Pustynny Wiatr starzał się.
Jego łapy, przeciążone wieloma patrolami dziennie mu to jasno mówiły. Wtórowały im obolałe, starte poduszki i pazury, które dziennie pokonywały wiele tras po miejskim asfalcie, w poszukiwaniu pożywienia dla klanu. Nie mówiąc już o sierści, która była w opłakanym stanie. Same jego myśli też się zmieniały. Były mniej wyraźne, więcej w nich było wspomnień o Fenkułowej Plamce i o czasach, gdy jego dzieci były małymi pulpetami. Och, ile on by dał, by mieć jeden taki dzień!; z partnerką obok i kicającymi wokół dzieciakami. W rzeczywistości Fenkułowej nie było, a jego dzieci były dorosłymi, samodzielnymi bytami. Wszystkiego nie polepszył fakt, że jego młodsza córka, Piaskowa Mara, odbiła Flumine. Jego córka była tą samą osobą, co ta krwawa władczyni Wodnych, o której co jakiś czas dochodziły plotki. Nieprzyjemne plotki. Nie wierzył, że to była JEGO Piasek.
Mimo wszystko Pustynny nadal pozostawał sobą. Nie dopuszczał za często do siebie myśli, że jest troszkę starszy.
,,Za często’’ jednak nie znaczy ,,nigdy’’.
Niemożliwe było w zupełności omijanie myślami tego tematu, gdy był psem tak bardzo zmęczonym. Jego organizm niemal wrzeszczał, z dnia na dzień coraz głośniej, by wojownik zwolnił. Chodzenie na codzienne patrole i polowania przez kilkadziesiąt księżyców (z odpoczynkami nieprzekraczającymi jakieś dwa tygodnie) przemęczyły jego organizm. Organizm, który, nie ukrywajmy, młodość miał już za sobą.
Teraz siedział w ciszy w swoim legowisku, wpatrując się tępo w ścianę.
Gdy usłyszał kroki na korytarzu, a do jego nozdrzy dotarł zapach Drżącego Szeptu, zastrzygł uszami.
— O. Cześć, ojciec.
Dreszczka miała dobry dzień. Wyczuł to po jej głosie. Gdyby było inaczej, co najwyżej warknęłaby coś do niego cicho.
— Cześć, córko… — odpowiedział ciszej Pustynny.
Czuł na sobie badawczy wzrok Dreszczki, nie za miły, nie za wredny. Ach, jakie ona ma ładne, błękitne oczka. Po matulce dostała. Taki sam wzrok. Tak, tak… Identyczny. — pomyślał. Zrobiło mu się ciepło na sercu.
Odgonił myśli, że Piasek też miała taki wzrok. Piasek nie zasługiwała na miano jego córki.
Chciał wstać, przytulić Dreszczkę i powiedzieć jej jakiś boomerski tekst, czy też przypomnieć jej, że z jakieś piętnaście księżyców temu (a nie, wait, trzydzieści), była malutką, białą kuleczką puchu.
— Cholera!
Gdy tylko delikatnie się uniósł, wzdłuż kręgosłupa poczuł przeszywający ból. Jęknął, znowu opadając na posłanie.
Pod pytającym wzrokiem Drżącej, która stała bezruchu i spoglądała na niego niezbyt inteligentnie, wojownik siedział jak sparaliżowany.
— Coś mnie postrzyknęło, nie patrz się tak na mnie. Mam już prawie dziewięćdziesiąt księżyców na karku. Życzę ci, byś w moim wieku, po tylu patrolach i polowaniach, była chociaż w połowie w tak świetnej kondycji, jak ja.
<Dreszczka, teraz ty>
[418 słów: Pustynny Wiatr otrzymuje 4 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz