Każde z jej dzieci dawno wyrosło, mąż natomiast pochłonięty został przez wiele spraw, których termin dokończenia ubiegał niebawem końca, nic więc dziwnego w tym, że już nie tak młoda suka nie za bardzo wiedziała, co powinna ze sobą zrobić. Owszem, mogłaby powłóczyć się między zapracowanymi psami, jednak co by jej to dało? Kiedyś może i była to dość zabawna forma spędzania czasu, przynosząca choć trochę relaksu i uśmiechu na jej pyszczku, lecz jej ukochany wiele razy powtarzał, iż nie powinna zachowywać się jak niedojrzałe dziecko, tylko zająć się poważniejszymi dylematami. Problem leżał także w tym, że prawdę mówiąc — mimo swojej pozycji w klanie — nie spadało na nią już tak wiele obowiązków. Wielu sądziło, że liderka może nie być już w stanie unieść na swoich barkach tak wiele, dlatego niektórzy sami zaczęli rozwiązywać konflikty, które niegdyś były obowiązkiem Rzepakowej Gwiazdy. Poniekąd ją to cieszyło; nie musiała pojawiać się na wielu spotkaniach, tak więc jej kości mogły dużo odpoczywać. Z początku było to dla niej wybawieniem, jednakże istnieje też druga strona medalu — nazywa się ją nudą. Wszystkie te siły, które tak oszczędzała, leżąc na swoim posłaniu, na nic się nie przydały, nie ma bowiem nic do roboty. Dlatego zaczęła myśleć — co mogłaby zrobić, żeby umilić sobie ciepły poranek?
Podniosła się spod drzewa, którego gałęzie sięgały aż do zgniecionej przez jej ciało trawy. Rozciągnęła nieco swój obolały od ciągłego spoczynku kręgosłup, by następnie ziewnąć dwa, a potem też trzeci raz. Uznała, że to idealny moment, by skierować się nieco dalej, niż zazwyczaj, tak więc rzuciła do męża krótkie „wychodzę”, znikając za buszem krzewów malin. Idąc, mijała wiele znajomych twarzy, niektóre promieniały mniej, niektóre bardziej, lecz każda z nich odpowiedziała na jej łagodne przywitanie. Sama tak naprawdę nie wiedziała dokładnie dokąd zmierza, jednak z tyłu głowy przywoływała z pamięci pewną postać, którą widziała stosunkowo niedawno. Ot, taki kundel, którego sierść pokryta była barwą tak nieregularną, jak żadna inna spotykana w jej otoczeniu. Pamiętała o obietnicy, którą ostatnio mu złożyła — że go odwiedzi, by wspólnie spędzić nieco czasu. Myślała o tym, jak opowiadał o dzieciach, które przygarnął — przez kilka nocy śniło jej się pierwsze spotkanie z nimi. Myślała też o tym, co — jako doświadczona już matka małej gromady — mogłaby mu doradzić w sprawie rodzicielstwa. Jak odmawiać, gdy bąbel chce popływać w wartkiej rzece? Co zrobić, jeśli zje trującą malinę? Czy może opowiedzieć historię o tym, jak Ciepły niemal nie zszedł z tego świata, gdy dowiedział się, w jaki sposób powstają takie maluchy jak on? Była to dość trudna decyzja, dlatego Rzepakowa postanowiła nie martwić się tym, dopóki nie dojdzie do zadania przez kundla konkretnego pytania.
Mimo tego, że droga wiodąca do bezgwiezdnego klanu wcale nie była tak krótka, pochód jej się zanadto nie dłużył. Zwinnie mijała każdy kamień, czy korzeń drzewa, a nim się obejrzała, przechodziła obok gromady psów, których imiona jedynie kojarzyła.
Zaczęła szukać swojego kolegi wzrokiem, co wydaje się dość prostym zadaniem — jego sierść jest w końcu tak wyróżniająca się, że nietrudno jest go odnaleźć w tłumie. Skakała ślepiami po sylwetkach kundli równie szybko, jak poruszała się w zaroślach, żeby się tu dostać — i wtedy go dostrzegła. Siedział sam jeden na szerokiej skale, patrząc z radością w oczach na coś, czego niestety zobaczyć z tej odległości się nie dało.
— Jaaazgot! — krzyknęła uśmiechnięta, przymykając nieco oczy, ponieważ akurat wtedy słońce postanowiło wyjrzeć nieco poza kłębiaste chmury. — Jazgocik, zobacz, kto przyszedł!
Zaczęła biec w jego stronę, jednak w radosnym przywitaniu przeszkodziła jej czyjaś łapa lub ogon, kończyna, której nie dało się określić, ponieważ suka potknęła się i dość szybko wylądowała pod łapami kolegi, ówcześnie ślizgając się w świeżym błocie. Z tego wypadku otrząsnęła się raczej szybko; gdy tylko podniosła głowę z ziemi, pomachała nią w tę i w tamtą, strzepując z siebie resztki brązowej mazi, jednocześnie brudząc sierść zdziwionego kundla.
— Rzepko, nie sądzisz, że powinnaś nas uprzedzić, zanim wpadniesz? — zapytał Jazgot, próbując pozbyć się resztki błota zza ucha.
— Uprzedzić? Ale to miała być niespodzianka, jak można uprzedzić kogoś o niespodziance? — Zrobiła wielkie oczy, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie można kogoś uprzedzić o niespodziance w taki sposób, żeby nie dowiedział się o niespodziance, ale równocześnie wiedział, że zostanie przez kogoś odwiedzony. — Czekaj, „nas”? Jakich nas, Jazgocie?
Na pytanie Gwiazdy nie odpowiedział słowami, lecz skinieniem głowy — skierował ją w stronę, z której dobiegały dziecięce piski i szczekania. Jego pysk rozpromienił się jeszcze bardziej, a gdyby mu się przyjrzeć, zauważyć by można, jak jego nos poruszał się ze szczęścia. Rzepakowa sama była zdumiona, nie tylko dlatego, że widziała małe szczeniaki, które niegdyś miała bliżej poznać, lecz również ze względu na powracające wspomnienia z okresu, w którym jej gówniaki były niewiele większe od płotki pływającej w jeziorze.
— Pamiętasz, jak miałem ci je przedstawić? Skoro już wpadłaś, co powiesz na to, żeby spędzić z nimi trochę czasu? — Na jego słowa automatycznie podniosła się z siedzenia i nie odzywając się choćby jednym słowem, ruszyła w stronę maluchów, by rzucić się do zabawy, polegającej na bieganiu za własnym ogonem.
<Co dalej, Jazgot?>
[818 słów: Rzepakowa Gwiazda otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz