"W piekle na powitanie pokazują ci wszystkie twoje niewykorzystane szanse, pokazują, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś we właściwym czasie wybrał właściwe wyjście. A potem pokazują ci wszystkie te chwile szczęścia, które straciłeś."

Kurka

SUCZKA || 68KS || BEZGWIEZDNI || MEDYCZKA || 100PZ || 81PD

aparycja

Kurka w porównaniu do innych przedstawicieli swojej rasy (a w zasadzie typu, bo oczywiście rodowodu nie posiada) jest drobna i niewielka, jednak stojąc obok innych rasowo mniejszych psów z łatwością mogłaby im nakichać na czubek głowy (co gotowa jest zrobić, więc lepiej z nią nie zadzierać i nie kusić losu). Sierść suczki jest długa, przez co wygląda jak puchata, oblana farbą chmurka i charakteryzuje się trzema kolorami rozmieszczonymi losowo po całym ciele. Na jej brzuchu przeważa kolor biały, podobnie jest na łapach. Jej pysk natomiast odznacza się rudą barwą, głowa i uszy są jakoby przykopcone, a tuż nad oczami można dostrzec plamki perłowo białego futra. Jednakże nikt nie zauważa tych białych futrzanych śnieżynek, gdyż to właśnie oczy przykuwają całą uwagę; jedna tęczówka jest błękitna, druga zaś piwna.

charakter

Kurka może i wygląda niegroźnie jako niebywale puchaty i dość niski pies, lecz pod tym miękkim futerkiem i maślanymi oczami skrywa się wyszczekana, pyskata, awanturnicza, doświadczona suczka, która nie tylko potrafi otworzyć buzię, ale też odgryźć się tak, żeby zabolało. Sprawia wrażenie wrednej i konfliktowej, odbierając wszystko jako atak i, jeżeli sytuacja nie wymaga mocnej riposty, odpowiadając na każde słowo morderczym i nieufnym wzrokiem. A że Kurka nie należy raczej do psów łatwowiernych i otwartych, inni poza pierwszymi odczuciami nie dostają żadnej szansy, aby poznać ją bliżej. Chociaż wiadomo, nie zawsze się udaje, ale Kurka nie tylko próbuje być samodzielna, lecz też nie chce na nikim polegać i być od kogoś zależna. Co w większości przypadków skutkuje tym, że, między innymi ze względu na brak doświadczenia i prawie że szczenięcą głupotę, której nigdy się nie pozbyła, pakuje się w kłopoty. Z kolei duma rzadko kiedy pozwala jej przyznać się do błędu i poprosić o pomoc.
Jest odważna, waleczna, a poddawanie się nie leży w jej naturze. Zawsze trzyma się swojego zdania najdłużej, jak może i nienawidzi nie mieć racji. Często odzywa się, choć niepytana przez żadnego wojownika. Nie znosi, gdy ktoś dyskredytuje jej wiedzę ze względu na jej pozycję w klanie i brak umiejętności walki, a każdego, który się tego dopuścił, szczerze i otwarcie nie lubi, mrucząc pod nosem coś o starym, zgrzybiałym dziadzie za każdym razem, gdy koło niej przejdzie. Choć często czuje się samotna i skrycie pragnęłaby mieć kogoś bliskiego, nie pozwala nikomu zbliżyć się do siebie. Nikt nie ma pojęcia o radośnie merdającym ogonie po usłyszeniu pochwały, nikt nigdy nie widział błyszczących oczu wpatrujących się z zainteresowaniem i podziwem, nikt nie słyszał wesołego szczekania podczas chwili relaksu, przerwy od pracy. Nikt poza przyjaciółką Kurki z dzieciństwa, którą suczka kochała nad życie. I kocha nadal, i nigdy nie wybaczy sobie, że pozwoliła jej umrzeć.
Siedzę na usłanej pomarańczowymi liśćmi łące. Szepczący wiatr wprawia w taniec moją wielokolorową sierść i wypełnia zafascynowaniem brązowe oczy znajdujące się na zgrabnej, szczenięcej główce, wpatrzone w moją osobę.
Unoszę pysk. Obserwuję przemieszczające się po niebie białe, puszyste chmury. Kątem oka, zadowolona, spostrzegam, że moja przyjaciółka powtarza mój ruch i również wlepia wzrok w niebo.
— Jak to jest żyć w klanach? — przerywa ciszę, która między nami zaległa.
Namyślam się i odpowiadam dopiero po dłuższej chwili.
— Dobrze, chociaż nie poszczęściło mi się z ojcem.
Czuję na sobie jej spokojny, trochę nieśmiały wzrok. Uśmiecham się do niej, pokazując, że jest w porządku. Niech się nie martwi.
— Mówiłaś kiedyś, że wierzycie, że na niebie znajdują się zmarli — szepcze, na nowo unosząc łeb.
Spoglądam na nią lekko zdezorientowana kątem oka i wbijam wzrok w ziemię usłaną złotymi liśćmi. Wiatr ustaje, a ja mam wrażenie, że powietrze gęstnieje.
— My?... Że jako klan?... Nie wierzymy. Tylko oni wierzą. Ja… nie.

umiejętności

SZYBKOŚĆ

11


SIŁA

11


POZIOM MEDYCZNY

30


WITALNOŚĆ

14


ZRĘCZNOŚĆ

14


TRENING

zakończony



relacje

RODZINA

Imię Kurki nie jest przypadkowe, lecz jest wynikiem tradycji, którą rozpoczęła jej prababka, nazywając swoje dzieci od rosnących nieopodal muchomorów. Od pierwszego oddechu, niedosłownie, choć czasami ma takie wrażenie, musiała konkurować ze swoimi braćmi - Borowikiem, Maślakiem, Koźlarzem i Rydzem. Na początku o dostęp do piersi matki, przy czym szybko nauczyła się, że czasami bez ugryzienia czyjegoś ogona się nie obejdzie. Z czasem walka zaczęła się rozgrywać o względy i uznanie ojca, co dla Kurki okazało się podwójnie trudnym zadaniem, z racji, że jej staruszek był zgrzybiałym, obleśnym seksistą, zafiksowanym na zrobieniu ze swoich dzieci najlepszych wojowników w historii. Zabawa w berka czy figlarne zabawy z braćmi raptownie zamieniły się w treningi przygotowujące do szkolenia na wojownika. Każde machnięcie łapą i szczeknięcie musiało być przemyślane, będąc pod obserwacją czujnego oka ojca. Kurka, jako najsłabsza z rodzeństwa i jedyna suczka, praktycznie nieustannie otrzymywała reprymendy w akompaniamencie uszczypliwych komentarzy. Bezskutecznie też szukała pomocy i solidarności u matki, uległej dominacji ojca. Choćby nie wiadomo, jak się starała, Kurka nie potrafi sobie przypomnieć sytuacji, w której matka sprzeciwiła się swojemu partnerowi.

MENTOR

Będąc jeszcze w Tenebris, Kurka szkoliła się na wojownika u Jeżynowego Pióra, uciekając jednak z klanu i dołączając do Bezgwiezdnych, została uczniem Leonisa, który w przeciwieństwie do poprzedniego mentora był medykiem.
Kim więc był ten cały Leonis? Starym, acz zabawnym dziadem, często się kłócili. Dopiero teraz, po jego śmierci, gdy Kurka stała się tą pierwszoplanową medyczką, odczuła, jak bardzo brakuje jej dawnego mentora. Oczywiście, gdy ktoś spróbuje poruszyć z nią ten temat, obsypie go ripostami, rozdrażniona, ile emocji i wspomnień wiąże się z jej zmarłym nauczycielem. Za wszelką cenę unika tego tematu.
— Leonisie?
Mój głos jest rozedrgany. Ledwo zdaję sobie sprawę, że brzmię jak przerażony gówniarz. Jak piszczący Bóbr, którego pomagałam wypchać Ikrze.
Pochylam się nad moim mentorem. Słyszę, jak cicho parska. W mojej głowie zaczyna być głośno. Myśli, dotąd sparaliżowane, krążą w kółko. Podsyłają mi tyle możliwości.
— Ja… — chrząkam. Cała drżę. — Pójdę… po… — Prawie mówię, że pójdę po Leonisa. Milknę. Czuję się tak idiotycznie, tak dziwnie i jestem taka przerażona. Chcę zrobić tyle rzeczy, podać mu tyle ziół. Nazwy lekarstw wirują mi w głowie. Mieszają się, mylą. Myślę, że może wyniosę go na świeże powietrze. Jest lato. To mu pomoże.
Pochylam się jeszcze niżej i próbuję złapać go za kark. Zanim zdążę pomyśleć, czuję, że w moich oczach są łzy.
Spływają mi po pysku i kapią na medyka, moczą mu futro. Widzę, że się otrząsa.
— Zostaw — mamrocze cicho. Nie jestem pewna, czy to moje uszy nie robią sobie ze mnie żartów.
Panuje cisza. Przerywają ją nieregularne, świszczące oddechy. Zagryzam wargę.
— Chcesz… — jąkam się. — Chcesz podbiał? Pomoże ci oddychać…
Jakie zioło on by wybrał na moim miejscu?
Leonis nie odpowiada. Jestem roztrzęsiona; boję się. Boję się, że to są jego ostatnie chwile. Powstrzymuję szloch; chcę odejść. Chcę dać mu podbiał. Chcę się gdzieś ukryć. Jednocześnie boję się, po prostu się boję go zostawić samego.
— Ja… Ja chyba nie będę dobrą medyczką — rzucam. W cichym, ciemnym pomieszczeniu mój płaczliwy głos nie brzmi dobrze. Z mojego pyska wylewa się potok słów. — To nie t-twoja wina. Nie wiem. Chyba… Chyba pozagryzam kiedyś moich pacjentów, ze złości. Muszę się wziąć w garść. Zachowuje się jak szczenię. Szkod- Przerywam. Nie słyszę już jego oddechu. Nie słyszę bicia serca. Widzę tylko jego przymrużone oczy.
— Szkoda… — kontynuuję. Moje słowa przerywają spazmy. — Szkoda, że… Nie wiem. Ja… p-pierdolę… Leonis…? Halo?...
Trącam go zasmarkanym nosem. Już nie wzdryga się od moich łez.
— Dziękuję… i… — biorę wdech. Przełykam ślinę. — Przepraszam… Cię.
"Ależ ja już ją pokochałem! Zobacz, jaka przeurocza uczennica, będzie z ciebie idealna medyczka, kochaniutki grzybku ty mój, puci puci."
Czuję wilgoć w oczach, która wylewa się i płynie ciurkiem po moim pysku. Wszystko jest rozmazane. Wybucham głośnym płaczem, siadając na zakurzonej ziemi.

UCZNIOWIE

Pełnia

PARTNER

Szczerze? Kurka raczej o tym nie myśli. Czasem, widząc szczęśliwe pary, w jej głowie pojawi się kilka marzeń, ale medyczka szybko je przegania. Najpierw chce znaleźć kogoś odpowiedniego, który zaakceptuje ją taką, jaką jest. Pragnie czegoś stałego, krótkie romanse ją nie interesują.

POTOMSTWO

O nie, nie, nie. Tego Kurka jest pewna jak niczego innego. W życiu nie sprawi sobie tych wścibskich, głupich, piszczących i srających gdzie popadnie kurdupli.

ciekawostki

Nienawidzi szczeniaków.
Bardziej od szczeniaków nienawidzi starczego pierdolenia.

dodatkowe informacje

AUTOR CYTATU

Wojciech Kuczok ["Gnój"]

KONTO DISCORD

zesram-sie#7457

ŹRÓDŁO ZDJĘCIA

Flickr, Kristyna Kvapilova


OSTRZEŻENIA

0/3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz