Stare ściany opuszczonego dworku, zazwyczaj brązowe i pokryte licznymi ranami zadanymi przez czas, w świetle księżyca znów wydawały się białe, jak za dobrych dawnych czasów. Wielki dom Tenebris pogrążony był w ciszy, przerywanej jedynie przez ciche, obce odgłosy; dobywały się one z czarnej osady dwunożnych, przez której dziury prześwitywało jasne, słoneczne można by rzec, światło. Młodzi przedstawiciele gatunku „władającego” światem ganiali za sobą w radości, będąc z oddali jedynie czarnymi cieniami, a ich krzyki rozbrzmiewały echem w powietrzu, docierając do wielu, nasłuchujących uszu. Dotarły one także do uszu Listka, który zaciekawiony powoli wychylił głowę zza żłobka.
Szczeniak rozszerzył oczy ze zdumienia, kiedy spojrzawszy na niebo, ujrzał wiele jasnych, migoczących świateł. W pierwszej chwili, przestraszony, zamierzał wrócić do śpiącej Stokrotkowej, u której boku mógł liczyć na bezpieczeństwo i ochronę przed tymi nieznanymi obiektami. Kiedy jednak jego oczom ukazał się Cytrynowy Liść, samotnie siedzący w ciemności, młodzik przemógł swój strach i postanowił podejść do ojca, wciąż niespokojnie obserwując nieznany, nocny krajobraz.
Wiatr, głośno zawodzący, niemal nie przewrócił Listka na ziemię. Ten jednak wytrwale brnął przez niego, próbując nie utracić równowagi. Było to trudne, zważywszy na fakt, iż pies jednocześnie obserwował otoczenie, próbując chłonąć jak najwięcej z nocnej eksploracji obozu. Ze zdziwieniem zauważył, że te małe, krzyczące przedmioty w oddali, są tak naprawdę żywymi stworzeniami, co wskazywałoby na to, iż te świecące kropki wysoko również żyją.
— Co to jest to dziwne, na niebie? — szczeniak przekrzyczał wiatr z obawą, wzrok wbijając w swojego rodziciela oraz przysuwając się do niego bliżej, by móc schronić się przed zimnem. Kątem oka wciąż obserwował nieznane elementy. Cytrynowy Liść zniósł swój wzrok niżej, przerywając obserwację nocnego nieba i skupiając się na swoim potomku.
— Mówisz o Gwiazdach? To dom naszych przodków. Albo nasi przodkowie: jak kto twierdzi — oznajmił miękko, zasłaniając szczeniaka przed wiatrem. Nie było jednak na to nagłej potrzeby, gdyż podmuchy powietrza słabły z każdą chwilą, umożliwiając na swobodną rozmowę.
— Dom? — szczeniak widocznie zrozumiał tylko pierwszą część wypowiedzi. — Taki sam, jaki my mamy w Tebrenis? — dopytał się, z trudem wymawiając nazwę swojego klanu.
— Tak, taki sam, jaki mamy w Tenebris — poprawił go opiekun z lekkim uśmiechem. Objął on Listka ogonem, zapraszając, by ten usiadł u jego boku. Ten przez chwilę siedział w ciszy, namyślając się w rozluźnieniu; to jednak nie trwało długo, bo gdy nadeszła go kolejna wątpliwość, jego mięśnie samowolnie spięły się.
— Nie spadną na nas? — cicho, piskliwym głosikiem zadał pytanie szczeniak, powoli siadając na mokrej trawie. Pisnął delikatnie, gdy ta okazała się zimniejsza, niż przypuszczał. Cytrynowy Liść widocznie pogrążony był w swoich własnych rozmyślaniach i nie zamierzał zbyt prędko odpowiedzieć Listkowi.
Szczeniak natomiast z każdą chwilą milczenia rodziciela był coraz bardziej niespokojny. Te ciemne ściany, niegdyś napawające go otuchą i spokojem, w ciemności przypominały bardziej więzienie niż faktyczne schronienie, a milcząca figura Cytrynka potworem, który gotowy był zjeść małego Listka w mgnieniu oka.
Młody wzdrygnął się, gdy jego ojciec nareszcie odpowiedział.
— Czasem spadają, ale nie wyrządza nam to szkody. W końcu Gwiazdy to Oni. Gwiezdni nie zrobią nam nic złego.
Listek zmarszczył brwi, próbując zrozumieć, czy te świecące elementy są Tenebrisem dla Gwiezdnych, czy może nimi samymi. Jego młody umysł ledwo rozumiał wizję opiekunów w postaci zmarłych psów, w związku z tym już na pewno nie potrafił on rozpoznać, że wiatr przestał wiać, a on nie musi już tulić się tak do Cytrynka. Tulił się do niego więc w dalszym ciągu.
— Aha… Czyli tam są nasi przodkowie — w zasadzie nie spytał, a stwierdził Listek.
Cytrynowy lekko skinął głową, a chociaż Listkowi zrobiło się mimowolnie smutno, to jego opiekun wyglądał na całkiem szczęśliwego — podniósł on ponownie głowę, wciąż wypatrując czegoś wśród gwiazd, podczas gdy jego młodsza kopia siedziała tuż obok, zastanawiając się, dlaczego każdy musi umierać, i z jakiego powodu po życiu nie możemy odpocząć, a biegniemy dalej, by przez wieczność prowadzić kolejne pokolenia. Nie potrafił on jednak odpowiedzieć sobie na te pytania, także westchnął tylko, ponownie zwracając się do swojego ojca:
— Kogo szukamy? — zainteresowany podniósł łeb ku niebu.
— Bolesny. Bolesna Łapa — dorosły odpowiedział nieobecnym tonem.
Szczenięciu mimowolnie coś drgnęło w sercu. Niepokój i niepewność, jakie go otoczyły, nie mogły zostać prędko rozproszone. Listek poczuł niemal panikę i wielką chęć dowiedzenia się czegoś więcej o osobniku, którego wspominanie napełniło go tak gwałtownymi uczuciami.
— Skąd wiemy, że tam jest? — automatycznie zadał pytanie.
— Nie wiemy, ale wierzymy — Cytrynowy Liść zaczął powoli grzebać swoją łapą w ziemi. — Za życia był psem oddanym kodeksowi wojownika i wiernym swojemu klanowi. Gwiezdni powinni go przyjąć — powiedział niemal entuzjastycznie, z pełnym przekonaniem.
— Aha… Więc idziesz albo do Gwiezdnych, albo do tych złych… — powtórzył po swojemu Listek, chociaż coś nie grało mu w tym ustawieniu.
Zastępca klanu przytaknął.
— Lub do Vanity, miejsca dla niewierzących.
Brązowy szczeniak siedział chwilę w ciszy, potem jednak poczuł ogromną chęć kłócenia się ze swoim rodzicielem, nie mogąc uwierzyć, że przed psami są tylko te trzy rozwiązania. Z jego pyska nie wydostało się jednak żadne słowo. W końcu co on mógł o tym wiedzieć? Nigdy nie rozmawiał z Gwiezdnym. Nigdy nawet nie opuścił obozu. Był tylko małym szczenięciem, nic niewiedzącym o życiu i naiwnie myślącym, że pewnego dnia zostanie kimś wielkim, tak jak jego ojciec oraz Jasna Gwiazda.
Ale Bolesna Łapa? Imię wskazywało, że był tylko uczniem. Ale skoro jego tatuś go szukał, musiał być kimś naprawdę ważnym.
Zaintrygował go ten pies. I kiedy patrzył tak w Gwiazdy, pomyślał „No, mam nadzieję, Bolesny, że zostaniesz moim patronem i będziesz mi od dzisiaj pomagał. Jak ci się nudzi, o tam, w górze, to w ogóle możesz mi towarzyszyć. Jeżeli zostanę liderem, to zacznę nazywać po tobie młode czy inne takie. Odwdzięczę ci się za twoje towarzystwo!”.
Podziękował więc swojemu tacie za rozmowę, i nic się nie domyślając, postanowił pomodlić się przed snem za ów Bolesną Łapę i poprosić go ponownie, by ten go miał w swojej opiece.
Listek zniknął z powrotem w swojej oazie spokoju.
Gdy tylko młody odszedł, gwiazdy na niebie zaczęły mrugać nieco inaczej, wydając się większe i jaśniejsze niż wcześniej. Wiatr szeleścił łagodnie, mierzwiąc sierść Cytrynowego Liścia i przypominając do złudzenia szepty zmarłych klanowiczów: wśród nich jednak nie było słychać ciepłego głosu Bolesnej Łapy.
Przez chwilę usłyszeć można było również szepty Cytrynowego Liścia, jednak zarówno te, jak i obce ucichły, gdy zastępca Jasnej Gwiazdy udał się na spoczynek.
[1028 słów: Listek otrzymuje 10 PD i patronuje sam siebie]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz