Howling nie pozwalał sobie na sentymentalne wycieczki do minionych wydarzeń. Atak Piątych sparaliżował wystarczającą liczbę psów i wyrył zbyt dużo traum w ich szaleńczo zdolnych umysłach. Sam był wewnętrznie zobowiązany, by nie poszerzać tego grona i nie zostawiać klanu zdezorientowanego. Przeciwnie, starał się dawać przykład, nie nagłaśniając zaistniałej sytuacji, a w zamian szukał środków, które pomogłyby przystosować się Płomiennym do nowej rzeczywistości.
To nie jest tak, że się z tym pogodził. Po prostu zaakceptował stan rzeczy. Nie mógł dopuścić do tego, że wiecznie spoglądanie w przeszłość odebrałoby im potencjał na zbudowanie nowej przyszłości. Sprawnie skoordynował działanie Industrii, dzięki czemu wśród innych klanów nabrali wizerunek tych, co „szybko się pozbierali”. Racje nie są obfite, lecz już nie głodują. Niedawno, gdy wyrównali bilans łowny do minimalnego pułapu normy, część psów rozpoczęła eksplorację miasta w poszukiwaniu terytorium. Do tego czasu prowadzili koczowniczy tryb życia i niemal codziennie zmieniali miejsce noclegu. Wobec tego wyznaczył z grupy wojowników kilka psów, które równolegle z nim szukały bezpiecznego miejsca, gdzie mogliby się zatrzymać. Był świadomy, że niektóre klany już próbowały sobie zawłaszczać tereny, więc potrzebowali się sprężyć, żeby uniknąć kolejnych, obciążających konfrontacji.
Często przechodził koło lasu, pomimo że wprowadził zakaz samowolnego zbliżania się do niego. Nieprzerwanie ciągnęło go do tego, by wejść tam i wrócić po swoje. Złość, a zarazem frustracja wypełniały jego klatkę piersiową i wołały wręcz o odwet. Niemniej, próbował okrzesać żar jarzący się w sercu. Wiedział, że nie może narazić klanu na kolejne straty, gdyż jego członkowie zasługiwali na odpoczynek oraz poczucie bezpieczeństwa. Ponadto, pozostało kilka osobników, które nie wróciły do pełni sił fizycznych, a wobec wrodzonej odporności psychicznej Ognistych był bezsilny. Niemniej, bez wątpienia udało mu się nakręcić morale grupy oraz pokazać światełko w tunelu, które są w stanie osiągnąć. Odczuł nawet wrażenie, że w ciągu kilku ostatnich, forsownych tygodni zdołali wyrwać się z żałoby. Miał tylko nadzieję, że nie obserwacje te nie były złudzeniem.
Przez ostatnich kilka tygodniu, Industria poruszała się głównie po zachodniej części miasta, więc jej członkowie zdążyli poznać te tereny. Granice wciąż były ruchome, więc można było jedynie oszacować terytorium któregoś z wybranych klanów. Świadomie je sprawdzał, żeby wybadać grunt, na którym się poruszali. Podobnie działał, gdy kierował się na północ. Utraciwszy za młodu węch, zmuszony był szukać alternatywnych opcji rozpoznawania obcych siedlisk. Uznał, i to nawet słusznie, że wilgotna zawiesina może być symptomem obecności Flumine, ponieważ to oni zajmowali niegdyś podmokłe tereny w lesie oraz byli przyzwyczajeni do takiego typu powietrza. Podążał za tym tropem, w międzyczasie zastanawiając się, w jaki sposób zostały wyznaczone nieoficjalne granice. Jeszcze niedawno świadczyła o tym polana, strumień wody czy nawet miejscowe rozrzedzenie sosen. W mieście było zbyt wiele bodźców zewnętrznych, powtarzających się miejsc oraz przypadkowych rzeczy wyrzuconych na ulicę, żeby sensownie oznaczyć swoje terytorium. Wiedział, że będzie to jego piętą achillesową w najbliższym czasie, ponieważ zaczną kreować się poszczególne, klanowe sfery, a on pozbawiony jest jednego z kluczowych zmysłów, który pomógłby je wyczuć.
Niedługo czekał, nim jego wyobrażenia nabrały realistycznych skutków. Wypatrzywszy zielony skwer, udał się w jego kierunku głodny nowych informacji. Starał się jak najbardziej rzetelnie i precyzyjnie zobrazować sobie całokształt miasta, w którym Wybrani się aktualnie znajdowali. Słyszał obce ruchy oraz odgłosy w oddali, ale zignorował je. Był pewny, że nie były to rozpraszacze Dwunożnych, lecz nie czułby się dobrze, wycofując się. Nie był również zaskoczony, gdy wkrótce zza gąszczy wparował jakiś pies z krwiożerczą miną. Początkowo nie przykuł do tego większej uwagi, gdyż był przejęty łapaniem obślizgłej, starej ropuchy, która umykała mu między łapami. Jako szczeniak nie umiał ominąć tego płaza bez zainteresowania, toteż do dzisiaj pozostał w nim ten nawyk. Mimo wszystko był świadomy, że nic nie wiedział o nastroszonym ze złości psie, który za nim podążał i wymawiał szlachetne kazania. Z uwagi na narastającą presję, zdecydował się na ostateczny atak. Naskoczył na bufo i spróbował złapać je w swoje sidła. Po nieudanym zamachu gwałtownie zwrócił się w stronę przypuszczalnego oponenta, odwzajemniając się równie zawistnym warknięciem. Już po pierwszej chwili domniemał sobie jego płeć, zwróciwszy uwagę na muskulaturę, posturę i wzrok, który wręcz kipiał od chłodnej nienawiści. Nagle, w krótkiej chwili rozluźnił całe swoje ciało, nawet lekko uśmiechnął i dał upust swojemu kostycznemu języku:
- O co Ty się wściekasz?
- Stoisz na nieodpowiedniej ziemi, a jeśli nie chcesz wrócić kulawy do swojej nory, to radziłabym Ci się stąd wynosić.
Howling odruchowo odchrząknął drwiąco, usiłując zrozumieć tę parodię, którą suka ujęła w swojej oziębłej i stanowczej wypowiedzi. Nie miał zamiaru usunąć się w cień z podkulonym ogonem, ale też nie zależało mu szczególnie na szczenięcych kąśliwościach. Jako lider, powinien dumnie reprezentować swój klan.
- Czyli rozumiem, że teraz zawłaszczyliście sobie już całe miasto? Stoję na takiej samej ziemi, którą zastałem. I nie zamierzam się z niej ruszać na Twoją komendę.
Samica miała już odpowiedzieć, lecz niespodziewanie napiętą atmosferę przerwał głośny krzyk, podrywający ich do góry. Nasycone ekspresją oczy Red'a wytrzeszczały. Znał ten głos, usłyszałby go nawet przez sen. Momentalnie rzucił się w krzaki, zza których dochodził hałas, nie zważając na badyle i patyki, które kiereszowały jego ciało. Nowa towarzyszka, która jeszcze przed chwilą była skłonna rzucić mu się z zębami do gardła, pogoniła za nim, nawołując czyjeś imię. Howl nie odstąpił jej tego czynu, również wołając desperacko swoją małą siostrzyczkę.
<Szara?>
[922 słowa: Howling Red otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz