Akcja dzieje się wtedy, kiedy uczniowie byli jeszcze szczeniętami.
Odkąd braciszek Agatki zaproponował przekąszenie czegoś, suczka nie mogła się skupić na niczym innym, niż na pustce w jej brzuchu; uświadomiła sobie, jaka jest głodna, a emocjonujący sen i długa rozmowa nocą z Nagietkiem wyczerpały jej energię, którą zwykle tryskała wczesnym rankiem, gdy się wyspała. Podążając za rodzeństwem oraz Rzepakową Gwiazdą, którzy właśnie zaczęli iść, by coś przekąsić, ledwo powłóczyła łapami, marudząc w myślach. Przepowiednia pod wpływem głodu stała się dla niej mniej istotna. Brzuch jej cichutko zaburczał, co w jej uszach zabrzmiało przerażająco głośno. Uszy zapiekły ją ze skrępowania.
— Świetnie się z tobą rozmawia.
To jedno zdanie wyrwało ją z zamyślenia i markotności; jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na pyszczku Agatki pojawił się delikatny, lecz ciepły uśmiech, a ogon uniósł się w górę; jego koniuszek drgał, waląc co sekundę idącego obok niej Nagietka. Suczka miała ochotę go uściskać.
Pozytywne emocje trwały jednak jedynie parę uderzeń serca, zanim nie zostały zatopione przez rodzone się w szczenięcym umyśle wątpliwości. Przyszło zażenowanie, równie nagle, co jeszcze przed chwilą radość i zadowolenie. Agatka zdała sobie sprawę, że pewnie wygląda idiotycznie; jej szczerbaty, krzywy zgryz odstrasza wszystkich naokoło, zmierzwione, puchate, szczenięce czarne futro odstaje na wszystkie strony, a te dwie wady — a przynajmniej wadami były według Agatki — upodabniają ją do małego, przerażającego, wyszczerzonego i brzydkiego potworka.
Zbliżyli się do stosu zwierzyny. Siadając, Agatka zerknęła kątem oka na Nagietka, z lekką zazdrością dostrzegając, że jest on zadowolony, szczęśliwy. Zaczepił mamę, coś do niej szepcząc.
Rzepakowa uśmiechnęła się do niego, równocześnie zajmując obok niego miejsce. Przed liderką czekało niemałe zadanie, jakim było uspokojenie wrzeszczącego stada małych kaszojadów, w którym każdy mówił, czego chciałby spróbować; jedynie Nagietek siedział dość cicho. Chociaż próbował podzielić się swoimi pomysłami na posiłek, szybko został zagłuszony, tak więc zaprzestał dalszych prób przekrzyczenia rodzeństwa. Lekko zbity z tropu, czekał, aż będzie mógł powiedzieć cokolwiek.
Agatka jednak nie zamierzała się poddawać.
— Mamo? — mówiła cały czas, jak nakręcona zabawka. — Mamo? Mogę zjeść miód?
— Ej, ja chcę spróbować żaby — mruknął pewien szczeniak; pewnej dwójki Agatka nienawidziła w swoim rodzeństwie, tak więc, gdy tylko ustaliła, że głos ten należy albo do Węgorzyk, albo do Kłaczka, zignorowała go, czując w sercu obrzydzenie i chłód.
— Możemy zjeść drozda? — poprosiła Lipka, wwiercając się w matkę proszącym wzrokiem.
— Drozda? Fuj, nudy — odparła Górka, tonem wielkiej znawczyni. — Pióra powpadają nam do pysków.
— Nie, nie! — szybko zaprzeczyła Agatka, pod wpływem nagłych emocji wstając z miejsca. — Nie drozda! One są… — miała ochotę powiedzieć, że są słodkie, bowiem jednego widziała, gdy usiadł na parapecie magazynu; z radością go wtedy obserwowała przez okno, wodząc za nim roziskrzonym wzrokiem. Jednak pod wpływem nagłego impulsu zmieniła zdanie, odrzucając ten argument, ponieważ stwierdziła, iż jest niewystarczający, a przede wszystkim dziecinny. — Bo… Są niedobre. Górka ma rację. Zjedzmy owoce! Albo poliżmy plaster miodu! Szara Skała nam pożyczy. Proszę.
Większość z rodzeństwa obdarzyło ją niezbyt pozytywnym spojrzeniem.
Wtedy jednak do akcji wkroczyła Rzepakowa Gwiazda; otworzyła pysk, machając ogonem to na prawo, to na lewo. Agatka zmusiła się, by pozostać nieruchomo na swoim miejscu; pokusa polowania na majdającego ogona matki była olbrzymia, jednak suczka wiedziała, że powinna pokazać powagę. Nadzieja tliła się w jej sercu, że jej pomysł przez to przejdzie i zostanie zaakceptowany.
— Dzieciaczki — zaczęła wesoło dumna mamusia całkiem sporej liczby bachorów. — Każdy niech zje, to, na co ma ochotę! Ja zjem nuggetsy, są pyszne.
Szczenięta, a w tym Agatka, zawyły szczęśliwe; niektórzy cicho, u innych bardziej przypominało to sapnięcie, jednakże wszyscy zaczęli szukać swojego wymarzonego dania; niektórzy rozwalili stertę zdobyczy, inni, a w zasadzie jedynie Agatka, udała się do legowiska medyka, wyżebrać stanowczością i magicznymi słówkami jakiś wegetariański posiłek; czy to jakieś nieszkodliwe, jadalne (i niepsychoaktywne) zioła, albo też kapkę miodu czy owoców.
***
Z pełnym brzuchem Agatka znów zaczęła snuć rozważania o przepowiedni; najedzona odzyskała energię i zapał. Rozmyślanie o swojej wyjątkowości i specjalności dawało jej mnóstwo radości, a za każdym razem, gdy wracała myślami do snu, utwierdzała się w przekonaniu, iż był on niezwykły, specjalny i jakże ważny.
Tego dnia próbowała jeszcze porozmawiać sam na sam z bratem, jednak okazje nie przychodziły; to mama zawołała na drzemkę, to jakaś wojowniczka czy wojownik przyszli ich podziwiać, to znowu Węgorzyk czy Kłaczek znaleźli jakiegoś żuka. Poza tym w żłobku nie byli sami, a liczne rodzeństwo, w tym dwaj starsi bracia znacznie się do tego przykładali.
Dopiero wieczorem, gdy Rzepakowa musiała wyjść by spełniać swoje obowiązki przywódczyni (które zresztą i tak w większości spadły na jej partnera i jednocześnie zastępcę), sytuacja sprzyjała planom Agatki, które suczka zdążyła już w ciągu dnia kilkakrotnie przemyśleć i zmienić.
Znaczna większość szczeniąt położyła się spać, parę rozmawiało cicho między sobą, co jakiś czas wybuchając śmiechem. Agatka szturchnęła Nagietka, zachęcając go, by wyszedł razem z nią ze żłobka.
— Chodź — wymamrotała, dziko rozglądając się po otoczeniu, by upewnić się, że uwaga żadnego z obecnych w żłobku psów nie jest skupiona na niej czy bracie. — Tylko na chwilę! Nikt nie zauważy.
Mina Nagietka na usłyszane słowa była nieodgadniona. To w jego oczach obecne były niepewne błyski, to ogon delikatnie zamerdał; przy tym piesek śladem za siostrą rozglądnął się po pomieszczeniu, najpewniej zastanawiając się, czegoż Agatka tak wypatruje.
— Ale… Po co? — wyszeptał możliwie najcichszym tonem. — Chyba nie możemy-
Agatka strzepnęła zdenerwowana ogonem.
— Musimy porozmawiać! — zarządziła konspiracyjnym tonem. — Tyle czasu myślałam nad naszym przeznaczeniem! Śniła mi się krew, prawda?
Nagietek przełknął ślinę i zlustrował siostrę badawczym spojrzeniem; wyglądał na zaniepokojonego.
— Tak, śniła mi się krew… — odpowiedziała sama sobie. — Powinniśmy więc poszukać śladów na zewnątrz obozu! Śladów, które pokazałyby nam, jak dokładnie zinterpretować przepowiednię, o czym ona mówi, czego mamy szukać… To ułatwiłoby nam późniejszy trening na wojownika! Zostalibyśmy… — przerwała. — Ej, właśnie. Kim chcesz zostać jako dorosły? Powiedz mi, proszę. Ja chcę być liderką, wiesz? — poprosiła, po czym wróciła do tematu. — I powiedz mi przede wszystkim, czy się zgadzasz. To ważne. Czuję to.
Nagietek spoglądnął niepewnie przez okno w żłobku. Świat na zewnątrz powoli spowijała ciemność; słońce, wielkie i pomarańczowe, zsuwało się powoli po niebie, by zniknąć za horyzontem. Nocne chmury okalały już po części nieboskłon, a gdzieniegdzie przez ich grubą zasłonę dało się zobaczyć błyszczące, jasne punkciki gwiazd. Bez dwóch zdań nie była to bezpieczna pora dla dwóch samych, młodych szczeniąt; na obrzeżach miasta czyhały lisy i borsuki, w centrum jeździły zabójcze Potwory. Kolejnym problemem były uważne, chociaż w tamtym momencie zajęte sobą szczenięta z miotu; bez wątpienia chociaż jeden z nich skapnie się, jeśli Agatka bądź Nagietek będą wychodzić i naskarży mamie, czy też tacie.
Dla „przepowiedni” Agatki było to być albo nie być. Nagietek, pod wpływem głosu rozsądku mógłby przemówić siostrze do rozumu, tym samym niszcząc jej plany na krótki wypad z obozu, by szukać kolejnych znaków od Gwiezdnych. Mógł również — na co Agatka liczyła — zgodzić się z nią i wymknąć się z obozu; no, chyba że spotkaliby na swej drodze wojownika, wojowniczkę, czy też starszego, który od razu odprowadziłby ich z powrotem do żłobka…
<Nagietkowa Łapo?>
[1126 słów, Agatowa Łapa otrzymuje 11 punktów doświadczenia i 2 punkty treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz