22 listopada 2021

Od Straconej Łapy (Straconego Pazura)

Czas szybko leciał. Jeszcze z rok temu, a może i więcej, nigdy bym nie uwierzył, że dołączę do jakiejś sekty zdziczałych psów i będę u nich trenował. A tutaj proszę; nawet zakończyłem swój trening.
Albo raczej: prawie zakończyłem. Zostało mi jeszcze coś do roboty.
Dzień — albo raczej wieczór — był piękny. Słońce powoli zachodziło, niebo przybierało odcień głębokiej pomarańczy, gdzieniegdzie pomieszanej z czerwienią. Ptaki powoli cichły, ale za to, niestety, komary rzucały się, by kąsać wszystko, co się ruszało.
— Stracona Łapo, podejdź na chwilę — odezwał się do mnie Krzemienny Pazur. Właśnie wracaliśmy z dość nudnego patrolu. Zresztą, nigdy nie lubiłem patroli. Nic się nie działo, a jeszcze, jak były w brzydką pogodę, to już totalne gówno. Jedyne, co się robiło, to chodziło i zaznaczało teren. Raz znaleźliśmy szczątki borsuka, ale było to dawno temu. Parę razy dwunożni weszli na nasze terytorium, była jakaś afera z wnykami, jednak na wszystkich patrolach, na jakich byłem, cały czas były nudy.
Może to też dlatego, że naprawdę rzadko na nie chodziłem.
Nieważne.
— Chciałbym ci powiedzieć, że jesteś gotowy na ocenę — burknął, patrząc się mi prosto w oczy. Coś mnie w środku zmroziło.
— Kiedy? — odparłem, wysilając się na pewny ton głosu. Uniosłem pysk w stronę słońca. — Za niedługo się ściemni.
Mój mentor wyglądał, jakby był gotowy napluć mi prosto w pysk. Śmieszne, bo pomiędzy nami była różnica dwóch księżyców. On po prostu urodził się w klanie, a ja miałem tyle szczęścia, by zdążyć posmakować życia w samotności zdobywając doświadczenie.
— Teraz.
Wytrzeszczyłem oczy.
— Ale-e…
— Masz być wojownikiem. Jeszcze jest jasno. — i nie czekając na moją reakcję, cofnął się, po czym odbiegł ode mnie, znikając w polu zboża.
Na sztywnych nogach ruszyłem przed siebie. Serce waliło mi w piersi.
„Już teraz, naprawdę?”
Posmakowałem nerwowo powietrza, nabierając głębokich wdechów. To pozwoliło mi się wyciszyć.
Złote kłosy łaskotały mnie po pysku i ciągnęły się aż po horyzont. Nie widziałem wokół siebie nic, tylko tysiące roślin, a nad głową kawałek błękitnego nieba, z pomarańczowymi chmurami. Słońce rzucało złote promienie na kłosy.
Nagle dwa bażanty przebiegły mi przed nosem. Gdy zdały sobie sprawę z zagrożenia, odskoczyły sparaliżowane. Zaraz potem rzuciły się do ucieczki.
Jeden z nich był jednak wolniejszy. Skorzystałem z okazji, rzucając się na niego. Grzmotnąłem o ziemię, ale chociaż udało mi się zmiażdżyć przy tym tłustego ptaka. Lekko skrępowany przekręciłem pysk, przyglądając się zmasakrowanemu, martwemu zwierzęciu.
Szybkim ruchem wygładziłem mu piórka, by wyglądał lepiej. Na szczęście tylko jego łeb był miazgą; reszta wyglądała całkiem w porządku.
Wziąłem zwierzynę w pysk i zawróciłem do obozu. Przedzierając się przez pole, szedłem cicho, starając się pokazać moje umiejętności, bo polowanie, jakie zademonstrowałem, było… niezwykłe. W drodze powrotnej ujrzałem mysz. Cichuteńko odłożyłem na chwilę bażanta, by rzucić się na gryzonia. Zabiłem go jednym uderzeniem łapy. To, w przeciwieństwie co cyrku, który odwaliłem wcześniej, było cholernie ładne.
Zadowolony, wróciłem do obozu z dwoma łupami. Krzemienny Pazur dotarł tam chwilę później, zamieniając ze mną parę słów. Przy okazji dopytał się o kodeks wojownika, a ja oczywiście oddzieliłem poprawnych odpowiedzi. Porozmawialiśmy chwilę, dość sucho, po czym podszedł do Brązowej Gwiazdy, mamrocząc coś do niego.
Lider przelotnie na mnie zerknął, uśmiechając się lekko. Po chwili zwołał zgromadzenie klanu pod Suchym Snopem.
— Ja, Brązowa Gwiazda, lider klanu Wietrznych, Ventusu, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako wojownika. Stracona Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?
Zamarłem na sekundę, starając się pozbierać myśli.
— Tak, oczywiście.
Kurwa. Idiotycznie zabrzmiało. Za sucho, za sztucznie.
— A zatem mocą Coelum nadaję ci imię wojownika. Stracona Łapo, od dziś będziesz znany jako Stracony Pazur. Udowodniłeś, że, mimo iż nie narodziłeś się wśród nas, jesteś godnym, uczciwym i pozytywnie upartym psem. Gwiezdni honorują twoją determinację i szczerość, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Ventusu!
Skinąłem głową, zadowolony, że lider wysłuchał mojej dawnej prośby, gdy dołączałem do klanu i nazwał mnie Pazurem. Kątem oka spojrzałem na łapę, w której brakowało mi pazura.
Brązowa Gwiazda położył pysk na mojej głowie, a ja liznąłem go skąpo w bark. Wojownicy wykrzyczeli moje nowe imię.
Poczułem, że nie żałuję decyzji dołączenia do Ventus. Z emocjami rozglądnąłem się po tłumie, zawieszając wzrok na Milczącej Łapie.
[696 słów, Stracony Pazur otrzymuje 6 punktów doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz