10 października 2019

Od Nawłoci CD Howling Red'a

Nawłoć była przeklęcie zdziwiona swoją własną reakcją - tak, jakby dzika pogoń za psem była kluczem, który odblokował jej otępiały umysł. Może i zareagowała zbyt impertynencko, ale rudawy owczarek o niecodziennym umaszczeniu szybko ją o tym poinformował, robiąc rzecz jasna, dokładnie to samo co ona. Już samym takim zachowaniem jej zaimponował, bezgłośnie mówiąc o tym, że nie jest bez rozumu i nie da sobie w kaszę dmuchać.
Biegła za nim, czując jego zapach i drżenie ziemi od jego szybkich, wręcz króliczych susów, starając go sobie przypomnieć jak najdokładniej potrafiła. Czuć było od niego kompletnie inną woń i wyglądał inaczej, choć zostało w nim coś tak charakterystycznego, że nie dało się tego pominąć. Może przez te cholerne oczy, zerkające na nią ze spokojem, pomieszanym z niechęcią i nieukrywaną kpiną? Gdy tylko przypomniała sobie jego dość długie imię, zawołała je kilkakrotnie, kierując pysk w stronę umykającego w gęste listowie wilczura. Ten jednak nie zareagował, ba, miała wrażenie że przyśpieszył z jeszcze większą zawziętością. Jak mogła zapomnieć kogoś, kto jest już najprawdopodobniej liderem stada? Zmęczone ślepia Szarej i ten fakt musiały pominąć, bo co chwilę jej umysł dodawał kolejne fragmenty do nieskończonej układanki.
Wypuściła z gardła cichy, pełen zmęczenia charkot. Samica nie chciała, aby Howling pomyślał, że ma coś nie po kolei we łbie. Po prostu zachowała pewną dozę bezpieczeństwa w momencie spotkania "nieznajomego" - co było w tym takiego złego? Dałaby sobie do gardła skoczyć, że zareagowałby wręcz identycznie, gdyby przeżył to, co ona. A może przeżył coś podobnego, tylko nie wyciągnął odpowiednich wniosków - ale to już nie sprawa Nawłoci. Najważniejszy dla niej był jej klan i jego członkowie a co się z tym wiązało, wręcz chora fanatyka by zapewnić mu bezpieczeństwo. Nie opierała się temu instynktowi, wydarzenia które wstrząsnęły suką, na zawsze pozostawiły niezmazywalny ślad na jej powłoce. Nawet nie chciała zapatrywać się w inne możliwości wydarzeń, choćby ponownym atakiem jakiegokolwiek klanu. Miałaby w takiej chwili podejść do nich z szerokim uśmiechem na pysku i zapytać się, czego chcą? Wolałaby zabić choć jedną jednostkę, aby w walce jej towarzysze mieli o jednego mniej do zlikwidowania. Nawłoć przyrzekła w ciszy, że będzie bronić swego klanu do ostatniej kropli, wylanej na tą suchą ziemię, krwi. Odbije ich rodzime tereny i że Quintus zapłaci za morderstwo jej rodziny i zniszczenie jej cudownego życia. Zapłaci potrójnie za szkody a za każdego zabitego członka Flumine sama Nawłoć poprowadzi osąd i wykona wyroki. Nie przewiduje innej kary niż zadana przez nią śmierć. Mimowolnie spojrzała się w górę, błagając w duchu Gwiezdnych o błogosławieństwo. Jeśli to oni w nieznanym jej celu sprowadzili zagrożenie, niech pomogą się teraz jej go pozbyć.
Szara czuła, jak coraz bardziej oddalają się od miejsca, z którego wyrwał ich czyiś krzyk. Wrzask należał do kogoś młodego, choć nie nazwałaby go szczenięcym piskiem. Nie była w stanie określić czy był on radosny, choć jeśli już musiałaby się wypowiedzieć, to twierdziłaby raczej, że był on zawołaniem o pomoc. Jej długie łapy ledwo dotykały podłoża a ona sama parła do przodu, chcąc w końcu wytłumaczyć całe zajście przy granicy. Byli podobnej mocy biegu, co sprawiało że dziko pędzili w równym od siebie odcinku. Zieleń wokół nich zmieniała się w szybko przemijający krajobraz, delikatnie zamazując wyraźne do pewnego momentu kontury roślin. Szara zniżyła łeb, zaciskając przy tym zęby i jeszcze mocniej odbiła się tylnymi łapami od pofalowanej powierzchni, wyrywając przy tym pazurami niewielkie ilości ziemi. Gwałtowny ruch jeszcze bardziej ocucił sukę, powodując rozszerzenie źrenic i chwilowy przypływ energii.
W końcu wybiegli na wyrwę w krzaczastym obszarze, pojawiając się na dość małej, wyklepanej polanie. Od razu dało się dostrzec dwójkę psów o wygłodniałych oczach, wręcz nie pasujących do jasnej suczki, która starała się wyrwać z ich okręgu. Objęcie jej wzrokiem na nastręczyło Nawłoci wiele problemów, wręcz od razu nakreśliła sobie w myślach obraz działania w tejże sytuacji. Nie poszczyciła Howling Red'a najmniejszym spojrzeniem, choć czuła, jak jego ciało także zrywa się w złości w stronę swojej mniejszej kopii. Instynkt samozachowawczy Nawłoci od razu kazał rzucić się na dwa psy okrążające słaniającą się na łapach sukę, która choć mizernie wyglądała na pierwszy rzut oka, wcale taka biedna nie była - widać było w jej oczach cień waleczności i złość. Może i dopiero odrastała od ziemi, to czuć było od niej tą pewność siebie. Nawłoć miała jednak jedno, jedyne zadanie - wyeliminować zagrożenie. To był palący się w suce odruch, dziki i niepohamowany żadnymi, choćby najmniejszymi sprzecznościami w jej umyśle. Obrazy ginących członków z jej klanu wyżarły kotlinę w jej wnętrzu, powodując czystą nienawiść do agresorów. Czyżby to jej słyszeli wycie? Nieme w głuszy wołanie o pomoc?  Samica nie dociekała o to, kto to tak naprawdę jest - liczyło się to, że członek jakiegokolwiek klanu potrzebował pomocy.
Odbiła się od małego wzniesienia na którym stała i od razu wybrała psa pod swoje zamierzenie. Kątem oka zerknęła na Howlinga, który także objął sobie cel pod postacią drugiej istoty, ewidentnie czającej się na jasno rudą kępę futra. Owczarek o barwie kory dębu był dobrze odżywiony, ale wyraźnie zaniedbany, co powodowało spadek jego szans na wygranie tej potyczki. Jednak dorównywał jej wielkością a na szyi miał związaną pętle nieznanego jej jak dotąd koloru. Jeśli się nie myliła, był to znak Dwunożnych mówiący o przynależności do danego osobnika. Jeśli był we władaniu Dwunogiego, to co się dziwić jego głupocie zaatakowania psa, mającego za sobą resztę klanu? Pominęła jednakże fakt, że ona sama była z innego zgrupowania - gdy ktoś pod opieką Gwiezdnych nie miał łatwo, jej obowiązkiem było to zmienić. Nawłoć z jeszcze większą zawziętością otworzyła pysk z chęcią zagryzienia go, jak najszybciej by potrafiła. Jej żądza zabijania nie wzięła się znikąd, nie były to też jakieś chore fetysze suki. Morderstwo stało się dla niej rzeczą normalną, w momencie kiedy na jej oczach zarżnięto całą jej rodzinę. Dla dobra kogoś, była w stanie bez problemu pozbawić kogoś życia choć na pewno nie należało to do jej ulubionych zajęć. Nie musiała się starać, by wyłapywać najmniejsze ruchy przeciwnika - zwierzak zachowywał się niczym otępiony kozłkiem lekarskim. W krytycznym momencie naskoku Nawłoci pies nie odskoczył, jednak ze złością chciał odparować nagły i jakże niespodziewany atak. Jednak suka była sprytniejsza i to ona chciała wyraźnie dominować w tej walce. Stopniowo zakręciła się w biegu, by nagle rzucić się od jego lewej w stronę jego gardła - jednak nie to było jej celem końcowym. Samiec właśnie sam wykopał sobie grób, starając się obrócić, by zminimalizować ryzyko wgryzienia się w jego kufę. Nawłoć bardzo źle oceniła jego możliwości, był jeszcze głupszy niż myślała. Każdego szczeniaka w sforze uczono tego manewru... W ostatecznym momencie, rzuciła mu się na kark z dziką satysfakcją. Jej zęby nie miały żadnego oporu, aby zatopić się w ciepłej skórze przeciwnika. Od razu poczuła cierpki posmak krwi, który dopiero po kilku sekundach zmienił się w bardziej słodkawą wersje samego siebie. Delektowała się chwilowym przerażeniem psa; tym, że wie, że już przegrał tę bitwę. Przegrał z klanami i ich potęgą. Gdy uznała, że czas się pożegnać, zacisnęła mocniej posłuszne szczęki i zaryła pazurami o ziemię. Zanim jego kręgi nie wydały charakterystycznego dźwięku, nasilała nacisk z mordem w oczach. Dokładnie to samo zrobiono z jej matką. Owczarek w porównaniu do niej, nie wydał z siebie żadnego dźwięku lecz czuła, jak jego mięśnie wyraźnie wiotczeją. Cała walka nie trwała dłużej niż przebiegnięcie zająca przez tą polanę a gdy samica wypuściła z pyska ciało, czuła jak zadrżały pod nią łapy. Od razu skierowała swój wzrok na leżącego trupa, chcąc wyraźnie pokazać dominację i siłę, która zanikała z każdą sekundą. Zatrzymała się i odetchnęła, wypluwając z pyska resztki skóry leżącego biedaka. Zerknęła z ukosa na młodego psiaka, który zdążył się już wtulić w niepozornie miękką szczecinę przywódcy Industrii. Nie wiedziała kim ono było i co tu robiło, ale śmieszyło ją to, że Howling zgrywał dobrą rolę w momencie kiedy ona wyszła na mordercę z zimną krwią. On także rzucił się w stronę napastnika, jednak gdy tylko się zbliżył, tamten podkulił ogon i uciekł szybciej, niż gdyby gonił go cały klan. Kimkolwiek jednak były tamte zwierzęta, nie miały dobrych zamiarów wobec niewinnego ''szczeniaka''. Ruszyła wolnym krokiem w ich stronę, próbując wyrównać płytki oddech. Nie podchodziła zbyt blisko, nie chcąc dawać jasnemu liderowi jakichkolwiek powodów do niepokoju jej obecnością. Nie chodziło jej oto, aby wprowadzić w niego stres a co jak co, była dla niego psem obcym i potencjalnie niebezpiecznym. Przed chwilą dość brutalnie zabiła psa na ich ślepiach, nawet nie podejmując żadnej decyzji. Odetchnęła głębiej, mrużąc oczy w cichej pogardzie. Może i chciała mieć z Industrią dobre stosunki, ale nie oznaczało to, że teraz będzie przed nim się kajać. Przejechała językiem po zębach ostatni raz, wylizując resztki czerwonej cieczy z zębów, choć i tak wiedziała, że jej wargi zdążyły się już zabarwić na znienawidzony kolor.
- Moglibyśmy dokończyć naszą rozmowę, Howling Red? Wbrew pozorom mam ci wiele do powiedzenia - rzuciła w jego stronę dość spokojnym głosem - Ale w trochę mniej frustrujących okolicznościach.
Chciała normalnie porozmawiać, już nie mówiąc o sprawach priorytetowych, dotyczących choćby feralnych terenów. Ostatni raz widziała go na zebraniu klanów, pół księżyca przed atakiem Quintusa. W jej oczach można było dostrzec zaciekłość ale i ból, na myśl o bolesnych wspomnieniach. Pokręciła niezauważalnie łbem i zmrużyła oczy, w chęci rozwiązania całej sprawy.
<Howl?>
[1512 słów: Nawłoć otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz