23 sierpnia 2022

Od Jazgoczącego Nurtu CD Drżącego Szeptu

Jazgoczący starał się nie przejmować siostrą. Było to trudne, zwłaszcza że w jego głowie — cokolwiek nie zrobił, dokądkolwiek nie poszedł — huczała głośno i wyraźnie Dreszczka, mówiąca mu prosto w twarz obelgi, posyłająca mu krzywe spojrzenia, a nawet atakująca go. Nie potrafił wymazać tego z pamięci, chociaż bardzo chciał. Ilekroć widział Drżący Szept, był oderwany od rzeczywistości, sparaliżowany ze strachu, czuł się, jak gdyby wszystkie jego bolesne wspomnienia przykuwały go do ziemi i wysyłały mu setki sprzecznych rozkazów: ,,Uciekaj, ukryj się, walcz, bądź dzielny, zawołaj pomoc… porozmawiaj z nią’’. Próbował jej unikać, ale mieszkali w tym samym klanie, na tym samym terytorium. To nie było łatwe, a patrząc na to, że wykonywał również swoje obowiązki, niewykonalne. Każdy dzień był dla niego koszmarem, czuł się definicją porażki. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek na widok jej postaci poczuje się tak źle.
Było coraz gorzej. W dodatku Piaskowa Mara, ich siostra, opuściła Industrię i podbiła Flumine. Wieści, które dochodziły z nękanego przez nią klanu, nie były radosne. To mogło się zakończyć tylko jednym: jej śmiercią. Jazgoczącemu serce pękało, gdy myślał, iż Piasek stała się potworem i jako potwór umarła. Nie miał już sióstr, obie stały mu się obce. A dwójka braci oraz ojciec byli załamani. Potrzebowali jego pomocy. Szczególnie Promyczek. On sobie nie radzi — myślał Jazgoczący Nurt, wtedy jeszcze Łapa, obserwując zachowanie młodszego brata. — Biedny. Kochał Piasek najbardziej z nas wszystkich. Mimo że zarówno jego, jak i Promyczka trening dobiegał końca, Jazgotek obiecał bratu, że zaczeka na niego z mianowaniem. By razem mogli to przeżyć.
— Wiesz co, Jazgocząca Łapo… — wyszeptał do brata tak cichutko, zaraz po tym, jak dowiedział się, że on również stanie się za niedługo wojownikiem; w tamtym momencie to właśnie Jazgotek przeżywał podobne uczucia co on. Nie takie same. Nie miał z Piaskiem tyle wspomnień, ile Promyk. Ale wciąż był w podobnej sytuacji. To powodowało, że beżowy uczeń, czuł w sobie wręcz bolesną chęć wygadania się. Słowa same pchały się na jego język — tylko umysł był jakiś otępiały, z wielkim opóźnieniem przetrawiał wszystko. — Ja nie chcę być wojownikiem… Nie teraz… Myślałem, że… Och. Po prostu… Inaczej to sobie wyobrażałem, wiesz?... Ty pewnie też. Wszystko jest teraz tak… skomplikowane.
Jazgoczący popatrzył się na niego tak dziwnie, a jednocześnie tak pokrzepiająco, że Promiennemu łzy same napłynęły do oczu.
— Ty wiesz… — załkał cicho. — Co… Powinienem zrobić? Ja naprawdę myślałem, że Piasek jest dobra. A ona?... Biedna Piasek… Biedne Owcze Serce… Co one zrobiły…
— Porozmawiajmy z Rzepakową Gwiazdą. Ona zrozumie.
— I… Nie będę m-musiał zostawać teraz wojownikiem? Wiesz, ja naprawdę chcę nim być, tylko… Bardziej od tego pragnę trochę czasu… Po prostu… Aż ona nie wróci.
— Jasne. Jest kochaną liderką. — odszepnął trójkolorowy. — I ja też się wstrzymam z awansem. Najbardziej pragnę, by przejść mianowanie wraz z członkiem rodziny. Razem zostaniemy wojownikami. Jak będziesz gotowy — tutaj przerwał, jak gdyby bijąc się z własnymi myślami. I ostatecznie dodał, choć innym, obcym głosem: Poczekamy, aż Piaskowa Mara wróci. Wtedy zostaniemy wojownikami.
Lecz jego oczy mówiły co innego. Ona nie wróci — zdawały się krzyczeć, a jedynie miłość do brata i współczucie powstrzymały ten krzyk.
Jeszcze kilkanaście księżyców temu zakończenie treningu i otrzymanie wojowniczego imienia było dla niego najbardziej istotną na świecie sprawą. Ale wtedy rzeczywistość była inna. Spokojna. Bez problemów. Gdy teraz myślał o przeszłości, wspomnienia wydawały mu się bajką. Wątpił, by jego życie się ustabilizowało, chociaż bardzo tego pragnął.
Nawet nie zauważył, gdy sam zaczął zachowywać się jak jego rodzina; pogrążony w smutku, zamyślony, odłączony od rzeczywistości. Za cel postawił sobie jedynie pocieszanie bliskich, lecz przecenił swe możliwości.
Otrzymał pomoc ze strony osoby, po której najmniej się tego spodziewał.

***

Nie zauważył Dreszczki.
Zwykle to było trudne; jej białe futro rzucało się w oczy ze znacznej odległości. Jej zapach, śmierdzący i miły zarazem, jeśli można było to tak nazwać, był wyczuwalny w całym pomieszczeniu. Serce skakało mu jak na trampolinie, gdy zdawał sobie sprawę z jej obecności. Wracając z legowiska Promiennej Łapy, o dziwo, nie zarejestrował jej ślepi, które były wpatrzone prosto w niego.
— Jazgocząca Łapo? — jej głos zadudnił mu tuż przy uchu, na co zareagowała jego sierść, stając dęba. — Możemy porozmawiać?
O Gwiezdni. O Gwiezdni. Oczywiście, że nie — odpowiedziała zaraz jedna część Jazgotka, gdy ten podskoczył, przerażony błyskając oczami. — Mogłaś uprzedzić, że tu jesteś. Nie strasz mnie.
Lecz poczuł w głębi duszy jakąś nadzieję. Kruchą i małą, niczym kamyk, podskakujący przy każdym ruchu, uwierający i niewygodny. Jak ziarenko piasku, którego chciał się pozbyć, a nie potrafił go dostrzec. Nie chciał rozmawiać z Drżącą. Jeszcze nie.
Już układał w głowie odmowę, już otwierał pysk, już niemal odchodził, gdy postanowił unieść głowę. Popatrzeć Drżącemu Szeptu w oczy, jak za dawnych czasów.
Nie do końca wiedział, czego się spodziewać. Nie do końca wiedział, co chce w nich zobaczyć. Mimo tego, brak agresji w jej spojrzeniu, brak złośliwości, brak przewracania oczami, przymrużonych powiek — czysty, prosty wzrok, zaskoczył go. Pozytywnie.
Chwila zawahania z jego strony wystarczyła, by Dreszczka zabrała głos.
— Posłuchaj, Jazgocząca Łapo. Proszę.
Wziął urywany wdech. Bał się, co wojowniczka zaraz powie. Obawiał się tego strasznie. Lecz miał nadzieję… Wyczuwał jakąś szansę. Nie mógł tego zmarnować. Nie chciał tego zmarnować. Nie chciał się już męczyć. Może… Może coś się zmieni. Może.
,,Ale warto dać jej szansę’’ — pomyślał, przełykając ślinę. Odrzucił na tył głowy cichy, szepczący głosik: ,,Dawałeś jej wystarczająco dużo szans, nie bądź głupi. Jest niebezpieczna’’.
— Jestem zmęczona, Jazgoczący. Myślę, że dla własnego dobra powinniśmy przestać siebie unikać. Wiem, że zrobiłam źle, ale ty też nie jesteś święty — mruknęła, ale widząc, jak Jazgotek spina się, westchnęła. — W każdym razie chciałabym cię przeprosić. To nam nie pomaga. Piasek zaatakowała Flumine, a nasza rodzina powoli się rozsypuje. Powinniśmy coś z tym zrobić. Strasznie mi przykro, naprawdę. Pluję sobie w brodę, że wtedy nie mogłam opanować emocji. Wiem, że źle zrobiłam. Wybacz mi.
Słuchał jej w ciszy. Nie poruszył się, nie wydał żadnego odgłosu. Oddychał i słuchał, nie wierząc w to, co słyszy. Nie wierzył też do końca, by jej słowa oznaczały to, co powinny oznaczać.
Zmierzył ją niepewnym wzrokiem.
— No… Hm — burknął. Nie potrafił popatrzeć Drżącej w oczy. — Skoro… Skoro chcesz. W sensie… Myślę, że możemy spróbować. Mnie też to męczy. Chciałbym, żeby było tak, jak dawniej, Księżniczko — uśmiechnął się w nagłym przypływie pewności siebie.
W jednej chwili poczuł ciepło otaczającej go śnieżnobiałej sierści. Był zaskoczony, to oczywiste. Trochę zawstydzony. Ale było to przyjemne zaskoczenie. Czuł się, jak gdyby dostał prezent, którego pragnął od dawna — tyle że sam się do tego nie przyznawał.
Odwzajemnił uścisk, napotykając spojrzeniem jej błękitne oczy. Nie było w nich furii. Nie było agresji, która wyryła mu się w pamięci, zostawiając po sobie rany. Pierwszy raz dotarło do niego, że można te rany wyleczyć. A przynajmniej spróbować.
Drżący Szept, ta sama osoba, która zrzuciła na niego ten strach, zrobiła również pierwszy krok, by go przezwyciężyć. To dało mu motywację.
Nie minęło wiele czasu. Wydawało się, jakby minęły zaledwie godziny, jedynie minuty. Ani się nie obejrzał, a Promyczek również był gotowy. Oboje stali się wojownikami. Tak jak Jazgotkowi się wymarzyło — u boku brata, Promiennego Piasku. Z rodziną, która mu gratulowała.
I z siostrą, której dobrą stronę wreszcie zaczął poznawać. Dawniej myślał, że Drżący Szept takowej nie posiada. Teraz wiedział, że musiał jedynie zdobyć klucz. Wiedział, że nigdy by go nie odnalazł, nigdy nie przeżył tego momentu, w którym zaczął inaczej dostrzegać postać Dreszczki, gdyby nie wydarzenia, które go do niego doprowadziły. I gdyby nie fakt, że Drżący Szept sama postanowiła dostrzec, przeprosić, wysłuchać. Sama wręczyła mu ten klucz z własnej, nieprzymusowej woli.
Jak to mawiano — Errare humanum est — błądzić jest rzeczą ludzką. I nie tylko ludzką, bo również psią, jak się okazuje.
Pobłądził, wycierpiał się, lecz znalazł to, czego pragnął.
Odzyskał siostrę.
Koniec wątku Jazgotka i Dreszczki. Niech ich relacja już nigdy się nie pogorszy, amen.
[1261 słów: Jazgoczący Nurt otrzymuje 12 PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz