Czyż to nie była piękna noc na zgromadzenie? Czyż każda noc nie była piękną nocą na zgromadzenie? Dla Sikorkowej Łapy zdecydowanie była. Bycie na zgromadzeniach należało do jednego z jej ulubionych przywilejów klanowych. Omszona Krtań, wydawał się bardziej zły, niż zwykle. Albo miał tylko taką minę, by nikt go nie zaczepiał? Możliwości było wiele. W każdym razie, nauczona doświadczeniem, suczka postanowiła zachować bezpieczną odległość od swojego mentora. Nie warto go denerwować jeszcze bardziej, prawda? Może wciąż nie była w pełni bezpieczna, ale przynajmniej lekko bezpieczniejsza, czyli jakieś pięć metrów przed nim, w otoczeniu wojowników ognistego klanu. Nie rozmawiała z nikim, bo czuła, że atmosfera jest jakaś strasznie napięta. Uznała, że powodem tego jest „sytuacja we Flumine”, jak nazywało ją wielu, ale była to tylko teoria. Pieskowa teoria. Zatopiła się we własnych myślach, by jakoś spożytkować czas na wędrówkę. Jedną z jej myśli było to, czy jej otp, Szczurek x Kłaczek, dziś ma szansę zbliżyć się bardziej do istnienia. Nie spodziewała się kompletnie, że ta „sytuacja”, czymkolwiek była, w klanie Wodnych zaszła tak daleko, że nie przyjdzie żaden z nich. Miejsce zgromadzeń było wyjątkowo puste tej nocy. Brak jednego z klanów widać było na pierwszy rzut oka. Jazgot powitał wszystkich jako pierwszy. Sikorka sama ledwo pamiętała, że kiedyś spotkała go a swojej wyprawie do lasu, jakieś dwanaście księżyców temu, a może i więcej, a on prawdopodobnie ledwie pamiętał ją. Funkcjonowali jak osoby, które skończyły jedną klasę, a potem rozeszły się w świat i przy każdym przypadkowym spotkaniu, udawały, że nigdy nie miały ze sobą nic wspólnego, by nie narazić się na krępującą sytuację. Przynajmniej Sikorka tak funkcjonowała, nie wiedziała, co o tym myśli Pan Jazgot. Wszyscy wymienili pozdrowienia (z wyjątkiem wybitnych jednostek, zbyt dumnych, by kogoś pozdrawiać).
— Widzę, że wszyscy są już na miejscu — Zaczął przemowę Brązowa Gwiazda – W takim razie, chciałbym jako pierwszy zabrać głos. Nie ma z nami Flumine. Nakrapiana Gwiazda nie żyje. W skrócie dużo psów z Industrii musiało uciec. Prawdziwy terror dzieje się u Wodnych.
Sikorkowa Łapa po raz pierwszy usłyszała wypowiedź jakiegoś autorytetu, o tej całej „sytuacji we Flumine”. Były co prawda plotki, ale w pysku przywódcy, brzmiało to dużo poważniej, niż „No, Piaskowa Mara podobno przyszła do ich klanu, zabiła Nakrapianą Gwiazdę i mianowała się przywódcą”.
— Aha, czyli to tam uciekli ci popaprańcy? — nie mógł się prawdopodobnie powstrzymać Mech.
Czy to tylko takie wrażenie, czy każde zgromadzenie, na którym była, zaczynało się praktycznie od jakiegoś zdania jej mentora, które wiele psów uznawało za obraźliwe, wobec którejś grupy społecznej? Jeśli mogła pozwolić sobie przewidzieć, co stanie się zaraz: ktoś się zdenerwuje, zacznie się wykłócać z Omszonym, ktoś inny im przerwie, zrobią skrót wydarzeń z sytuacji w klanach i wszyscy się rozejdą. Jedną z tych ktosiów mógł właśnie stać się Nagietkowa Łapa:
— Um, nie jestem pewny, czy to adekwatna reakcja… — zapieczętował swój los uczeń.
Uczennica nie spodziewała się, że jej rówieśnik ma odwagę postawić się Omszonej Krtani! Temu strasznemu, gburowatemu wojownikowi, który wygląda, jakby w każdej chwili mógł kogoś pobić i zostawić na poboczu, by się wykrwawił. Cieszyła się, że według prawa nie może tego tu zrobić i że technicznie rzecz biorąc, Sikorka jest po jego stronie. Spojrzała na Nagietka z zaskoczeniem i podziwem. Jazgot udał, że nie widzi, że zaraz może wybuchnąć bójka.
— To tragedia. Rozumiem, że masz z kimś stamtąd kontakt? — zapytał Brązowego.
— Mam kontakt z Klematisowym Korzeniem. Piaskowa Gwiazda przejęła tam dowodzenie. Oczywiście wiemy, skąd Piaskowa się wzięła. Tak czy siak, proponowałbym pomoc dla Klematisa i… — Po co pomagać, skoro nie potrafi swojego klanu obronić, przed kilkoma psami? — prychnął, jak zwykle rozpromieniony Sowi Pazur.
— Dobra, nie zesraj się stary dziadzie — warknął Mech.
Ciekawą sytuację spróbowała przerwać Górski Trel.
— Chyba właśnie z tego powodu powinni dostać pomoc, czyż nie? — zapytała nerwowo.
— Mógłbyś się chociaż trochę tym przejąć – syknął Biały, który nagle pojawił się obok, wyraźnie ignorując próby zachowania spokoju, przez kogokolwiek.
Mech również nie próżnował, by przypadkiem nie okazać się gorszym, we wszczynaniu kłótni.
— Może ty się tym przejmij i idź pomóc swojej dziewczynie.
Sikorkową Łapę kompletnie zbiło to z tropu. Myślała, że Biały i Omszony są very much gej, a tu niespodzianka, jednak nie do końca. Nie była na bieżąco z dramami miłosnymi swojego mentora, więc przysłuchiwała się tej kłótni z bezpiecznej odległości. Warto wiedzieć na wszelki wypadek, co tam się dzieje między nimi.
— Już się nie lubicie? — zapytała, ale nie doczekała się odpowiedzi.
— Sowi Pazurze, myślę, że to nie jest dobra droga. Bezgwiezdni... Nie będą się w to mieszać, ale Brązowa Gwiazdo, jeśli możesz, przekaż im, że każdy pies, który tego potrzebuje, znajdzie schronienie u nas - dobrodusznie odpowiedział z jednej strony Jazgot.
— Żebyś, kurwa, wiedział, że pomogę — równie dobrodusznie odparł z drugiej strony Biały, swojemu… swojemu Mchowi.
Słuchanie dwóch rozmów naraz nie było łatwym zadaniem, ale Sikorka była na tyle zdolna, że jakoś dawała sobie radę. Co prawda bardziej pasjonująca była kłótnia jej mentora z jego… ex? Chyba? Uczennica ciągle nie miała pewności, kim w tym momencie dla siebie są. Jednak informacji o sytuacji w innych klanach też należało wysłuchać, chociaż z przyzwoitości.
Kilka kolejnych, dość brutalnych i złośliwych zdań wyleciało z pysków dwójki wojowników, niczym rozżarzone węgliki, z gorącego pieca. Sikorka uważała, że każdego zraniłyby wyzwiska, którymi siebie nawzajem określali, ale tamci pozostawali nieugięci. Uczennica podejrzewała, że ich serduszka były połamane, ale nie mogli okazywać słabości, którą według nich prawdopodobnie był smutek. To raniło i Sikorkową Łapę, która nie lubiła, gdy ktoś tłamsił emocje, bo doprowadzało to tylko do frustracji i smutku takiej osoby, a Sikorka nie lubiła, gdy ktoś był smutny.
— Obawiam się, że nie dasz rady ich powstrzymać — powiedziała Nagietkowej Łapie, który, wbrew przewidywaniom suczki, nie ucierpiał cieleśnie, co było dobrym znakiem. Ciągle za to próbował rozdzielić niemal już skaczących sobie do gardeł wojowników, jakby jednak bardzo chciał ucierpieć.
— Nie da się ukryć, że mój brat ma niezły temperamencik — odpowiedział jej rówieśnik.
To zdanie otworzyło w umyśle Sikorki jakiś kolejny wymiar. Na początku nie zrozumiała, którego z psów bratem jest Nagietek, ale po chwili doszło do niej, że przecież jego matką, tak samo jak Omszonej Krtani, jest Rzepakowa przywódczyni jej klanu. I wszystko się wyjaśniło. Na przykład to, czemu ten psiak wyglądał jak jej kopia.
Kolejna lawina wyzwisk, uszczypliwości i otwartej wrogości przeleciała niczym wodospad między Mchem i Białym. Górka i Nagietek próbowali coś zdziałać w tej sprawie, ale nie dało to absolutnie nic. W końcu odezwał się Jazgot i zakończył to całe przedstawienie:
— Jeżeli skończyliście swoje przekomarzanie... Czy u was też jest problem z pchłami?
Faktycznie był. Uczennica Omszonego widziała osobiście, jak kilka psów niemal wyrywa sobie łapy, nie mogąc przestać się drapać. Była bardzo zadowolona, że jej nie dopadł ten problem. Kątem oka, Sikorka zobaczyła, że Biały odchodzi z dala od jej mentora. Przynajmniej Gwiezdni nie będą musieli nas karać — uznała.
— Naprawdę jesteś bratem Omszonej Krtani? — spytała Nagietka, chcąc potwierdzić w pełni swoją prawie potwierdzoną teorię.
— Cóż, tak, mimo że przyrodnim — odpowiedział szeptem, a później dodał już głośniej - W Industrii również są pchły.
— Ja też. Jak ćwierć klanu, która jest spokrewniona w zasadzie — wtrąciła się Górski Trel.
Sikorka posłała jej rozbawiony uśmiech. Najwidoczniej naprawdę wszystko kręciło się wokół Mcha.
— Szaleją chyba po każdym klanie — odpowiedział Jazgot na temat pcheł, a później, jakby chcąc przerwać niezręczną ciszę stwierdził — Adoptowałem szczenięta.
— Naprawdę? — ożywił się Nagietek — Jakie mają imiona?
— Szczeniaczki? — zawtórowała Nagietkowi uczennica Omszonego — Jak uroczo!
— Śnieżynka, Szakłak, Wymyślnik i Orchidea — dumnie oznajmił ojciec.
— Miejmy nadzieję, że urosną zdrowe i silne . Mają śliczne imiona — pogratulował uczeń.
— Zgadzam się w pełni — oznajmiła uradowana Sikorka, zakochana już w tych maluchach, nawet ich nie poznając — Gratuluję, będzie pan świetnym ojcem.
Jazgot grzecznie podziękował. Tym razem nie miał chyba pomysłu, jak przerwać krępującą ciszę. Mech prychnął coś jeszcze o tym, że Ciepła Pleśń uciekł z klanu i ma szczeniaki, a Nagietek bardzo ładnie go zgasił, co niezmiernie Sikorce zaimponowało po raz kolejny. Jej mentor był pierwszym, który postanowił wybyć, a ona nie wiedziała, czy powinna iść z nim, czy zostać z klanem. Zdecydowała, że woli żyć. Śmieszne jest to, że jej przepowiednia co do przebiegu zgromadzenia spełniła się całkiem nieźle.
— Już myślałem, że życie ci nie miłe — zaśmiał się Nagietek.
— Moje życie niemiłe jest chyba Rzepakowej Gwieździe, że mnie do niego przydzieliła — odpowiedziała półżartem. Lubiła Mcha, jak każdego innego psa, ale jakby nie zgodziła się ze zdaniem ucznia, mógłby uznać ją za stukniętą, a nie był to najlepszy wstęp do przyjaźni.
— Moja mama na pewno nie chciała źle... Pewnie jej celem było, żeby się wreszcie do czegoś przydał oprócz narzekania i przekleństw — bronił matki uczeń.
— Nie jest tak źle — pocieszająco mruknęła. Co prawda głupio było jej być uczniem w wieku dwudziestu księżyców, ale tak naprawdę nie winiła mentora. Nie był złą osobą, po prostu troszkę niemiłą, ale była pewna, że w środku jest po prostu pokrzywdzonym, małym i biednym pieskiem, albo coś w tym rodzaju.
Zamiast kontynuować rozmowę, zamilkła i spojrzała, na psy, powoli opuszczające miejsce zgromadzeń. Nie miała ochoty jeszcze wracać. To całe zgromadzenie nie było aż tak ciekawe, jak myślała, że będzie. Przynajmniej mogła przekonać się, że to, iż nigdy wcześniej nie miała okazji, by zaprzyjaźnić się z Nagietkową Łapą było bardzo smutne, bo wydawał się sympatycznym gościem. Musiała nagromadzić sobie pomysły na pytania, do nowego kolegi, więc by zagrać trochę na czas i nie pozwolić ciszy trwać dłużej, postanowiła skomentować tak ważny w rozmowach temat, jak pogoda. Obróciła pysk w kierunku księżyca w pełni i zmrużyła oczy.
— Bardzo przyjemna dzisiaj noc, prawda? Gwiazdy tak ładnie świecą — rozmarzyła się.
— Masz rację — odpowiedział Nagietek, który skierował oczy w to samo miejsce — Tamtym dwóm idiotom nie udało się na szczęście rozgniewać Gwiezdnych.
Uczennica zaśmiała się.
— Nigdy nie słyszałam kogoś, kto odważył się tak nazwać Omszoną Krtań.
— Naprawdę? Cóż, czasem ktoś musi to zrobić – odpowiedział z uśmiechem Nagietek.
— Hm, w każdym razie, jesteś bardzo odważny.
Uczeń skinął głową i podziękował nieśmiało za komplement. Nastała chwila ciszy, w której oboje bez słowa podziwiali gwiazdy, które wydawały się aż zaskakująco wyraźne na atramentowo-czarnym tle, jakim było niebo. Może Sikorka po prostu dawno na nie nie patrzyła? Srebrzyste Drzewo dodawało temu krajobrazowi dodatkowego uroku, wyglądając, jakby na jego liściach objawił się jakiś święty. W końcu milczenie przerwał syn Rzepy.
— Nie powinniśmy już wracać? — zapytał.
Suczka zorientowała się, że przez zagapienie, nie zauważyła, że pozostali już kompletnie sami na wzniesieniu.
— Wiesz, ty możesz już iść, jeśli chcesz, ale ja chyba tu zostanę. Tu jest całkiem miło. Jakoś nie chce mi się spać, a poza tym, boję się, że spotkam zdenerwowanego Mcha. Nie chcę mu przeszkadzać.
Jej łapy trzęsły się z zimna, ale nie zwracała na to uwagi. Odgarnęła śnieg wokół siebie i położyła się na zamarzniętym piasku.
<Nagietkowa Łapo?>
[1748 słów, Sikorkowa Łapa otrzymuje 17 punktów doświadczenia i 5 punktów treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz