Słońce już zaszło, a księżyc piął się coraz wyżej po niebie, przyciągając jednocześnie mrok i odsłaniając skrywane pierwotnie przed oczami niegodnych, by je ujrzeć, gwiazdy. Wiatr już dobrą chwilę temu przegonił kłębiaste, zimowe chmury a wraz z nimi śnieg, co było dobrą wiadomością po dniu pełnym opadów. Lodowe płatki były co prawda śliczne, ale nie pomagały zmarzniętym psom, kiedy trzeba było tak, jak dziś spędzić dłuższy czas poza magazynem.
Wreszcie po długim, męczącym okresie czekania nastąpiła ta noc, do której Nagietkowa Łapa przygotowywał się od tygodnia z największym zaangażowaniem i skupieniem, na jakie było go w owym czasie stać — noc pełni, Zgromadzenie Klanów.
Rzepakowa Gwiazda dokładnie ćwierć księżyca temu, rozmawiając ze swoim najmłodszym potomkiem, napomknęła mu o zamiarze wysłania go tam. Chociaż Uczeń nie mógł nikomu o tym powiedzieć... Szczerze? Chyba wcale nie odczuwał takiej potrzeby. Był szczęśliwy, że zobaczy psy z innych klanów. Jakoś dziwnie tym razem... ucieszyło go to! Jednocześnie brązowooki był po prostu wręcz niemożliwie wdzięczny swojej mamie za możliwość przygotowania się do uczestnictwa w zbliżającym się wydarzeniu. Dzięki temu nie stresował się tak bardzo, kiedy już przyszedł czas na wędrówkę pod Srebrne Drzewo. Miał dodatkowy czas i ogromną motywację do cięższego treningu, który był mu potrzebny do utrzymania spokoju ducha. Cóż, Ognisty sam przez jakiś czas nie wiedział, dlaczego akurat przed tym Zgromadzeniem czuł potrzebę, aby podszlifować swoje umiejętności. Gdy rankiem się o tej potrzebie przekonał, do wieczora wydawało mu się, że przyczyna tego zjawiska jest nieistotna. Tak czy inaczej, czuł do tego wewnętrzny przymus i fale motywacji. Jednak im dłużej zaprzątał sobie tym głowę... im dłużej zastanawiał się, co go do tego skłania, tym bliższy był odpowiedzi na swoje pytanie. W końcu po trzech dniach ostrego treningu z Drżącą w jego łebku praktycznie znikąd pojawiło się rozwiązanie, na które... po namyśle wolałby wcale nie wpadać.
Nagietek przez cały ten czas podświadomie miał nadzieję — nie ważne, jak nikłe były na to szanse — zobaczyć Ciepłego nadchodzącego wraz ze swoją wybranką w kierunku Srebrnego Drzewa w dniu Zgromadzenia. Nakrapiany przyszedłby na miejsce punktualnie o czasie, uśmiechnąłby się, jego różnokolorowe oczy zaczęłyby szukać młodszego brata, a potem, kiedy w końcu by się spotkali... Nagietek wyprzytulałby go za wszystkie czasy! Och, jaka radość spływała do jego rozochoconego serduszka, kiedy wyobrażał sobie tę scenę. Gdyby tylko Ciepły wiedział, jak bardzo za nim tęsknił! Wróciłby od razu, choćby na krótką chwilkę, aby się z nim zobaczyć! Młodszy samczyk byłby najszczęśliwszy na świecie, mogąc znów go zobaczyć! Był ciekawy, czy jego braciszek tęskni za nim, chociaż w połowie tak bardzo jak on. A może nawet tęsknił bardziej? Nie mógł się doczekać ich spotkania na Zgromadzeniu!
Dość długi moment zajęło mu wtedy nawet tylko częściowe uspokojenie się. Burza emocji przyćmiła mu to, nad czym miał pierwotnie się zastanawiać. Kilka uderzeń serca później jego myśli wróciły na właściwe tory. Zgromadzenie... Tak, zgromadzenie! Dlaczego chciał trenować ciężej przed zgromadzeniem? Teraz wydawało się to jasne jak samo słońce! Mógłby opowiedzieć o tym Ciepłej Pleśni! Chciał, żeby jego ulubiony na świecie, najukochańszy brat był z niego dumny, a gdyby na Zgromadzeniu dowiedział się, jak bardzo starał się Nagietek pod jego nieobecność, z pewnością tak by było! Ciepły nawet nie miał pojęcia, jak bardzo niewinne, nagietkowe serduszko radowało się na myśl o spotkaniu z nim!
Dlatego też zrobiło mu się nagle okropnie przykro, kiedy dobiła się do niego myśl, że najpewniej wcale go tam nie zastanie. Może i Ciepła Pleśń był obecnie w innym klanie, ale wciąż był Wojownikiem Industrii. Nikt spoza Ognistych raczej nie wytypowałby go do uczestnictwa w Zgromadzeniu.
Tylko dlaczego to musiało być tak załamująco przykre? Już sama myśl o niezobaczeniu brata — w obliczu tej maleńkiej szansy, że mogłoby być inaczej — sprawiała, że łzy same cisnęły mu się do oczu. Jak długo jeszcze będzie musiał tęsknić za Ciepłkiem, zanim on wróci? Dlaczego to takie niesprawiedliwe? Nagietkowa Łapa zadawał sobie te pytania przez pół nocy, nie mogąc przestać płakać. Następnego dnia niestety wciąż żył wczorajszymi przemyśleniami i obawami. Nawet jego mama, Rzepakowa, zauważyła, że jej synek stał się ostro przygaszony. Po posiłku dyskretnie zaprosiła go „na stronę”, a kiedy już byli sami... postanowiła zapytać go wprost, co mu leży na duszy.
— Skarbie, wszystko w porządku? — zaczęła niezbyt głośno czarno-biała. Jej ciemnorzepakowe, troskliwe spojrzenie spoczęło na najmłodszym z potomków, który spodziewając się podobnego pytania, westchnął cichutko.
— Nie wiem. — W oczach psa widać było trawiące jego duszę wątpliwości. Nie wiedział, czy powinien martwić mamę tym, co go zasmucało. Jego serduszko podpowiadało mu, że potrzebował szczerej rozmowy, ale rozsądek krzyczał, że Rzepakowa Gwiazda miała na głowie całą Industrię, a nie tylko jego złe samopoczucie. — Nie spałem — odpowiedział w końcu. — ...i przykro mi.
— Opowiesz mi, co się stało? — zapytała, po czym polizała go lekko po głowie.
Nagietek przybliżył się do niej.
— Będzie mi bardziej przykro.
Gwiazda nie czekała długo. Przybliżyła się do tej rozemocjonowanej kulki i przytuliła ją najbardziej uczuciowo i ostrożnie, jak tylko potrafiła. Nagietkowa Łapa wtulił się w nią jak za czasów, kiedy był jeszcze malutkim, potrzebującym ochrony szczeniaczkiem.
— Teraz powinno być lepiej...
Collie kiwnął krótko łebkiem. Rzepakowa czekała, aż jej synek zbierze siłę do odezwania się, co nastąpiło po kilku uderzeniach serca i dłuższej chwili ciszy.
— Tęsknię za Ciepłym — mruknął ledwo słyszalnie. — Już strasznie długo go nie ma. — Głos ucznia załamał się lekko. — Wiem, że ma szczeniaki i musi się nimi zająć i to niemądre chcieć, żeby wrócił... ale bardzo, bardzo za nim tęsknię. — Z jego ciemnych, niewinnych oczu zaczęły ciec pojedyncze łezki. — Boję się, że nie będzie mnie już pamiętał... Mamusiu... czy Ciepły o mnie zapomni? — wychlipał cieniutkim głosem.
— Huh? Oczywiście, że nie zapomni — zaprzeczyła stanowczo. — Ma teraz dużo obowiązków, ale na pewno wróci, a wtedy wszystko się ułoży. Musisz zrozumieć, że narodziny szczeniaków to nie taka prosta sprawa... Przy takich maluszkach trzeba ciągle być, a ich mama też musi czasem odpocząć. Ciepła Pleśń musi jej pomagać, szczególnie że oboje mają teraz z pewnością sporo stresu... Musisz wspierać swoje rodzeństwo. Możesz pomodlić się do Gwiezdnych, aby opiekowali się Ciepłym. I... ty nie zapomniałeś o nim, dlaczego on miałby zapomnieć o tobie, skarbie? Na pewno też za tobą tęskni, myśli o twoim treningu i o reszcie rodziny. — Leciutko, przyjacielsko go szturchnęła i uśmiechnęła się. — Nie martw się o to... Jeszcze zdążysz spędzić z nim mnóstwo czasu. Ciepły mocno cię kocha... Nawet na zastępczą mentorkę dla ciebie wybrał najlepszą osobę, jaką znał — uspokajała go. — Uwierz w niego, kochanie.
— Wierzę — mruknął, ocierając słone łezki z mordki. — Kocham cię, mamo.
Rzepakowa Gwiazda uśmiechnęła się.
— Też cię kocham, Nagietku... ale prześpij się chociaż chwilę. W porządku? — Zerknęła tylko czy jej syn się zgadza. Oboje wiedzieli, że młodszy musi odpocząć.
✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧
Wracając do dnia Zgromadzenia. Trudno było nie orientować się choćby minimalnie w obecnej sytuacji czy to w Industrii, czy Flumine, dlatego Nagietkowa Łapa podejrzewał, że tym razem nie prędko opuści Gwiezdny Szczyt, będący miejscem dyskusji między wszystkimi klanami. Niemniej, postanowił, że nie zrezygnuje ze starania się dla Ciepłej Pleśni, nawet jeśli ma go tym razem nie spotkać, bo dzięki mamie wiedział, że prędzej czy później to na pewno nastąpi. Już w kilka dni przed zgromadzeniem zaczął o wiele bardziej się starać, czasem nawet ponad własne możliwości. Nie nauczył się wielu nowych rzeczy, ale postawił sobie za cel doszlifować choćby trochę te, które już posiadał.
— Pozwól mi, proszę, spróbować jeszcze raz, chcę się poprawić...! — To zdanie sformułowane na różne sposoby Drżący Szept słyszała ostatnimi czasy zdecydowanie częściej niż zwykle.
— Dobrze, tylko spokojnie... Spróbujmy znowu. — Mówiła za każdym razem, jeśli tylko nie było już na to zbyt późno. Tak było i tym razem.
— Najważniejsze jest, żebyś się nie zachwiał przed skokiem. Jest dość ślisko, ale masz pazury. Wybij się ze stabilnej pozycji i włóż w przytrzymanie się na początku więcej siły, dobrze? Wtedy dasz radę się wyżej wspiąć. — Taką instrukcję otrzymał od białej suczki dwa wschody słońca przed zgromadzeniem.
Nigdy nie pokazała mu ona w praktyce, jak to się robi, ale jej wytyczne były na tyle dokładne, że uczeń zawsze wiedział, co akurat zrobił źle i jak to ewentualnie poprawić. Lekko zadyszany wziął kolejny rozbieg, ale został zatrzymany przez mentorkę.
— Chwileczkę, czekaj... Napij się wody, ćwiczysz już długo.
— Mógłbym jeszcze trochę... — zaoponował, chowając wystawiony ze zmęczenia język. — Potrafię, Proszę Pani, naprawdę! — Jego determinacja była urocza, ale Drżący Szept miała swoje ideały nie do podważenia. Obiecała jego bratu, że dobrze się nim zajmie podczas jego pobytu w Ventusie i zamierzała dotrzymać obietnicy.
— Możesz kontynuować, ale odpocznij najpierw chwilkę.
Cóż, nie mając zbyt wielkiego wyboru, posłuchał jej polecenia. Kiedy czas przerwy minął, Nagietek wskoczył na wskazane przez starszą, delikatnie pochyłe drzewo. Włożył w utrzymanie się na gałęzi masę wysiłku, ale w końcu, po kilkunastu upadkach patrzył na swoją mentorkę z góry!
— Udało mi się! Wszedłem, wszedłem!
— Jestem z ciebie dumna, Nagietkowa Łapo!
— Chcę spróbować jeszcze raz!
Drżąca cicho zaśmiała się pod nosem:
— Najpierw zejdź na ziemię!
Syn Sowiego Pazura czuł się okropnie szczęśliwy. Miał nadzieję, że będzie miał okazję pochwalić się swoimi osiągnięciami rodzinie. Może nawet Omszona Krtań byłby pod wrażeniem? Pochwała od najstarszego brata wydawała się najbardziej nierealna, ale znaczyłaby bardzo dużo dla Nagietkowej Łapy.
Kilka godzin przed pójściem w wyznaczone miejsce tak, jak zawsze postarał się wykonać wszystkie swoje uczniowskie obowiązki. Bardzo się do nich przyłożył, a jako że skończył przed czasem, pomyślał, że krótkie przypomnienie z ostatniego treningu nie powinno być źle. Przypominał sobie powoli wszystkie słowa swojej zastępczej mentorki i próbował samodzielnie sprawdzić, czy na pewno wszystko pamięta. Wszedł na drzewo z łatwością, co uspokoiło go, choć w minimalnym stopniu. Wczorajszy wyczyn nie był przypadkiem. Mógł w końcu uznać, że wspinaczka mu wychodzi. Z zadowoleniem zeskoczył z drzewa. Podziwiał to, jak Drżąca była w stanie uczyć go wspinaczki wyłącznie słowami, ale jego wewnętrzny głosik był przekonany o tym, że miała coś w tej kwestii do ukrycia. Z innych przemyśleń... chyba bardziej cieszyłby się ze swojego sukcesu, gdyby widział go Ciepły lub... gdyby pochwalił go Mech, którego Nagietek mimo strachu podziwiał. Niestety na to musiał sobie jeszcze poczekać i porządnie zapracować. Miłe słowa od Omszonej Krtani były cięższe do zdobycia niż truskawki w porze nagich drzew, ale zdecydowanie warte zachodu.
Pies, wyglądający jak border collie, postanowił przypomnieć sobie jeszcze Kodeks Wojownika przed wyruszeniem na Gwiezdny Szczyt. Co prawda powtarzał go sobie tyle razy, że teraz już prawdopodobnie znał go lepiej niż własne imię, ale kolejna powtórka nigdy mu nie zaszkodziła. Była to jedna z kilku rzeczy, jakich nauczył go Ciepła Pleśń jeszcze przed wybyciem do innego klanu. Nagietek nie potrafił udawać, że za nim nie tęskni, ale dzięki Rzepakowej był już świadomy tego, że po prostu musi na niego zaczekać. W tym czasie... postara się być jak najlepszym uczniem dla Drżącego Szeptu.
Zaczął przechadzać się wzdłuż ścian magazynu, powtarzając kolejne punkty Kodeksu Wojownika.
— Broń swojego klanu nawet za cenę życia. Można zawierać przyjaźnie z psami innych klanów, ale bądź lojalny wobec własnego, gdy będziesz musiał stanąć do walki z przyjacielem. — Szeptał w skupieniu. Gdyby jakiś pies stanął teraz przed jego nosem, on by go nie zauważył, najprawdopodobniej wchodząc w niego. — Nie przekraczaj granic pozostałych klanów i nie poluj na ich zwierzynę... Uczniowie i wojownicy mogą pożywić się dopiero po starszych, szczeniętach i suczkach ciężarnych lub karmiących. Uczeń nie może zjeść, dopóki nie nakarmi starszych lub nie otrzyma pozwolenia. Chorzy i zranieni wojownicy oraz uczniowie mogą jeść wraz ze starszymi. — Tu zatrzymał się na chwilę. Na pewno nic nie pokręcił? Przeanalizował jeszcze raz swoją wypowiedź. Nie, chyba wszystko było w porządku. Mówił dalej, wygłaszając kolejno następne punkty. — W trakcie pełni księżyca odbywa się spotkanie czterech klanów. W czasie jego trwania panuje rozejm. — Liczył każdy kolejny punkt. Wreszcie doszedł do piętnastego. — Każdy klan jest wolny i niezależny, ale w czasie kłopotów powinny się zjednoczyć w walce ze wspólnym problemem, aby zachować w istnieniu wszystkie cztery klany.
Kiedy w końcu nadszedł czas na zjawienie się w wyznaczonym miejscu, był dobrej myśli. Niestety tak jak podejrzewał, nie zastał Ciepłej Pleśni... Za to zjawił się Mech, który był chyba wyjątkowo tym razem nie w humorze. Nagietek obawiał się, że ktoś mógłby się z nim pokłócić i że jeszcze bardziej zepsuje mu to humor. Może coś mu się stało? Powinien do niego podejść i zapytać o to? Młody pies mocno się wahał. Mech chyba by na niego nakrzyczał, gdyby teraz do niego podszedł. Uch, decyzja była trudna. Może on też tęsknił za Ciepłą Pleśnią? Jeśli tak, nigdy nie powie o tym Nagietkowi. W końcu odwrócił wzrok w stronę innych psów. Starał się tym zbytnio nie przejmować.
W końcu odezwał się któryś z psów, którego z tej odległości Nagietkowa Łapa nie mógł rozpoznać, chociaż starał się... może po prostu go nie znał?
— Widzę, że wszyscy są już na miejscu. W takim razie chciałbym jako pierwszy zabrać głos. — Nie ma z nami Flumine. Nakrapiana Gwiazda nie żyje. W skrócie dużo psów z Industrii musiało uciec. — Zmierzył nagle wzrokiem Rzepakową Gwiazdę i Sowiego Pazura. — Prawdziwy terror dzieje się u wodnych. — Nagietek zaniepokojony spojrzał na ojca, podejrzewając, że ten się wścieknie. Nic takiego się jednak nie stało. I mama i tata byli spokojni. W przeciwieństwie do najstarszego brata.
— Aha, czyli to tam uciekli ci porypańcy? — parsknął śmiechem. Reakcja Omszonej Krtani wydała się Nagietkowej Łapie absurdalnie nie na miejscu.
— Um, nie jestem pewny czy to adekwatna reakcja...
Nie ukrywając... bardzo bał się zwrócić uwagę bratu, nie chciał mu też podpaść. Zwyczajnie współczuł Wodnym i uważał, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca. Ciągle myślał o Kodeksie Wojowników. Napaść na Flumine nie była dobra dla nikogo, przynajmniej jego zdaniem.
Zgromadzenie toczyło się dalej, a Nagietkowa Łapa starał się nadążać. Czasami nawet wygłaszał swoją opinię, raz zacytował nawet fragment Kodeksu Wojowników, ale... chyba inni niezbyt się na tym skupili. Działo się dość sporo — Mech i Biały się pożarli i ciężko było ich rozdzielić, do Nagietka zagadała uczennica z jego klanu, Jazgot z Bezgwiezdnych powiedział o pchłach we wszystkich klanach i swoich szczeniętach. Wszystko wydawało się być w porządku, ale Omszona Krtań znowu nie umiał zatrzymać niestosownych komentarzy dla siebie.
— O ta, mój brat się puścił z jakimś milfem z Ventus i ma szczyle — parsknął. W Nagietku aż się zagotowało. Dlaczego on tak mówił o szczeniaczkach Ciepłego?
— Jesteś ich wujkiem, spryciarzu!
— Niestety — parsknął. — Wiecie co, mam lepsze rzeczy do roboty.
— Jeden problem mniej. — Szepnął ciszej. Sam nie mógł uwierzyć, że takie słowa przeszły mu przez gardło, ale nie zamierzał puszczać płazem takich słów. Szczególnie na temat swojego Mentora.
Po tym wyrazie niezadowolenia ze strony Omszonej Krtani psy zaczęły się już rozchodzić. Nagietek widział nawet odchodzącą za Mchem Sikorkową Łapę, która później jednak wróciła i przysiadła się do niego. Zmartwiony ujemną temperaturą w pewnym momencie zasugerował jej powrót, czemu odmówiła.
— Wiesz, ty możesz już iść, jeśli chcesz, ale ja chyba tu zostanę. Tu jest całkiem miło — przyznała, znów zerkając na Nagietka z nieodgadnionym blaskiem w oczach.
Najmłodszy syn Rzepakowej Gwiazdy już wcześniej zwrócił swoją uwagę na lodowatozimny błękit jej przenikającego, ale bardzo miłego dlań spojrzenia. — Jakoś nie chce mi się spać, a poza tym, boję się, że spotkam zdenerwowanego Mcha. Nie chcę mu przeszkadzać. — Dodała z lekkim zmieszaniem.
Sikorkowa Łapa odgarnęła śnieg z podłoża i ułożyła się z gracją na zamarzniętym od jakiegoś czasu piasku. Nagietkowa Łapa pomyślał przez chwilę, że powinien zaprotestować, szczególnie widząc, jak suczka trzęsie się z zimna, ale kim był, by podważać decyzję nowej koleżanki?
— W takim razie, pozwól, że będę ci towarzyszyć. — Odpowiedział, na co ona zgodziła się, nie kryjąc rozkwitającego powoli na jej pysku uśmiechu. Samiec ułożył się blisko niej, również pozbywając się śniegu, jaki mógł mu w tym przeszkodzić. — Kiedy będziesz już chciała wracać, pójdę z tobą.
— Jasne, powiem ci kiedy. — Posłała mu miły uśmiech. — Chociaż trochę czasu może minąć — zastrzegła od razu.
— Szczerze, nie przeszkadza mi to. Noc jest ładna, nie pada śnieg... Przede wszystkim dobrze widać gwiazdy i księżyc.
— To takie ważne? — Zapytała z zaciekawieniem, nieśmiało przysuwając się do samca w celu ogrzania się. Nagietkowa Łapa zrozumiał szybko jej motywy i jeszcze się przybliżył. Im obojgu zrobiło się cieplej.
— W rzeczywistości... wcale nie — odparł po tej chwili zastanowienia. — Po prostu mam ochotę na nie dziś popatrzeć. Lubię jak migotają... Najbardziej lubię te, które lśnią na czerwono.
Córeczka Jagodowej Mgły i Deszczowego Podmuchu kolejny raz tej nocy spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Zarówno ona jak i jej towarzysz widzieli w nim coś magicznego, chociaż każde z nich doceniało widziany krajobraz na swój sposób, z zupełnie różnych i tylko sobie znanych powodów.
— Jak idzie ci trening? — Zapytał pół tonu ciszej niż wcześniej, dalej obserwując przezrocze nieboskłonu. — Słyszałem, że Omszona Krtań cię unikał.
Sikorka skinęła głową.
— Nie jest najgorzej, ale najlepiej... też nie. Trudno z nim współpracować jak go nie ma, ale kiedy jest... myślę, że jest w porządku.
— Ja nauczyłem się ostatnio zdecydowanie lepiej wspinać na drzewa — przyznał. — Długo próbowałem z Drżącym Szeptem, ale w końcu udało mi się... chociaż nie pokazała mi, jak dokładnie powinienem to zrobić.
— Pamiętam, że kiedy Mech mnie uczył polowania, też tylko mówił, co powinnam robić — zastanowiła się. — Właściwie, nie lubisz go? — Nie wydawała się zachwycona domniemaną przez siebie odpowiedzią na zadane przed chwilą samcowi pytanie.
— Można by było tak pomyśleć — przyznał spokojnie, patrząc na bezlistne gałęzie drzewa, poruszane spokojnym wiatrem — ale to nie tak, że go nie lubię. Mech całkiem mi... imponuje w kilku dziedzinach. Może nie jest wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o zachowanie, ale dobrze walczy, nigdy nie boi się konsekwencji, mówi to co myśli, robi to, co chce... To wymaga dużej odwagi i chociaż praktycznie pewne jest, że Infernum go kiedyś pochłonie... Jestem dumny, że jest moim bratem. Mimo że pewnie nie będę miał okazji mu tego powiedzieć. Wygląda na to, że mnie nie lubi. I po dzisiejszym Zgromadzeniu myślę, że może nie lubić mnie nawet bardziej. Brzydko się zachowałem. — Nagietkowa Łapa mimo tego, że bał się przeszkadzać Omszonej Krtani na co dzień. Szanował go i w jakimś stopniu brał z niego przykład. Wtedy, gdy Mech nazwał tak brzydkim określeniem szczeniaczki Ciepłego, Nagietek się zdenerwował i przesadził przez emocje. Teraz żałował tego. — Kocham całą moją rodzinę. Mcha też kocham.
— Nie słyszałam jeszcze, żeby ktoś tak o nim mówił...
— Nie zaprzeczam, że ma wady, tak jak każdy... ale czasem lepiej skupić się na pozytywach, prawda?
Sikorkowa Łapa ochoczo pokiwała głową. Tylko Gwiezdni wiedzieli, co mogła mieć wtedy w głowie. Nagietkowa Łapa pomyślał wtedy, że jest całkiem urocza.
< Sikorkowa Łapo? >
[3001 słów, Nagietkowa Łapa otrzymuje 30 punktów doświadczenia + 30 punktów doświadczenia za event oraz 7 punktów treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz