28 października 2019

Od Auruma "Miasto duchów" [opowiadanie eventowe #1]

Pora opadających liści zawsze była trudnym czasem dla klanów. Deszcz i porywisty wiatr zwiększały ryzyko zachorowania. Zwierzęta przenosiły się na bardziej sprzyjające tereny. Ogólnie mówiąc - bieda aż piszczała.
Ale tutaj, w mieście, jesień, jak się okazało w ciągu kilku tygodni, była całkowitym wariactwem.
Zaczęło się dość niewinnie - dosłownie wszędzie pojawiły się duże, okrągłe, warzywnie pachnące przedmioty. Niektóre ogromne, niektóre mniejsze, ale wszystkie ponacinane w jakieś dziwne wzory.
Aurum nawet próbował zjeść jedno z tych enigmatycznych warzyw, ale były zbyt twarde, by skutecznie zanurzyć w nich kły.
Później do warzyw dołączyły inne, jeszcze dziwniejsze obiekty. Sztuczne nietoperze śmierdziały gumą lub plastikiem. Miniaturowe samice Dwunożnych zaczynały przesiadywać całymi godzinami pod domami, ubrane w dziwne stroje i kapelusze, milcząc prawie cały czas, by w najmniej oczekiwanym momencie wybuchnąć jeżącym włos na karku śmiechem.
Ale gorsze od nich były zbudowane z kości sylwetki Dwunożnych. Oczywiście, gdyby to były prawdziwe kości, Złoty żyłby jak w Coelum. Problem wyglądał jednak tak, że i one do spożycia się nie nadawały, pozostawiając w pysku posmak plastiku i farby.
Jeszcze gorzej było w szybach obiektów, do którego Dwunożni masowo chodzili prawie codziennie. Prawdopodobnie było to ich jakieś miejsce, w którym dzielili się zapachami, ale pies nie miał pewności. Gdy chciał tam kiedyś wejść, został dosłownie wykopany.
Za przezroczystymi, twardymi i zimnymi barierami stało jeszcze więcej dziwactw. Ubrania, figury, jedzenie, biżuteria - wszystko związane z kośćmi, pająkami, dziwnie ubranymi Dwunożnymi, krwią czy po prostu czernią.
Ale największe wariactwo nastąpiło jednej konkretnej nocy.
W dzień było jeszcze w miarę normalnie. Oczywiście na tyle normalnie, na ile w ciągu tych tygodni bywało. Ale i tak nic nie zapowiadało takiej paranoi.
Gdy tylko nastąpił zmrok, z domów zaczęły płynąć zbyt głośna muzyka, śmiechy i krzyki. Już wcześniej słyszał coś podobnego, ale tylko z pojedynczych domostw. Podworkowy pies na służbie Dwunożnych, widząc jednego takiego razu zdziwienie wojownika wyjaśnił mu, że w jego domu odbywało się coś zwane "świętowaniem".
Tylko dlaczego teraz całe miasto "świętowało"?
Ale, jak się okazało, to nie było wszystko.
Gdy już gwiazdy świeciły na niebie, Dwunożni zaczęli wychodzić masowo ze swoich domów. Głównie szczenięta, ale dorośli też. A wszyscy w dziwnych ubraniach, w stylu tych, które widywał wcześniej za szybami.
Szczenięta pukały od drzwi do drzwi, krzycząc coś, co brzmiało jak "lakierek albo fikus", ale łapy by sobie odgryźć nie dał, bo w sumie brzmiało to głupio.
Potem dorośli wrzucali im coś do materiałowych worków i młodsi przedstawiciele gatunku odchodzili do kolejnych drzwi w podskokach, w koło słychać było ich piskliwy śmiech.
Gdy w końcu podszedł do jednego z takich szczeniąt, zakrytego białym materiałem tak, że tylko oczy mu było widać, bo materiał miał dwie dziury, poczuł mydło-słodki zapach.
- Cześć piesiu! Masz, piesiu! - usłyszał pisk malucha, szelest papieru i już po chwili u jego łap leżało coś, co wyglądało na zdatne do spożycia.
Wbił kły w miękki i słodki produkt. Próbował go pogryźć, ale ten okazał się być klejący. Zaczął rozpaczliwie mielić pyskiem i mlaskać.
Chwilę później jedzenie rodem z Infernum zlitowało się nad Złotym i rozpuściło się pod wpływem jego śliny.
Szczeniak widząc, że pies uporał się z cukierkiem rzucił się na niego z wyciągniętymi łapkami.
Co to, to nie. Nie z nim te numery!
Aurum odskoczył od dzieciaka i rzucił się w stronę jednej z uliczek, która prowadziła do portu. Tam upił trochę deszczówki z wiadra i znalazł nieprzykrytą łódź, na której się ułożył.
Oby następny dzień już był normalny. Miał już dość tego wariactwa...
Zasnął. A śniły mu się kości i nietoperze.
[574 słowa: Aurum otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia (5+5) i 5 Punktów Umiejętności]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz