Wietrze?>
[1129 słów, Drżący Szept otrzymuje 11 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz