Pajęcza Łapa zaczął dzień od porannej gimnastyki. Rozciągnął się, aż usłyszał własne stawy. Ziewnął przeciągle, mlaskając językiem wesoło. I od razu lepszy dzień! Nie ma to jak zacząć przyjemnie nowy dzień życia.
Ruszył przed siebie, szukając wzrokiem mentora. Zastanawiał się, gdzie go wywiało. Rozejrzał się tu i tam po medycznej siedzibie, a widząc syf na podłodze, aż dreszcz mu po plecach przebiegł.
— No nie, co za bałagan! — Mruknął pod nosem, teatralnym, załamanym głosem.
Nie był pedantem, jednak lubił porządek dookoła siebie. Chociażby dla satysfakcji i tego, że jeśli ktoś przyjdzie z potrzebą, będzie mógł szybko znaleźć potrzebne zioła.
Zaczął więc układać, tutaj stokrotki, na boczku. Obok nich położył mech, a na samym środku liście czarnego bzu. Pozostałe ziółka też poukładał, wielkością i ilością. Zanotował w głowie braki, które musi uzupełnić. Liści z wierzby będzie musiał poszukać.
Po bardzo długich parudziesięciu minutach skończył segregację. Na wszelki wypadek ogrodził kącik z ziołami patykami, żeby każdy widział granice i nie przekraczał jej.
Odetchnął zadowolony z efektu jego pracy, a następnie wyszedł na palące słońce. Przeszedł przez obóz, dochodząc do stosu ze zwierzyną. Zjadł śniadanie ze smakiem, by z uzupełnioną energią ruszyć szukać ziół.
W wyjściu z obozu spotkał Lisi Wrzask, jego mentora, którego szczerze podziwiał i baaaardzo darzył sympatią.
Zamachał ogonem energicznie na widok czarnego.
— Lisek! — powiedział radośnie.
— Kazałem ci nie zdrabniać mojego imienia.
— Achhh no tak! Ale gapa ze mnie, co? — Zaśmiał się.
Celowo nie stosował zakazów czarnego. Były według niego okropnie nudne i niefajne! On chciał pokazywać to, jak ważny dla niego był Lisi Wrzask, a czarny stale mu to utrudniał.
— No wielka. — Medyk przewrócił oczami.
Kiedy wymijał ucznia, Pająk trącił go nosem w bok, a następnie rzucił pędem przed siebie, żeby Lis go nie złapał.
Problem w tym, że czarny nawet nie zaczął go gonić. Lisi Wrzask nie zaprzątał sobie głowy takimi bzdetami, tak więc nędzna próba wciągnięcia go w zabawę zawaliła na samym początku.
Pająk, nim ogarnął, że nikt go nie goni, był już paręnaście metrów od obozu, a Lis zdążył się ulotnić. Nieco posmutniały przyjął na klatę kolejną porażkę, zaraz jednak odzyskując humor.
Spacerował przez piękne tereny Tenebrisu, zauważając nieopodal czarną sierść. Kojarzył tego wojownika z ich obozu. Był o wiele starszy i mądrzejszy. Los chciał, by szedł obok wierzby, której liści akurat Pająk potrzebował.
Ruszył więc wesoło, wprost na niego. Kiedy był blisko, nadstawił uszu. Usłyszał, jak pies szedł, a ciche brzdękniecie stawów dobiegło do jego uszu.
— Ojej, zabrzmiało, jakby ci pękła kość! — oznajmił.
Nocna Furia, słysząc to, odwrócił głowę i spojrzał na ucznia medyka z politowaniem. Nie skomentował tego w jakiś szczególny sposób.
— Boli cię coś? Potrzebujesz może pomocnej łapy? Bo wiesz, jestem uczniem medyka i już całkiem sporo wiem! — zaczął nawijać, dotrzymując kroku starszemu. — Masz jakieś zadrapania? Mogę ci nałożyć na nie papkę, która uśmierzy ból!
Kiedy tak mówił i mówił, nie zauważył, że zaczęli oddalać się od wierzby. Pająk będzie musiał wrócić niebawem po jej liście, by uzupełnić braki.
<Nocna Furia?>
[485 słów, Pajęcza Łapa otrzymuje 4 punktów doświadczenia i 2 punkty treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz