Igiełka przyszła na świat w dosyć… nieciekawych okolicznościach. Jej tato, Poziomkowa Stopa, zniknął gdzieś i nie pokazywał się od dłuższego już czasu. Już samo to nie wróżyło dobrze o tym miocie. W końcu… czy stało się coś złego, co sprawiło, że ojciec nie chciał własnych szczeniąt? Co spowodowało taką reakcję, i, co najważniejsze — co wydarzy się dalej z młodymi, które miały przyjść na świat bez jednego z rodziców? To ciężka sytuacja, prawda? Ale cóż, wyszło z niej przynajmniej tyle dobrego, że ich matka, jakby nie patrzeć, musiała być przy porodzie i nie mogła uciec przed tym tak jak swój partner. Czy byli partnerami? Igiełka nie mogła tego wiedzieć, i na tym etapie jej to nie obchodziło. Otóż gdy przyszła na świat i została wylizana przez matkę, Słodki Pysk, nie obchodziło ją nic poza własnym noskiem i piciem mleka. Zdarzało jej się piszczeć i kwilić, pokazując niezadowolenie z tego, że na przykład jest jej zimno, albo jest głodna, albo ktoś z rodzeństwa śmiał się na nią wepchnąć… Ale poza tym była bardzo kochanym, uroczym szczeniakiem, który zaczął zwiedzać legowisko od samego momentu stanięcia na swoich pulchnych czterech łapkach.
Czy sprawiała problemy? Oczywiście. Była głośna, uważała się za najważniejszą i jeśli coś jej się nie podobało, to dawała o tym znać bardzo dosadnie. Ale dla mamusi była kochanym szczeniakiem, przytulała się i machała ogonkiem, tak samo zresztą względem rodzeństwa — dopóki jej nie wkurzyli, oczywiście.
Zmiany zaczęły się bardzo prędko. Igiełka zajęta była zabawą, kiedy akurat mama zawołała ją do siebie, by po raz kolejny wylizać i poprawić jej futro. Mała suczka przyzwyczaiła się już do tego, jako że Słodki Pysk miała w zwyczaju sprzątać nawet własne dzieci. Dodatkowo w międzyczasie mama zaczęła coś do szczeniaka mówić coś, co młodą bardzo zaskoczyło:
– Musisz o siebie dbać, nie możesz wyglądać, jakbyś właśnie wyszedł z kupy liści i nawet nie poprawić swojego futerka. - powiedziała rodzicielka gdzieś pomiędzy ruchami językiem, którym przesuwała po grzbiecie córki. Bardzo zmieszanej córki, zresztą.
— Ona! — wykrzyczała Igiełka, marszcząc nieładnie nosek, obróciwszy się pyskiem w kierunku Słodkiego Pyska. Widząc zmieszanie na tym słodkim pysku mamy, jedynie wkurzyła się bardziej. — Jestem ona! Jak ty! Jestem jak ty! Jozumiesz?! — zapiszczała.
Mama jednak zdawała się zrozumieć. Tak się Igiełce wydawało, bo nie kłóciła się z nią, tylko przytaknęła cicho i kontynuowała układanie futerka swojego potomstwa. I w ten właśnie sposób mała członkini Tenebris po raz pierwszy dała każdemu znać, że nie będzie taka, jaka może się wydawać.
***
Dni mijały, a wraz z nimi szczenięta Słodkiego Pyska rosły coraz bardziej. Można było stwierdzić, że ich dorastanie było widoczne gołym okiem — każdego dnia zdawały się być coraz większe, coraz silniejsze i w przypadku Igiełki coraz głośniejsze. Mała nie przejmowała się tym, co myśleli o niej inni, a w każdym razie takie sprawiała wrażenie. Krzyczała, odkąd tylko nauczyła się mówić, biegała, odkąd tylko nauczyła się chodzić — choć to jeszcze nie szło jej zbyt dobrze i ciągle się przewracała. Młoda spędzała dnie z najbliższą rodziną, głównie z mamą, do której wyraźnie się przywiązała… i była zadowolona, pomimo tych ciężkich początków swojego życia. Nie przejmowała się niczym ani nie zastanawiała nad różnymi rzeczami, bo była najwyraźniej za mała na to, by w pełni pojąć co się wokół niej dzieje.
<Bożodrzew?>
[529 słów: Igiełka otrzymuje 5 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz