6 czerwca 2022

Od Rzepakowej Gwiazdy

— Mamooo, nie uważasz, że jestem już trochę za stary, żeby prawić mi kazania? — wyjęczał zirytowany, kładąc zmęczoną głowę na rozprostowane łapy.
Rzepakowa, nieco już sfrustrowana postawą młodego, fuknęła na niego, odwracając się plecami. Nie rozumiała, dlaczego tak zawzięcie próbował postawić na swoim. Uważała, że należy jej się choć trochę szacunku z jego strony, w końcu chciała dla niego jak najlepiej, żeby nie spędzał czasu w samotności, zajmując się nieistotnymi bzdurami. W końcu kiedyś nadejdzie czas, w którym żałowałby takiej rozrzutności w młodych latach — a wiadomo, że najlepszą metodą zapobiegawczą jest działanie w teraźniejszości, nie wtedy, gdy jest już za późno, a jako matka myślała, iż dobrze wie, jak zaprowadzić syna do szczęścia w przyszłości.
— Nie chcę się z tobą kłócić, Meszek, naprawdę nie chcę — wyszeptała, wsłuchując się w swoje mocno bijące serce. — Po prostu, wiesz… Spójrz czasem na inne psy, Mech, rozejrzyj się, jak oni żyją. Niektórzy naprawdę skończyli źle, żyjąc w ten sam sposób, jak ty. Ja… po prostu nie chcę, żebyś skończył, jako wieczny tułacz, któremu brak miejsca na tym świecie. Szczególnie że nie zostało mi już tak dużo czasu, pamiętasz o tym? Nie zawsze będziesz mógł się ze mną spotkać i porozmawiać.
Odwróciła się wtedy w stronę leżącego na ziemi psa, dostrzegając nagłą zmianę w jego mimice twarzy. Już nie był naburmuszony i nieskory do wysłuchania jej słów, lecz wydawał się skupiony na każdym zdaniu, które wypowiadała. Jego uszy postawione były wysoko do góry, jakby chciał, żeby wszystkie informacje dotarły do niego jak najwyraźniej. Głowa nie spoczywała na pokrytych ciemnym futrem łapach, lecz trzymana była nieco wyżej, a oczy skierowane zostały ku pyskowi Gwiazdy.
— Dlatego uważam, że powinieneś mieć dzieci.
I wtedy go zamurowało.
Nie chodziło już o fakt, iż jego stara matka całymi dniami zamartwiała się nad losami syna, który każdy swój dzień spędzał, jakby jutra miało nie być, nie obchodziły go także wyrzuty sumienia spowodowane rzadkim odwiedzaniem ukochanej rodzicielki, lecz o to, na jak głupie tory zjechała ich rozmowa. Mimo chwili zastanowienia nie do końca wiedział, czy wypadałoby wybuchnąć śmiechem, czy też rozpłakać się z nadmiaru emocji, oczywiście głównie tych pozytywnych, bo kto niby nie płakałby w tak kretyńskiej sytuacji? Dlatego uznał, że zamiast wybierać najlepszą opcję możliwą, tę najrozsądniejszą, po prostu poleci na spontanie.
— M-mamo, tyle że wiesz, jest t-taki jeden problem — wymamrotał, próbując powstrzymać się ze wszystkich sił od nagłego wybuchu histerycznego śmiechu, choć, jak widać, nie było to dość łatwym zadaniem. — Jestem ge… ge…
— Że czym? — spytała zdezorientowana, wyraźnie nie rozumiejąc tego, co dygoczący kundel próbuje jej przekazać.
— Gejem! Gejem… jestem.
I wtedy ją zamurowało, ponieważ nie rozumiała, co to znaczy.
Rzepakowa stała zdumiona, nieźle też zdziwiona, czekając na wyjaśnienie wypowiedzianej myśli, jednak przed chwilą jeszcze rozmawiający z nią kundel doznał niemożliwie ostrego ataku śmiechu, na który już nic nie mogło poradzić, trzeba było go bowiem przeczekać. Na domiar wszystkiego, w środku rodzinnej rozmowy pojawił się następny dylemat, tym razem nieco poważniejszy, niż preferencje seksualne syna liderki. Pomiędzy dwa psy wtargnęła mała grupa, której zadaniem było sprowadzenie Rzepakowej Gwiazdy do centrum obozu, w którym, jak zdążyła zrozumieć, działo się coś, czym miała się prędko zająć, nim wyjdzie to spod kontroli. Tak więc zrobiła — ruszyła za trójką prowadzących ją kundli, tak samo, jak Mech, który ledwo był w stanie stawiać łapę za łapą. 

— Co tu się wyprawia, jeśli mogę wiedzieć? — zapytała liderka, wchodząc między wyjące stado psów.
Próbowała zrozumieć, dlaczego aż tyle kundli zebrało się w jednym miejscu o tej samej porze. Rozglądała się na wszystkie strony, wyłapując coraz to więcej detali, jednak żaden z nich nie przybliżał jej do odnalezienia przyczyny takiego zamieszania.
— Mech, widzisz tam coś? — krzyknęła do stojącego nieopodal syna, któremu ówcześnie kazała nie zbliżać się do zamieszania, żeby przypadkiem nie został przez nikogo zdeptany.
Kundel wydał z siebie odgłos, machając łapą w prawą stronę, co sugerowało, iż zauważył, co stoi za tak wielkim bałaganem. Schyliła łeb, starając się przejść dołem między kibicującymi psami, krzyczącymi jakieś niezrozumiałe słowa. Wyłapała jednak jedno z nich — „Gwiezdna”. Nie miało to jednak sensu, ponieważ jedyną gwiazdą, która znajdowała się w tamtym miejscu, była Rzepa, która aktualnie była zgniatana przez dziki tłum.
Gdy tylko zdołała wydostać się spod niemal śmiercionośnego zgiełku, szybkim pędem udała się we wskazaną przez syna stronę. Ogarnął ją niemały strach, może nawet panika, ponieważ pies, którego ujrzała, miał nie żyć już od dawna.
— M-Miodowa? Co ty tu robisz? — zapytała, podchodząc bliżej do stojącej na środku placu samicy.
Nic jednak nie odpowiedziała, mimo że słysząc głos liderki, odwróciła łeb w jej stronę. Nie ruszając się z miejsca, posłała lekki, nieco szyderczy uśmiech zdezorientowanej Rzepakowej. Gwiazda nie wiedziała, co myśleć, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał jej, żeby jak najszybciej sprowadzić pomoc — w końcu komuś może stać się krzywda, prawda? Tym bardziej że nie znała zamiarów kundla, o którym każdy mówił, jak o dawnym zmarłym. Ostatnie, co Rzepa pamiętała z tego popołudnia to najszybszy bieg w stronę siedziby medyka i dręczącą ją myśl, zastanawiającą się czym jest ten mistyczny gej.

[818 słów: Rzepakowa Gwiazda otrzymuje 8PD i nadal nie wie, czym jest gej]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz