Początek opowiadania ma miejsce na zimowym zgromadzeniu, druga część po przejściu w teraźniejszości.
— No wiesz, Mech zwykle na zewnątrz nie lubi chyba wszystkich psów — stwierdziła Sikorka, wciskając po dzisiejszym zajściu do tej kategorii i Białego — Ale wydaje mi się, że tak naprawdę niektóre lubi. Pewnie gdzieś w środku ciebie też kocha na swój dziwny omszony sposób. W końcu jesteście rodziną!
— Mam nadzieję — Uśmiechnął się syn Rzepy.
— Wiesz, że nawet przyszedł na ostatnie dwa treningi? Myślę, że też zaczyna mnie lubić. Może uda mu się utrzymać taką frekwencję dłużej?
— Serio? — Rozpromienił się Nagietek. — Czyli chyba faktycznie udało ci się go do siebie przekonać. Gratulacje!
Sikorkowa Łapa również się rozpromieniła. Ta pochwała bardzo jej się spodobała, szczególnie że pochodziła od przyrodniego brata jej mentora, musiał wiedzieć coś na ten temat, prawda?
— Tak w ogóle, to jak u twojego mentora? Znaczy Ciepłej Pleśni — dodała, ponieważ nie chciała przypadkiem zmylić rozmówcy, bo wydawało się jej, że w miarę wiedziała co u Drżącego Szeptu.
Uczeń nagle spoważniał. To był jego czuły punkt. Jakaś część mózgu Sikorki zaczęła migać na czerwono, ostrzegając ją, że stąpa po kruchym lodzie, ale suczka rzadko kiedy zwracała uwagę na takie sygnały. Pamiętała, jak nie raz widziała trening tej dwójki dzieciaków Rzepakowej. Była zachwycona tym, jak dobrze się dogadywali! To było okropnie urocze. Podejrzewała, że te całe legendarne już dzieci Ciepłego i jego partnerka — jak przypuszczała Sikorka, chociaż jak się już dawno przekonała, niekoniecznie musiała być to ona — prawdopodobnie odstawiły ucznia na dalsze miejsce. Wręcz na pewno, przecież brat Mcha dosłownie odszedł do innego klanu, dla nich. Uczennica miała nadzieję, że kiedyś też będzie miała kogoś, dla kogo byłaby w stanie coś takiego zrobić. Chociaż… znając swój własny charakter, nie miała pewności, czy kogoś takiego nie było. Bardzo łatwo było jej się przywiązywać, nawet bez wiedzy drugiej osoby.
— Nie widziałem go od dawna… tęsknię za nim. Wierzę, że niedługo się zobaczymy — Jego głos brzmiał, jakby za chwilę miał się złamać. Co robiło wrażenie, udawało mu się utrzymać neutralny ton.
— Jak mógł cię tak zostawić? Co za kurwa. — Zrobiło się jej okropnie szkoda Nagietka.
To jedno słowo, zapożyczone oczywiście od Mcha, wypadło z pyska Sikorki tak niespodziewanie, że sama była nim nawet zaskoczona. Pierwszy raz użyła sformułowania aż tak wulgarnego. Prawdopodobnie wszystkie stworzenia na Ziemi poczuły potężne zaburzenie w mocy po tych słowach. Czerwona lampka w jej mózgu przestała migać, świeciła się teraz oślepiającym światłem i wydawała głośny odgłos syreny alarmowej. Do suczki dotarło, że chyba złamała pod swoimi łapkami ten kruchy lód. Pożałowała, widząc minę Nagietka.
— Nie mów tak o nim. — Speszył się. — Musi opiekować się swoimi szczeniakami. To… nie jego wina.
Uczennica zdziwiła się, że jego reakcja była na tyle spokojna. Czuć było z daleka, jak w jego wnętrzu emocje buzują, niczym ogromne stado szerszeni, zamknięte w niewielkim plastikowym pudełku. Doszło do niej, jak paskudnie się zachowała. Nigdy jeszcze nie obraziła świadomie i na poważnie innego psa!
— Przepraszam! — odpowiedziała ze szczerym żalem — Wymsknęło mi się… Nie powinnam cytować Omszonej Krtani — skarciła samą siebie.
— Nic się nie stało — powiedział krótko.
Po raz pierwszy zapadła niezręczna cisza. Sikorka czuła się okropnie, a kolega z klanu chyba nie lepiej. Nie wiedziała co zrobić. Pospiesznie próbowała wymyślić jakiś żart lub coś w tym rodzaju, by trochę rozluźnić atmosferę, ale jej umysł nagle stał się całkiem pusty.
— Chyba powinnam już wracać, inaczej tu zamarzniemy — stwierdziła.
✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧
Od jej ostatniej głębszej rozmowy z Nagietkiem minęło na tyle dużo czasu, że z Sikorkowej Łapy stała się Melodią, a i jej przyjaciel, jak nazywała go z dumą i nadzieją w umyśle, był teraz Nagietkowym Porankiem. Czas pomiędzy zgromadzeniami wydawał się nudny i spokojny, pomimo iż działo się wtedy naprawdę wiele. Zaczęło się lato, Flumine zostało odbite i zginęła masa psów: dwóch przywódców i medyk oraz kilku zwykłych wojowników. Sikorka trochę o tym myślała. Czy nazwanie ich zwykłymi byłoby odpowiednie? W końcu mieli pewnie swoje rodziny i przyjaciół, dla których byli ważni. Tak samo jak Lelek był ważny dla niej. Większość toków myślowych kropciatej wojowniczki sprowadzało się ostatnio do najciekawszego, możliwe, że kulminacyjnego, ale i najbardziej tragicznego do tej pory momentu w jej życiu. Nie mogła przestać się zastanawiać, jak, czemu i co gdyby. Co ją lekko przerażało, nie miała ochoty lamentować, raczej kierowała nią chłodna ciekawość. Pierwsze chwile, zaraz po wypadku były wyjątkiem, szok i ogólna grobowa atmosfera były ciężkim do przezwyciężenia połączeniem, ale później… wiedziała, że powinna być smutna i tego się od niej wymaga, nawet szczególnie od niej, znając jej charakter, w końcu umarła jedna z najbliższych jej osób, której nigdy już nie spotka. Umysł suczki przeszedł z tym jednak po prostu na porządek dzienny. Stał się może bardziej ponury i skomplikowany, ale nie mokry od łez. Bardziej niż żal, czuła swego rodzaju nostalgię i zmęczenie, ale niewiele więcej.
O zaproponowanym podczas rozmowy z Nagietkowym Porankiem na zgromadzeniu spacerze, przypomniała sobie kilka dni później. Zamierzała to wykorzystać, dopóki pamiętała. Jak chciała zdobyć rangę przyjaciółki, skoro go unika? Czym prędzej zaczęła go szukać. Nie zajęło jej to długo.
— Cześć Nagietek, mogę cię wyrwać na obiecany spacer, czy robisz coś ważnego? — zagadała wojownika.
Pies odwrócił się zaskoczony, ale widząc ją uśmiechnął się.
— Oczywiście, to dla mnie zaszczyt — odpowiedział śmiejąc się pogodnie.
— W takim razie zapraszam — oznajmiła suczka i zadowolona, że udało jej się tak łatwo, starając się nie ukazywać nadmiernej euforii, żeby nikt nie wyzywał jej od psycholi, za nie przeżywanie żałoby, podreptała w kierunku wyjścia z Magazynu, mając nadzieję, że czarno-biały pies idzie za nią.
<Nagietkowy Poranku?>
[886 słów, Sikorkowa Melodia otrzymuje 8 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz