Biegła za nim, czując jego zapach i drżenie ziemi od jego
szybkich, wręcz króliczych susów, starając go sobie przypomnieć jak
najdokładniej potrafiła. Czuć było od niego kompletnie inną woń i wyglądał
inaczej, choć zostało w nim coś tak charakterystycznego, że nie dało się tego
pominąć. Może przez te cholerne oczy, zerkające na nią ze spokojem, pomieszanym
z niechęcią i nieukrywaną kpiną? Gdy tylko przypomniała sobie jego dość długie
imię, zawołała je kilkakrotnie, kierując pysk w stronę umykającego w gęste
listowie wilczura. Ten jednak nie zareagował, ba, miała wrażenie że
przyśpieszył z jeszcze większą zawziętością. Jak mogła zapomnieć kogoś, kto
jest już najprawdopodobniej liderem stada? Zmęczone ślepia Szarej i ten fakt
musiały pominąć, bo co chwilę jej umysł dodawał kolejne fragmenty do
nieskończonej układanki.
Wypuściła z gardła cichy, pełen zmęczenia charkot. Samica
nie chciała, aby Howling pomyślał, że ma coś nie po kolei we łbie. Po prostu
zachowała pewną dozę bezpieczeństwa w momencie spotkania
"nieznajomego" - co było w tym takiego złego? Dałaby sobie do gardła
skoczyć, że zareagowałby wręcz identycznie, gdyby przeżył to, co ona. A może
przeżył coś podobnego, tylko nie wyciągnął odpowiednich wniosków - ale to już
nie sprawa Nawłoci. Najważniejszy dla niej był jej klan i jego członkowie a co
się z tym wiązało, wręcz chora fanatyka by zapewnić mu bezpieczeństwo. Nie
opierała się temu instynktowi, wydarzenia które wstrząsnęły suką, na zawsze
pozostawiły niezmazywalny ślad na jej powłoce. Nawet nie chciała zapatrywać się
w inne możliwości wydarzeń, choćby ponownym atakiem jakiegokolwiek klanu.
Miałaby w takiej chwili podejść do nich z szerokim uśmiechem na pysku i zapytać
się, czego chcą? Wolałaby zabić choć jedną jednostkę, aby w walce jej
towarzysze mieli o jednego mniej do zlikwidowania. Nawłoć przyrzekła w ciszy,
że będzie bronić swego klanu do ostatniej kropli, wylanej na tą suchą ziemię,
krwi. Odbije ich rodzime tereny i że Quintus zapłaci za morderstwo jej rodziny
i zniszczenie jej cudownego życia. Zapłaci potrójnie za szkody a za każdego
zabitego członka Flumine sama Nawłoć poprowadzi osąd i wykona wyroki. Nie
przewiduje innej kary niż zadana przez nią śmierć. Mimowolnie spojrzała się w
górę, błagając w duchu Gwiezdnych o błogosławieństwo. Jeśli to oni w nieznanym
jej celu sprowadzili zagrożenie, niech pomogą się teraz jej go pozbyć.
Szara czuła, jak coraz bardziej oddalają się od miejsca, z
którego wyrwał ich czyiś krzyk. Wrzask należał do kogoś młodego, choć nie
nazwałaby go szczenięcym piskiem. Nie była w stanie określić czy był on
radosny, choć jeśli już musiałaby się wypowiedzieć, to twierdziłaby raczej, że
był on zawołaniem o pomoc. Jej długie łapy ledwo dotykały podłoża a ona sama
parła do przodu, chcąc w końcu wytłumaczyć całe zajście przy granicy. Byli
podobnej mocy biegu, co sprawiało że dziko pędzili w równym od siebie odcinku.
Zieleń wokół nich zmieniała się w szybko przemijający krajobraz, delikatnie
zamazując wyraźne do pewnego momentu kontury roślin. Szara zniżyła łeb,
zaciskając przy tym zęby i jeszcze mocniej odbiła się tylnymi łapami od
pofalowanej powierzchni, wyrywając przy tym pazurami niewielkie ilości ziemi.
Gwałtowny ruch jeszcze bardziej ocucił sukę, powodując rozszerzenie źrenic i
chwilowy przypływ energii.
W końcu wybiegli na wyrwę w krzaczastym obszarze, pojawiając
się na dość małej, wyklepanej polanie. Od razu dało się dostrzec dwójkę psów o
wygłodniałych oczach, wręcz nie pasujących do jasnej suczki, która starała się
wyrwać z ich okręgu. Objęcie jej wzrokiem na nastręczyło Nawłoci wiele
problemów, wręcz od razu nakreśliła sobie w myślach obraz działania w tejże
sytuacji. Nie poszczyciła Howling Red'a najmniejszym spojrzeniem, choć czuła,
jak jego ciało także zrywa się w złości w stronę swojej mniejszej kopii.
Instynkt samozachowawczy Nawłoci od razu kazał rzucić się na dwa psy okrążające
słaniającą się na łapach sukę, która choć mizernie wyglądała na pierwszy rzut
oka, wcale taka biedna nie była - widać było w jej oczach cień waleczności i
złość. Może i dopiero odrastała od ziemi, to czuć było od niej tą pewność
siebie. Nawłoć miała jednak jedno, jedyne zadanie - wyeliminować zagrożenie. To
był palący się w suce odruch, dziki i niepohamowany żadnymi, choćby
najmniejszymi sprzecznościami w jej umyśle. Obrazy ginących członków z jej
klanu wyżarły kotlinę w jej wnętrzu, powodując czystą nienawiść do agresorów. Czyżby
to jej słyszeli wycie? Nieme w głuszy wołanie o pomoc? Samica nie
dociekała o to, kto to tak naprawdę jest - liczyło się to, że członek
jakiegokolwiek klanu potrzebował pomocy.
Odbiła się od małego wzniesienia na którym stała i od razu
wybrała psa pod swoje zamierzenie. Kątem oka zerknęła na Howlinga, który także
objął sobie cel pod postacią drugiej istoty, ewidentnie czającej się na jasno
rudą kępę futra. Owczarek o barwie kory dębu był dobrze odżywiony, ale wyraźnie
zaniedbany, co powodowało spadek jego szans na wygranie tej potyczki. Jednak
dorównywał jej wielkością a na szyi miał związaną pętle nieznanego jej jak
dotąd koloru. Jeśli się nie myliła, był to znak Dwunożnych mówiący o
przynależności do danego osobnika. Jeśli był we władaniu Dwunogiego, to co się
dziwić jego głupocie zaatakowania psa, mającego za sobą resztę klanu? Pominęła
jednakże fakt, że ona sama była z innego zgrupowania - gdy ktoś pod opieką
Gwiezdnych nie miał łatwo, jej obowiązkiem było to zmienić. Nawłoć z jeszcze
większą zawziętością otworzyła pysk z chęcią zagryzienia go, jak najszybciej by
potrafiła. Jej żądza zabijania nie wzięła się znikąd, nie były to też jakieś
chore fetysze suki. Morderstwo stało się dla niej rzeczą normalną, w momencie
kiedy na jej oczach zarżnięto całą jej rodzinę. Dla dobra kogoś, była w stanie
bez problemu pozbawić kogoś życia choć na pewno nie należało to do jej
ulubionych zajęć. Nie musiała się starać, by wyłapywać najmniejsze ruchy
przeciwnika - zwierzak zachowywał się niczym otępiony kozłkiem lekarskim. W
krytycznym momencie naskoku Nawłoci pies nie odskoczył, jednak ze złością
chciał odparować nagły i jakże niespodziewany atak. Jednak suka była
sprytniejsza i to ona chciała wyraźnie dominować w tej walce. Stopniowo
zakręciła się w biegu, by nagle rzucić się od jego lewej w stronę jego gardła -
jednak nie to było jej celem końcowym. Samiec właśnie sam wykopał sobie grób,
starając się obrócić, by zminimalizować ryzyko wgryzienia się w jego kufę.
Nawłoć bardzo źle oceniła jego możliwości, był jeszcze głupszy niż myślała.
Każdego szczeniaka w sforze uczono tego manewru... W ostatecznym momencie,
rzuciła mu się na kark z dziką satysfakcją. Jej zęby nie miały żadnego oporu,
aby zatopić się w ciepłej skórze przeciwnika. Od razu poczuła cierpki posmak krwi,
który dopiero po kilku sekundach zmienił się w bardziej słodkawą wersje samego
siebie. Delektowała się chwilowym przerażeniem psa; tym, że wie, że już
przegrał tę bitwę. Przegrał z klanami i ich potęgą. Gdy uznała, że czas się
pożegnać, zacisnęła mocniej posłuszne szczęki i zaryła pazurami o ziemię. Zanim
jego kręgi nie wydały charakterystycznego dźwięku, nasilała nacisk z mordem w
oczach. Dokładnie to samo zrobiono z jej matką. Owczarek w porównaniu do niej,
nie wydał z siebie żadnego dźwięku lecz czuła, jak jego mięśnie wyraźnie
wiotczeją. Cała walka nie trwała dłużej niż przebiegnięcie zająca przez tą
polanę a gdy samica wypuściła z pyska ciało, czuła jak zadrżały pod nią łapy.
Od razu skierowała swój wzrok na leżącego trupa, chcąc wyraźnie pokazać dominację
i siłę, która zanikała z każdą sekundą. Zatrzymała się i odetchnęła, wypluwając
z pyska resztki skóry leżącego biedaka. Zerknęła z ukosa na młodego psiaka,
który zdążył się już wtulić w niepozornie miękką szczecinę przywódcy Industrii.
Nie wiedziała kim ono było i co tu robiło, ale śmieszyło ją to, że Howling
zgrywał dobrą rolę w momencie kiedy ona wyszła na mordercę z zimną krwią. On
także rzucił się w stronę napastnika, jednak gdy tylko się zbliżył, tamten
podkulił ogon i uciekł szybciej, niż gdyby gonił go cały klan. Kimkolwiek
jednak były tamte zwierzęta, nie miały dobrych zamiarów wobec niewinnego
''szczeniaka''. Ruszyła wolnym krokiem w ich stronę, próbując wyrównać płytki
oddech. Nie podchodziła zbyt blisko, nie chcąc dawać jasnemu liderowi jakichkolwiek
powodów do niepokoju jej obecnością. Nie chodziło jej oto, aby wprowadzić w
niego stres a co jak co, była dla niego psem obcym i potencjalnie
niebezpiecznym. Przed chwilą dość brutalnie zabiła psa na ich ślepiach, nawet
nie podejmując żadnej decyzji. Odetchnęła głębiej, mrużąc oczy w cichej
pogardzie. Może i chciała mieć z Industrią dobre stosunki, ale nie oznaczało
to, że teraz będzie przed nim się kajać. Przejechała językiem po zębach ostatni
raz, wylizując resztki czerwonej cieczy z zębów, choć i tak wiedziała, że jej
wargi zdążyły się już zabarwić na znienawidzony kolor.
- Moglibyśmy dokończyć naszą rozmowę, Howling Red? Wbrew
pozorom mam ci wiele do powiedzenia - rzuciła w jego stronę dość spokojnym
głosem - Ale w trochę mniej frustrujących okolicznościach.
Chciała normalnie porozmawiać, już nie mówiąc o sprawach
priorytetowych, dotyczących choćby feralnych terenów. Ostatni raz widziała go
na zebraniu klanów, pół księżyca przed atakiem Quintusa. W jej oczach można
było dostrzec zaciekłość ale i ból, na myśl o bolesnych wspomnieniach.
Pokręciła niezauważalnie łbem i zmrużyła oczy, w chęci rozwiązania całej
sprawy.
<Howl?>
[1512 słów: Nawłoć otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz