Cholera.
Gdzie ja miałam rozum? Samiec, wyglądający na silniejszego i lepiej odżywionego niż ja, stał przede mną i świdrował mnie wzrokiem. Szybko porównałam swoje i jego możliwości bojowe, miałam jednak z tyłu głowy świadomość, w jakim stanie się znajdowałam. Potencjalna konfrontacja nie była tym, czego szukałam. W myślach wyrzucałam sobie tę głupią reakcję wywołaną frustracją. O ile lepiej byłoby siedzieć cicho! Ale sama się w to wplątałam, więc teraz musiałam jakoś wybrnąć.
Uniosłam wzrok na jego błękitne tęczówki, wpatrując się z irytacją. Nie będę sprawiać wrażenia słabej, głodnej i łatwej do zaatakowania, co to, to nie. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Chciałam dać mu świadomość, że nie zawaham się walczyć, jeśli mnie zaatakuje.
– Wybacz, najwidoczniej pobiegliśmy za tym samym szczurem.
Spojrzałam na swoje łapy i rozluźniłam mięśnie. Wybacz? Spodziewałam się dosłownie każdej reakcji poza tym jednym, konkretnym słowem.
Panowała między nami cisza, którą przerwał nieznajomy. Jego pytanie o moje pochodzenie wyrwało mnie z zamyślenia. Porównał nas do samotników i, mimo zdystansowanego spojrzenia, jakim go uraczyłam, w duchu przyznałam mu rację.
Jednym prostym zdaniem wywołał w moim umyśle lawinę – przez chwilę sama poczułam się, jakbym rzeczywiście była włóczęga.
Zabroniłam sobie tak myśleć. Chociaż nas wygnano, nie byliśmy samotnikami. Mieliśmy klanową społeczność, kodeks i Gwiezdnych. Włóczędzy żyli bez żadnych zasad, właśnie to najbardziej mnie w nich przerażało.
– Jestem Alter – widocznie moje milczenie go nie zniechęcało. Kim on właściwie był? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam jedno – nie chciał mnie zaatakować. Nie ufałam mu, ale jeśli tak mu zależało na poznaniu mnie, to dobrze.
Próbowałam wydedukować, skąd się tu wziął. Zapewne nie należał do klanu, nie wyglądał też na domowego pieszczoszka, ale mogłam się mylić. Warto byłoby coś z niego wyciągnąć.
– Rysa – rzuciłam nieco nieufnie, zmieniając jednak postawę na nieco przyjaźniejszą. Miałam plan. – Przepraszam za moją reakcję, miałam apetyt na tego szczura, chociaż są nieco żylaste.
Ukrył rozbawienie, a ja zaczęłam wcielać się w rolę.
– Byłeś już kiedyś na targu? Można tam zwinąć Dwunożnym różne pyszne kąski. Zaglądam tam co jakiś czas i jeszcze nigdy nie wróciłam z pustymi łapami. – fałsz. Odwiedziłam targ dopiero raz, bo wciąż byliśmy na etapie eksplorowania terenów.
– Chętnie wrzuciłbym coś na ząb... – wymruczał, jakby intensywnie nad czymś myślał.
– Moglibyśmy pójść razem, o ile nie masz nic przeciwko. – odwróciłam się i ruszyłam w stronę centrum, z zadowoleniem zauważając, że Altere podąża za mną. Szło nieźle.
***
– I wtedy szczeniak Dwunożnych zaczął szarpać mnie za ogon. One naprawdę są głupie. – samiec przytaknął, gdy skończyłam swój zmyślony wywód, a ja spojrzałam w niebo. Rano padał deszcz, ale teraz widocznie się rozpogodziło. Słońce grzało wręcz zadziwiająco przyjemnie jak na porę opadających liści.Nagle podskoczyłam, niespodziewanie czując, jak moje łapy obmywa mokra ciecz. Należałam do Wodnych, a to była zwykła kałuża, lecz poczułam się zaskoczona, gdy przypadkowo w nią weszłam. Altere roześmiał się cicho.
– Przestań! – warknęłam na niego żartobliwie. – Przestraszyłam się. Tak czy siak, teraz mieszkam tutaj, a nie w bloku Dwunożnych. Do domu wracam tylko, żeby się przespać. Mój pan właściwie nie zwraca na mnie uwagi.
Przez całą drogę do centrum starałam się jakoś nawiązać kontakt z białym samcem. Gdy rozmowa zaczęła się toczyć, uraczyłam go historyjką o moich Dwunożnych, z którymi rzekomo mieszkałam. Aż drgnęłam, gdy wyobraziłam sobie, że naprawdę mogłabym tak żyć. Nie zniosłabym bycia pupilkiem Dwunożnych, ale dla większego dobra mogłam się w niego wcielić. Tymczasowo.
***
Dotarliśmy na targ. Rozejrzałam się wokoło, nosem pochłaniając otaczające nas zapachy. Jeśli byłeś głodny, targ był dla ciebie istnym rajem na ziemi. Albo i piekłem, o ile nie byłeś na tyle szybki, by porwać coś, zanim Dwunożni zauważą cię i rzucą w ciebie jednym ze swoich kanciastych przedmiotów.Przez następne pół godziny wspólnie chodziliśmy pośród straganów, kradnąc Dwunożnym ich pyszności. Starałam się udawać miastową suczkę, ale gdy samiec na chwilę zniknął z mojego pola widzenia, buszując wśród wędlin kilka metrów dalej, porwałam spory kawałek mięsa i schowałam go na później. Gdy już sobie pójdzie, zaniosę go do klanu.
Altere wrócił, trzymając w pysku znakomicie pachnący skrawek szynki. Podbiegłam do niego, ignorując Dwunożną o piskliwym głosie, która rzucała w moją stronę obelgi w swoim języku.
– Chyba czas już iść. – szczeknęłam. Zabrałam część ciężaru ciała z tylnej łapy, która znowu upominała się o chwilę odpoczynku. Samiec pokiwał głową i wyszliśmy z targu, a ja postanowiłam, że w najbliższym czasie sprowadzę tu więcej psów. Nie wszystko z pokarmu Dwunożnych nadawało się do zjedzenia, ale kilka kąsków mogłoby wspomóc klan.
Postanowiłam wydobyć z samca choćby jedną, maleńką informację na temat tego, skąd pochodzi.
– Wiesz. – zagaiłam, dreptając obok niego. – Nie wyglądasz na psa mieszkającego z Dwunożnymi. Na targu zauważyłam, jak zwinnie się poruszasz. Większość moich miastowych znajomych nie ma takich umiejętności... Skąd cię przywiało, Altere? Gdybyś był samotnikiem z miasta, na pewno spotkalibyśmy się już wcześniej. – postawiłam wszystko na jedną kartę. Tak naprawdę mógł być zwykłym włóczęgą, choć szczerze w to wątpiłam.
W końcu mamy w sobie cząstkę włóczęgów nie oznacza, że nimi jesteśmy.
<Altere?>
[826 słów: Rysa otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz