— Kpina. — mruknąłem pod nosem do samego siebie, jednak towarzyszka rozmowy chyba dosłyszała ten nieprzyjazny zwrot. — Kim są twoi rodzice? Może kojarzę.
Musiałem zmienić temat. Nie przeszkadzała mi cisza, wręcz przeciwnie! Mogłem w spokoju obserwować jej zachowanie, które jednak jasno dawało znać, że ta rozmowa ją odpycha. Nerwowe drapanie o bruk, wzrok uciekający przed kontaktem wzrokowym.
— Czy to bardzo istotne? — grymas na jej twarzy mówił sam za siebie.
Chyba nie potrafię dyskutować ze swoimi pobratymcami. Nie jestem w stanie rozczytać jej intencji.
— Chciałem tylko odświeżyć pamięć. Ród mówi dość sporo o jego członkach.
— W takim razie z jakiego rodu jesteś? — humor samicy znacznie się poprawił, kiedy zadała to lekko zadziorne pytanie.
Jej zmienna postawa zbijała mnie z tropu. Jak postępować z takim osobnikiem? Na żarty nie miałem ochoty, więc wciąż pozostawałem w swojej sferze komfortu.
— Syn poprzedniego lidera Tenebris, Ganimedesa. — burknąłem niechętnie. Nie jest to przeszłość, którą chciałbym się chwalić.
Atmosfera była niemiłosiernie ponura. Carmen doskwierał głód i myślę, że znała mojego przodka. Z każdą minutą zimno otaczało mnie coraz bardziej, przez co spotkanie dłużyło się i stawało nie do zniesienia.
— Nie wiem dokąd zmierza ta rozmowa, ale jeżeli chcesz, możemy wybrać się na bardziej obfite polowanie. Rzecz jasna myślałem, żeby udać się w stronę lasu. — odparłem z dumą i lekką wyższością, że mogę zaoferować swoją pomoc. — Będę zaszczycona. — Nie kryła się ze swoim prześmiewczym tonem, używała go jak broni. — Prowadź.
Uczyniłem tak, jak powiedziała. Gwałtownie odwróciłem się plecami do Carmen i żwawym krokiem ruszyłem przed siebie. Czułem na sobie kroki podążającej za mną towarzyszki, która nieustannie przyśpieszała. W pewnym momencie zaczęliśmy się oddalać od miasta biegiem. Na horyzoncie wyrastało coraz to więcej nagich, jesiennych drzew, okupowanych przez drobnych mieszkańców tego terenu. Z okoliczną florą i fauną żyłem w zgodzie, poza jednym wyjątkiem. Odkąd granice terytoriów zostały zatarte, psowate z innych klanów niewyobrażalnie działały mi na nerwy. Swojej własności pilnuje i bronie jak oka w głowie. Dlatego ta sytuacja, w której brakowało podziałów, rujnowała moje poczucie bezpieczeństwa, ponieważ siłą rzeczy odbierało to moją władzę. Tak właśnie napotkaliśmy jakiegoś obcego osobnika.
Przystanąłem natychmiast, by lepiej się przyjrzeć.
<Carmen?>
[351 słów: Praxidike otrzymuje 3 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz